Piątek, 5 lutego Pewien rolnik o północy wracał do domu przez pola. Gdy zatrzymała go policja, dowiedział się, że jest winny państwu 500 złotych. Tyle wynosił mandat za przeklinanie w miejscu publicznym. Kiedy padło obrazoburcze słowo, nie wiadomo.
Ryszard Kilanowski z Krąplewic do dzisiaj nie wie, za co dostał mandat. - Nie mam pojęcia panie redaktorze, nie mam pojęcia, mówi reporterowi "Prosto z Polski".
Ja już nawet mówiłem, niech przyjadą latem jak rolniki zaczną pola obrabiać. Jak się coś zepsuje, pług czy coś, to przekleństwa lecą... no wiadomo. Ryszard Kilanowski
Policjanci, którzy jechali za mężczyzną przez ponad kilometr, również tego nie wytłumaczyli. - Policjant otworzył okno i mówi do mnie: masz mandat za przeklinanie. Ja mówię: chłopie, kto tu przeklinał?, opowiada Kilanowski.
Kara z pola
Policja tłumaczy, że mandat opierał się na konkretnej podstawie prawnej.
- Artykuł 141 kodeksu wykroczeń - mówi Marek Rydzewski, rzecznik Policji w Świeciu. Artykuł głosi: "Kto w miejscu publicznym używa słów nieprzyzwoitych podlega karze...".
Czy miejsce, w którym znajdował się pan Ryszard spełnia wymagania? - Miejscem publicznym jest miejsce, do którego ma dostęp nieograniczona ilość osób - przekonuje rzecznik.
- Ja już nawet mówiłem, niech przyjadą latem jak rolniki zaczną pola obrabiać. Jak się coś zepsuje, pług czy coś, to przekleństwa lecą... no wiadomo - odpowiada obarczony karą.
Gdy o mandacie poinformowała lokalna gazeta "Czas Świecia", komendant policji postanowił sprawdzić, czy zachowanie policjantów było prawidłowe. Postępowanie trwa.