Najpierw przyleciała szarańcza. Potem przyszły powodzie. A do tego jeszcze wirus. - W regionie Afryki Wschodniej doszło do tragicznego zbiegu kilku kryzysów, które już same w sobie stanowiłyby poważne wyzwanie. W tym momencie region musi mierzyć się aż z trzema plagami – zaznacza w rozmowie z tvn24.pl Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej.
Najpierw dociera dźwięk. Ciche, niepokojące grzechotanie, coraz bardziej donośne. Potem na horyzoncie pojawia się ciemna mgła. Wielka, żywa chmura sunie po niebie, powoli przesłaniając słońce. W jednej chwili okolica pogrąża się w mroku. Rozlega się złowrogi, ogłuszający szum. Miliony nzige rozpoczynają swoją ucztę.
Nzige nie ma litości. Je wszystko, co napotka na swej drodze. A może zjeść bardzo dużo. Dziennie nawet tyle, ile sama waży.
Nzige to prawdziwe przekleństwo – twierdzą ci, którzy stanęli z nią oko w oko.
Inwazja
"Nzige" to w języku suahili szarańcza. Wschodnia Afryka zmaga się obecnie z największą inwazją tych owadów od dekad. Jej rozmiary przywołują na myśl biblijne plagi, opisane na kartach Starego Testamentu.
"I pokryła powierzchnię całej ziemi. I ciemną stała się ziemia od szarańczy w takiej ilości. Pożarła wszelką trawę ziemi i wszelki owoc z drzewa, który pozostał po gradzie, i nie pozostało nic zielonego na drzewach i nic z roślinności polnej w całej ziemi egipskiej."
Wyglądają niepozornie - przypominają duże koniki polne. Razem są jednak potężne i niszczycielskie niczym żywioł. Jeden rój może liczyć nawet 80 miliardów owadów, zajmując powierzchnię 1200 kilometrów kwadratowych – 1,5 raza większą niż zabudowana część Nowego Jorku. Taka ilość osobników jest w stanie spożyć ponad 136 milionów kilogramów plonów jednego dnia – tyle, co cała populacja Kenii. Nie bez powodu szarańcza pustynna (schistocerca gregaria) uważana jest za jednego z najbardziej niszczycielskich szkodników na świecie.
Kiedy ona je, człowiek głoduje.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam