Ile lat można budować stadion czy halę sportową? Bywa, że czternaście, a nawet osiemnaście lat to za mało, by nie tylko zbudować, lecz w ogóle wbić pierwszy szpadel. Ale szpadla nie ma co wbijać, jeśli już sama obietnica wystarcza do wygrywania kolejnych wyborów. Niektóre sportowe obietnice są więc powtarzane od niejednej kadencji. I w tej kampanii znów się mnożą.
O stadion w Chorzowie kibice zdążyli się już upomnieć i pod piramidami w Egipcie, i na nowojorskim Times Square. I co? I nic. Podobnie jest ze stadionem w Częstochowie czy nowoczesną halą sportową w Białymstoku, a także wieloma innymi inwestycjami, które obiecywali startujący w ostatnich wyborach samorządowych kandydaci na prezydentów.
Liczby są bezlitosne - spośród 21 zapowiadanych w ostatniej kampanii w 2018 roku dużych inwestycji sportowych zrealizowanych zostało tylko… sześć. Wśród tych niezrealizowanych jest i taka, którą zapowiadano już w 2006 roku, potem w 2010, w 2014, w 2018 - i wciąż się nie zaczęła.
Sprawdzamy, jak wyglądała realizacja sportowych obietnic w ostatnich latach w niemal 20 polskich miastach.
Wizualizacje, dyskusje i bieżni być albo nie być
O budowie hali sportowo-widowiskowej w Białymstoku słyszy się od 2006 roku. W swojej kampanii mówił o niej wówczas Tadeusz Truskolaski, który wygrał wybory i po raz pierwszy został prezydentem miasta. Wygrywał też w 2010, 2014 i 2018 roku. Temat hali przewijał się w wyborczych kampaniach, ale do dziś nie przygotowano nawet skonkretyzowanych planów jej powstania.
W blisko 300-tysięcznym Białymstoku nie ma dużej hali. Nie ma też sportowego bodźca do jej budowy, bo żadna z miejscowych drużyn nie gra w najwyższej klasie rozgrywkowej koszykówki, siatkówki czy piłki ręcznej. Ale to przecież nie musi być przeszkodą. Można zacząć od budowy obiektu, a potem myśleć o programie jego zapełnienia: meczami czy koncertami. Tak miało być w Białymstoku.
Ale przez kilkanaście lata białostoczanie doczekali się jedynie kilku wizualizacji, dyskusji o lokalizacji i sporów samorządowców oraz działaczy sportowych o to, czy hala ma mieć bieżnię, czy też nie. W międzyczasie powstał nawet scenariusz budowy dwóch mniejszych hal. I to tyle. Przez 18 lat.
Teraz temat - jak przed każdą z ostatnich kampanii wyborczych - wraca. W lutym ratusz przedstawił porozumienie z Instytutem Meteorologii i Gospodarki Wodnej w sprawie budowy hali w sąsiedztwie inwestycji planowanej przez IMGW. Miasto ma się ubiegać o dofinansowanie na halę z Ministerstwa Sportu i Turystyki. Prezydent Tadeusz Truskolaski po raz piąty zapowiada jej budowę.
Ale - jako się rzekło - żaden białostocki klub nie woła o halę, więc nie ma też presji ze strony kibiców. Pewnie dlatego realizacja tej akurat obietnicy nie była i nie jest priorytetem rządzących.
Co innego w Chorzowie.
Trzej kandydaci z boiska
Andrzej Kotala szedł do wyborów samorządowych w 2010 roku z hasłem budowy nowego stadionu dla Ruchu Chorzów. Wysłużony obiekt przy Cichej 6, z charakterystycznymi masztami oświetleniowymi w rogach, już wtedy prosił się o przebudowę i był obecny w politycznym życiu Chorzowa.
Biorąc pod uwagę, że Andrzej Kotala wygrał wybory różnicą 281 głosów, można założyć, że obietnica powstania nowego obiektu przyczyniła się do zwycięstwa w mieście, gdzie piłką nożną i klubem żyje spora część mieszkańców.
Po objęciu funkcji prezydenta Andrzej Kotala nadal roztaczał wizję budowy stadionu. Na przedstawianiu tej wizji zleciała pierwsza kadencja (lata 2010-2014). Stadion miał być jednym priorytetów drugiej (2014-2018). Ale i w tej nie wkopano ani jednej łopaty.
W swoim dużym reportażu Jakub Białek z "Weszło" szczegółowo opisał, jak Andrzej Kotala żonglował tematem nowego stadionu i uspokajał coraz bardziej zniecierpliwionych kibiców. Do wyborów w 2018 roku znów szedł z hasłem konieczności stworzenia Ruchowi nowego domu. I znów nic z tego nie wyszło.
Dopóki Ruch mógł grać przy Cichej, kibice jakoś znosili zabawę w kotka i myszkę z prezydentem, który zdawał się nie dostrzegać transparentów "nowy stadion dla Chorzowa", rozwijanych nawet przy egipskich piramidach czy na nowojorskim Times Square.
Jedną z ikon Nowego Yorku jest Times Square, to w tym miejscu codziennie spotyka się kilka tysięcy ludzi....
Posted by Ultras Niebiescy on Sunday, June 19, 2022
W styczniu 2023 roku Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego zamknął stadion z uwagi na zły stan techniczny masztów. Ruch musiał się ewakuować. Domowe mecze zaczął rozgrywać w Gliwicach.
Jesienią 2023 wrócił do Chorzowa, ale na Stadion Śląski. I klub, i kibice traktują to rozwiązanie jako tymczasowe. Podobnie jak zarządcy stadionu, którzy tłumaczyli Jakubowi Białkowi, że Stadion Śląski nie może być domem Ruchu, bo jest i ma być wykorzystywany do organizacji także innych wydarzeń sportowych czy koncertów.
CZYTAJ TAKŻE: "TO NIE KIBICE, TO PSEUDOKIBICE". WYRWANE DRZWI, KABINY WC, GRZEJNIKI, KAFELKI ZA ŚCIAN >>>
Przymusowa wyprowadzka z Cichej przelała czarę goryczy. Kibice postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i wytoczyć przeciwko Andrzejowi Kotali nowy arsenał: swojego kandydata na prezydenta. Został nim Szymon Michałek - aktywista i organizator sektora rodzinnego Ruchu Chorzów. Głównym punktem jego programu jest oczywiście budowa nowego stadionu dla Ruchu. Do głosowania na Michałka mobilizują się wszystkie grupy kibicowskie w mieście.
Przy pospolitym ruszeniu kibiców prezydentura Chorzowa może rozegrać się właśnie wokół stadionu. Dobrze rozumie to kandydat PiS-u Grzegorz Krzak, który też zapowiada budowę nowego obiektu. Ta trójka - Kotala, Krzak, Michałek - to już wszyscy kandydaci na prezydenta Chorzowa, co pokazuje, jak ważny dla miasta jest stadion Ruchu.
Andrzej Kotala uważa, że stadion nie powstał dotąd przez niesprzyjające i pechowe zbiegi okoliczności - jak tłumaczył w marcu w lokalnym Radiu Piekary. Nie traci jednak nadziei, że w końcu się uda - jeśli wygra wybory po raz czwarty.
Liga Mistrzów nie dla Częstochowy
W 2018 roku Raków Częstochowa grał w piłkarskiej I lidze. Na mecze przychodziło po 2-3 tysiące osób. Znacznie mniej niż w złotych czasach bywało na spotkaniach siatkarskiego AZS-u czy żużlowego Włókniarza, które przyzwyczaiły kibiców do regularnej walki o mistrzostwo Polski.
Raków grał na obiekcie, który ledwo spełniał wymogi licencyjne I ligi. Tymczasem piłkarze sprawowali się na tyle dobrze, że pojawiła się perspektywa awansu do Ekstraklasy. I szybko ten awans nadszedł. A wraz z nim problemy ze stadionem.
Obiekt przy ul. Limanowskiego nie spełniał ekstraklasowych wymagań. Raków jeździł więc do oddalonego o 80 kilometrów Bełchatowa, by tam grać swoje domowe mecze.
W budżecie miasta znalazły się środki na remont stadionu. Ale wyniki Rakowa przerosły i wyremontowany obiekt - dwa wicemistrzostwa, dwa puchary i w końcu mistrzostwo Polski. Stadion na 5,5 tys. osób regularnie wypełniał się po brzegi. Klub i kibice coraz częściej sygnalizowali potrzebę budowy stadionu na kilkanaście tysięcy miejsc. Takiego, który pozwoli na grę w europejskich pucharach. Ten obecny nie spełnia wszystkich wymagań UEFA. Gdy w tym sezonie Raków walczył o grę w Lidze Mistrzów, hymn tych rozgrywek rozbrzmiewał w Sosnowcu - znowu 80 kilometrów od macierzystego stadionu.
W ubiegłym roku temat podchwycił za to rząd Mateusza Morawieckiego. Gdy Raków sięgnął po mistrzostwo Polski, ówczesny premier przyjechał do Częstochowy i na stadionie Rakowa deklarował, że na budowę nowego obiektu przeznaczy 40 milionów z budżetu państwa.
Tę obietnicę ochoczo podchwycił magistrat, wcześniej unikający deklaracji związanych ze stadionem. 40 milionów nie wystarczyłoby na postawienie 15-tysięcznika, ale byłoby solidnym wsparciem w jego budowie.
CZYTAJ TAKŻE: PREMIER OBIECAŁ 40 MILIONÓW NA ROZBUDOWĘ STADIONU. MINISTERSTWO POLECIŁO MIASTU WYSTARTOWAĆ W KONKURSIE >>>
Po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych kwestia centralnej dotacji się rozmyła.
Za to prezydent Krzysztof Matyjaszczyk w trwającej kampanii samorządowej po raz pierwszy zaczął mówić o konieczności wybudowania Rakowowi nowego stadionu.
- Wspólnie z klubem podejmiemy rękawicę. Rozpoczniemy starania na rzecz budowy nowego obiektu piłkarskiego. Takiego, który spełni oczekiwania i sportowe, i oczekiwania kibiców - powiedział w lutym prezydent na zorganizowanej w siedzibie Rakowa konferencji prasowej.
Dotrzymali słowa?
Przed wyborami w 2018 roku temat budowy, przebudowy czy kapitalnego remontu dużych obiektów sportowych (nie uwzględniam tu przyszkolnych hal czy osiedlowych boisk) był obecny w programach 18 samorządowców, którzy wygrali wybory lub utrzymali się u władzy w stu największych polskich miastach. Z zapowiadanych w kampanii 21 inwestycji - w upływającej kadencji zrealizowanych zostało sześć.
Od grudnia 2021 nową halę sportowo-widowiskową ma Radom. Nieco ponad rok później prezydent Radosław Witkowski uroczyście otwierał stadion, na którym na co dzień gra Radomiak. Na razie brakuje na nim dwóch trybun - to obietnica wyborcza na kolejną kadencję.
Nowe stadiony zostały oddane także w Szczecinie i w Płocku. Z kolei w Łodzi dobudowana została trybuna na obiekcie ŁKS-u. W Olsztynie remontu doczekała się hala Urania.
W czterech miastach trwają zaawansowane prace budowlane - to efekt realizacji zapowiedzi z kampanii w 2018 roku. W Katowicach powstaje nowy kompleks - stadion i hala - dla tamtejszego GKS-u. W nieodległym Zabrzu na finiszu jest długo wyczekiwana czwarta trybuna, finalizująca oddany do użytku w 2016 roku stadion Górnika. Obietnicę powstania nowego stadionu do końca roku ma spełnić gospodarz Opola Arkadiusz Wiśniewski.
Prace ruszyły też na warszawskiej Skrze. Ale na razie obejmują jedynie boiska treningowe i ścieżki biegowe. Stadion lekkoatletyczny klubu, w którym trenowała niegdyś Anita Włodarczyk, jest uwzględniony w kolejnym etapie inwestycji. Nie wiadomo kiedy i czy w ogóle remont zostanie przeprowadzony.
W programie Rafała Trzaskowskiego w 2018 roku znajdowała się też duża hala sportowa, której Warszawa nie ma. Hala Narodowa miałaby stanąć na błoniach Stadionu Narodowego. To ma być jednak inwestycja rządowa. Minister sportu Sławomir Nitras ocenił, że może zostać zrealizowana w ciągu pięciu lat.
Przebudowę stadionu żużlowej Unii Tarnów zapowiadał przed poprzednimi wyborami samorządowymi prezydent Roman Ciepiela. Rafał Bruski mówił z kolei o remoncie obiektu Polonii Bydgoszcz (w 2020 roku wyremontowano jedną trybunę). Nie drgnęła zapowiadana przez Piotra Jedlińskiego przebudowa stadionu Gwardii w Koszalinie. Ani budowa hali sportowo-widowiskowej w Łomży, będąca w programie wyborczym Mariusza Chrzanowskiego.
Oczywiście oddzielnym zagadnieniem jest samo finansowanie profesjonalnego sportu przez samorządy. I mowa tu nie tylko o budowie infrastruktury, ale też dotowaniu funkcjonowania klubów czy wręcz ich utrzymywaniu.
Ale wróćmy do obietnic.
Gdyby nie rząd, gdyby nie pandemia...
- Zawsze, gdy byliśmy już gotowi rozpocząć tę budowę i mogliśmy coś powiedzieć na temat jej ukończenia, wydarzały się zupełnie nieprzewidziane sytuacje - mówił prezydent Chorzowa Andrzej Kotala Jakubowi Białkowi, pytany o 14 lat niewywiązywania się z obietnicy budowy nowego stadionu Ruchu.
- Chce pan powiedzieć, że to wszystko to jeden wielki pech? - dopytywał Białek.
- Tak. Pech. Po prostu pech.
W przypadku innych inwestycji samorządowcy najczęściej zasłaniają się brakiem pieniędzy.
A to trzeba było przesunąć środki budżetowe na inne inwestycje; a to wpływy z podatków mniejsze, niż się spodziewano; a to nie ma zewnętrznego - od rządu albo z Unii Europejskiej - dofinansowania, na które samorząd liczył.
I trzeba przyznać, że są to poważne argumenty. Zwłaszcza w ostatnim pięcioleciu (które przez przesunięcie wyborów wydłużyło się do pięciu i pół roku) w samorządach pojawiły się niespodziewane i nadprogramowe wydatki związane z pandemią, wyższymi cenami energii oraz generalnie wzrostem kosztów funkcjonowania związanym z wysoką inflacją. I jeszcze kwestia pozyskiwania centralnego dofinansowywania, nieraz uzależniona od tego, czy rządowi i samorządowi jest po drodze politycznie. Przez te wszystkie zawirowania padła albo przesunęła się w czasie niejedna - nie tylko sportowa - inwestycja.
Ale skoro tak, to może wystarczyłoby… nie obiecywać?
Droga do sukcesu najwyraźniej jednak wiedzie przez obietnice. Wszak zasada pacta sunt servanda (łac. umów należy dotrzymywać) w Polsce obietnic złożonych publicznie często nie dotyczy, a przykłady kilku samorządów pokazują, że gonienie króliczka może być skuteczną taktyką wyborczą. W Białymstoku ta pogoń trwa już 18 lat. W Chorzowie - 14. W Olsztynie prezydent Piotr Grzymowicz latami zapowiadał, że w końcu uda się wyremontować stadion Stomilu. Trzy kadencje na to nie wystarczyły. Teraz nie ubiega się o reelekcję.
- Psycholog Paul Ekman twierdzi, że wyborcy trochę oczekują od polityków tego rodzaju gry. Nie postrzegamy obietnic jako kłamstwo, tylko małe oszukiwanie. Obie strony piszą się na te reguły - mówi dr hab. Szymon Ossowski, politolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Nikt tyle nie da, co kandydat obieca
Stąd w obecnej kampanii mamy kolejne zapowiedzi budowy bądź remontu hal i stadionów.
Złożoną w poprzedniej kampanii deklarację budowy nowego obiektu dla żużlowców powtarza prezydent Lublina Krzysztof Żuk. Jego kontrkandydat Robert Derewenda wytyka rywalowi brak realizacji tej obietnicy w mijającej kadencji i sam obiecuje, że za jego rządów stadion na pewno powstanie.
Michał Missan przekonuje, że gdy zostanie prezydentem Elbląga, znajdzie środki na sfinansowanie piłkarsko-lekkoatletycznego stadionu. Nowy stadion w mieście obiecuje też inny kandydat - Andrzej Śliwka. Prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek chce, by w mieście powstał nowy stadion dla lekkoatletów. Łukasz Schreiber zapowiada wyremontowanie w Bydgoszczy obiektów: piłkarskiego Zawiszy i żużlowej Polonii. Marcin Krupa do powstającego w Katowicach stadionu i hali chce dołożyć lodowisko dla mistrzów Polski z GKS-u.
Nową halę w Słupsku chciał budować rządzący tam dwie kadencje temu Robert Biedroń. Brak zrealizowania tej inwestycji wytykany jest jego zastępczyni, a potem następczyni Krystynie Danileckiej-Wojewódzkiej. Teraz halą przekonuje do siebie kandydujący na urząd prezydenta miasta Paweł Szewczyk.
Budowę stadionu piłkarsko-lekkoatletycznego w Wodzisławiu Śląskim zapowiada Mieczysław Kieca, a Ludomir Handzel deklaruje, że po wyborach wreszcie uda się dokończyć wyczekiwany przez kibiców Sandecji Nowy Sącz stadion. Miał być gotowy już w tej kadencji, ale miasto poróżniło się z wykonawcą.
Ci, którzy obiecują, a wyborów nie wygrają, pozostaną na wygodnej pozycji rozliczania zwycięzców i przekonywania, że oni swoje obietnice na pewno by zrealizowali. Ale - jak mówi dr hab. Szymon Ossowski - również zwycięzcy niespecjalnie muszą się obawiać rozliczania z przedwyborczych deklaracji.
- Kto po wyborach pamięta o wyborczych obietnicach? Kontrkandydaci, niektóre media i grupka zaangażowanych obywateli - tłumaczy politolog. - Poza tym w wyborach samorządowych w dużych miastach, o których tu rozmawiamy, odbijają się sympatie z polityki krajowej - wyborcy głosują na partyjne logo, a nie na jakieś konkretne obietnice poszczególnych kandydatów - dodaje.
Potwierdza to gros nierealizowanych deklaracji, które w kolejnych kampaniach nie stają się obciążeniem, a znów wykorzystywane są do przyciągnięcia wyborców.
A jednak w skali kraju po ostatnich wyborach obserwowaliśmy rozliczanie rządzących z realizacji zapowiadanych stu konkretów. Podobny scenariusz nieprędko wydarzy się w polityce samorządowej - nie te emocje i nie to zainteresowanie.
- Nasze społeczeństwo obywatelskie wciąż jest słabe. Większość wyborców nie śledzi codziennych działań swoich samorządów. Ograniczają swój udział w lokalnej polityce do głosowania. W ostatnich wyborach do poznańskich rad osiedli, gdzie nie otrzymuje się żadnych diet, brakowało chętnych do obsadzenia wolnych miejsc - mówi dr hab. Szymon Ossowski.
***
Bukmacherzy przewidują, że Tadeusz Truskolaski z łatwością wygra wybory w Białymstoku już w pierwszej turze. Raport Ogólnopolskiej Grupy Badawczej możliwość zmiany na stanowisku prezydenta Białegostoku szacuje jedynie na 10 proc. Jeśli te prognozy się potwierdzą, Tadeusz Truskolaski będzie miał ostatnią szansę na realizację swojej pełnoletniej już obietnicy. Za pięć lat na drodze do śrubowania rekordowego okresu jej powtarzania stanie mu dwukadencyjność, zakazująca ubiegania się o kolejną reelekcję.
Autorka/Autor: Michał Banasiak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Andrzej Grygiel/PAP