Wtorek, 16 listopada Linia obrony burmistrza Łaskarzewa (mazowieckie) przed sądem jest ta sama. Oskarżony o spowodowanie wypadku pod wpływem alkoholu alkoholu i czynną napaść na policjantów polityk albo zmienia adwokata, albo nagle choruje. Tak było ostatnio. W sumie już piąty raz.
Burmistrz Łaskarzewa ma wyjątkowo daleko do sądu w Garwolinie, choć obie miejscowości w linii prostej dzieli 13 km. Waldemar L.,ubiegający się o reelekcję, jest oskarżony o spowodowanie kolizji drogowej pod wpływem alkoholu oraz czynną napaść na funkcjonariuszy policji.
Bo zaszkodzi mu
Sąd jego sprawą do tej pory nie mógł się zająć, bo oskarżony zasłaniał się zwolnieniami lekarskimi - za co nawet trafił do aresztu - albo w ostatniej chwili zmieniał obrońców.
Na ostatniej, w sumie już piątej, próbie rozpoczęcia rozprawy pojawił się, ale przedstawił swoje warunki. - Nie chcę, żeby telewizja nagrywała rozprawę, bo kandyduję na burmistrza i wybory są tu za kilka dni. To źle mnie przedstawia - argumentował.
Sąd się nie zgodził. Chwilę później oskarżony źle się poczuł, a więc skończyło się tak samo jak wcześniej. Odroczeniem.
Mistrz uników
Oczekujący na rozprawę na korytarzu nie mają wątpliwości. - To nie pierwszy raz - mówią i przypominają wcześniejsze "choroby" kandydata na urząd burmistrza. - Karetka pogotowia przyjechała, na noszach go z urzędu wynoszą, cyrk na cale miasto, a za godzinę czasu pijany po rynku chodził - opowiadają.
Jak się okazuje, po raz kolejny - podobnie jak świadkowie - zmarnowali swój czas, przychodząc do sądu. Piąty raz.