- Czy uważasz, że lekcje łaciny i filozofii powinny wrócić na stałe do programu nauczania w szkołach? - pyta uśmiechnięty minister edukacji Przemysław Czarnek.
Odpowiada mu, po chwili namysłu, śmiertelnie poważny humanoidalny robot wykorzystujący sztuczną inteligencję, tego dnia wyglądający akurat jak Mikołaj Kopernik: - Tak, absolutnie. Łacina i filozofia są ważną częścią naszego dziedzictwa historycznego i rozwoju intelektualnego. Te przedmioty powinny być traktowane jako podstawowe w edukacji młodych ludzi, ponieważ zwiększa to ich zdolności analityczne, twórcze oraz otwiera drzwi do nowych możliwości naukowych.
Minister nie krył zadowolenia z wypowiedzi wirtualnego Kopernika.
Rzecz działa się 18 lutego 2023 roku na Światowym Kongresie Kopernikańskim. I była raczej symboliczna.
W końcu już wcześniej - 7 lutego - minister Czarnek podpisał rozporządzenie zmieniające zasady nauczania łaciny w szkołach. "Zmieniające", bo łaciny "przywracać" nie trzeba - szkoły, które chciały jej dotąd uczyć, mogły to robić (podobnie rzecz ma się zresztą z filozofią).
Co więc zmieni się od września 2023 roku? Przede wszystkim łaciny będą mogły nauczać również szkoły podstawowe - one rzeczywiście dotychczas nie miały takiej możliwości. Zarówno tam, jak i w szkołach ponadpodstawowych (liceach oraz technikach) łacina będzie mogła mieć status języka obcego.
Zmiany te wpisują się w szumne zapowiedzi ministra Czarnka z przeszłości. Już wiosną 2021 roku minister poinformował w wywiadzie dla "Do Rzeczy", że w jego resorcie działa zespół, który zajmuje się zestawem sztuk wyzwolonych, między innymi "właściwie rozumianą" retoryką, dialektyką, gramatyką i "przywróceniem na większą skalę filozofii" oraz "obowiązkowej etyki, jeśli nie religii". Minister podkreślał w rozmowie z tygodnikiem: "Pamiętajmy także o językach klasycznych, czyli grece i łacinie".
Minister zwykł już wtedy narzekać - O tempora! O mores! (O czasy! O obyczaje!) - na lewicującą młodzież, ekologizm, gender, nadużywanie telefonów komórkowych. A piękno, prawdę i dobro - których kwintesencją miała być edukacja klasyczna - im przeciwstawiał.
Rozmawiał o tym również w listopadzie 2021 roku z uczestnikami Kongresu Edukacji Klasycznej, gdzie był gościem honorowym. I w listopadzie 2022 roku na drugiej edycji tego wydarzenia.
Co działo się z nauczaniem tych przedmiotów do tej pory i co będzie z nimi od września? Sprawdzamy.
Kod europejskich elit
Zacznijmy od łaciny, bo tu zmiany są największe. Przynajmniej w teorii.
Przed reformą edukacji Anny Zalewskiej łaciny w szkołach średnich uczyło się około 2 procent uczniów - głównie w klasach humanistycznych. Ale w tych statystykach mieścili się zarówno ci, którzy uczyli się jej przez całe liceum po dwie godziny w tygodniu, jak i ci, którzy mieli tylko jeden semestr tego przedmiotu, np. w formie zajęć dodatkowych.
Filologowie klasyczni krytykowali system nauczania łaciny w szkołach. W 2017 r. Polskie Towarzystwo Filologiczne wyliczało, że szkół z łaciną w zakresie rozszerzonym było już tylko 25 w całym kraju. W tym czasie w Polsce mieliśmy zaś zaledwie 72 etaty dla nauczycieli łaciny.
- Kulturowo ta sytuacja jest bardzo niebezpieczna - mówiła Katarzyna Ochman, prezeska Polskiego Towarzystwa Filologicznego, na posiedzeniu sejmowej komisji edukacji w listopadzie 2017 roku. - W tej chwili w Polsce mamy niespełna 2 procent uczniów, którzy mają jakikolwiek kontakt z językiem łacińskim. W większości wypadków jest to jedna godzina w tygodniu przez rok. Przy takiej liczbie godzin nie da się nauczyć tego języka.
Łacinnicy mieli nadzieję, że sytuacja tego przedmiotu poprawi się po reformie Anny Zalewskiej. Słali do minister liczne listy w tej sprawie i gościli na sejmowych komisjach edukacji. Przeliczyli się.
Jaki był pomysł Zalewskiej na nauczanie łaciny po likwidacji gimnazjów? "Celem proponowanej podstawy programowej jest wyposażenie uczniów w narzędzia do czytania pod kierunkiem nauczyciela prostych tekstów łacińskich. Celem zajęć jest również pokazanie uczniom oddziaływania języka łacińskiego oraz kultury grecko-rzymskiego antyku na języki i kulturę europejską wieków późniejszych. Podstawa programowa ma przede wszystkim dać nauczycielom szansę wykształcenia wśród uczniów przekonania z jednej strony o doniosłości, z drugiej - o atrakcyjności tych humanistycznych zagadnień" - tłumaczyli ministerialni urzędnicy.
Przekonywali, że nowa podstawa programowa (z 2019 roku) traktuje język łaciński jako "pewien kod, którym elity europejskie posługiwały się przez stulecia, a którego odczytanie wymaga specyficznych kompetencji". Dzięki takim lekcjom łaciny uczniowie mieli "zdobyć zdolność rozpoznawania i rozumienia wybranych, podstawowych form ekspresji językowej, nie zaś umiejętność odmieniania przez przypadki czy omawiania składni łacińskiej".
W końcu: Non scholae sed vitae discimus (Nie dla szkoły, lecz dla życia uczymy się).
Dariusz Chętkowski, popularny łódzki polonista, pisał o takim podejściu na swoim blogu: "Z pozoru cel może się wydawać dobry. Ale te treści są już w podstawie programowej języka polskiego. Kto będzie uczył się 'języka łacińskiego i kultury antycznej' (oficjalna nazwa przedmiotu), ten może sobie darować pół roku chodzenia na lekcje polskiego. Tam bowiem będzie miał masę lektur z antyku. Ponieważ zrezygnować z polskiego nie może, będzie pluł sobie w brodę, że wybrał łacinę. Dwa razy to samo? Co za nuda! Co innego, gdyby uczył się podstaw języka łacińskiego, wtedy gra jest warta świeczki".
Łacinnicy też byli rozczarowani. Tym bardziej że obserwowali inne państwa europejskie, gdzie łacina miała się - w porównaniu do Polski - nieźle. Jeszcze w 2011 roku szacowali ostrożnie, że języka łacińskiego i kultury antycznej uczy się nawet 20 proc. uczniów w wieku od 11 do 13 lat. W tamtym okresie w Niemczech co trzeci gimnazjalista uczył się łaciny przez cztery lata, a co piąty przez sześć lat; w sumie ponad 30 proc. uczniów szkół średnich ogólnokształcących (w wieku 12–18 lat) miało zajęcia z łaciny w dużym wymiarze godzin, począwszy już od 12. roku życia. Można o tym poczytać w "Pauzie Akademickiej", w odezwie łacinników "Polska w Europie - łacina w szkole".
Od podstawówki do matury
Polskich łacinników wysłuchał - w znacznej części - dopiero minister Przemysław Czarnek. Od września 2023 roku łacina może być w szkole traktowana jak drugi język obcy (zwykle to niemiecki, hiszpański, francuski, rosyjski lub włoski). I tym samym lekcje mogą odbywać się w siódmych oraz ósmych klasach szkoły podstawowej, a także w liceach i technikach.
Po co ta zmiana? MEiN przekonuje: "Znajomość języka łacińskiego, a więc umiejętność obcowania z tekstami, spuścizną naszych przodków jest naszym dobrem narodowym. Zatem przedmiotem troski władz i wszystkich obywateli powinno być dbanie o to, by w Polsce nie zabrakło ludzi zdolnych do zgłębiania, interpretowania, tłumaczenia, katalogowania i upowszechniania wiedzy o tym dorobku, ale także korzyści, jakie daje nauka języka łacińskiego (uczy logiki, myślenia, kultury, jest również ogromną pomocą w nauce języków obcych nowożytnych)".
A minister zdaje się wychodzić z założenia, że quidquid Latine dictum sit, altum videtur (cokolwiek powiesz po łacinie, brzmi mądrze).
Matematyka jest jednak nieubłagana. Obecnie w Systemie Informacji Oświatowej widnieje 168 nauczycieli języka łacińskiego. Szkół jest około 30 tysięcy. A filologia klasyczna, gdzie kształcą się przyszli łacinnicy, nie jest szczególnie popularnym kierunkiem studiów.
- Nawet gdyby studentów nie brakowało, to raczej szkoła, gdzie pensja początkującego nauczyciela wynosi jedynie 90 złotych więcej niż wynagrodzenie minimalne w gospodarce, nie będzie ich wymarzonym miejscem pracy - zauważa Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Ale Justyna Sadlak z biura prasowego MEiN przypomina w odpowiedzi na pytania tvn24.pl: "Język łaciński nie będzie obowiązkowym przedmiotem nauczania w szkołach. Decyzja o wprowadzeniu w danej szkole nauczania tego języka należy do dyrektora szkoły, podobnie zresztą jak wybór języków obcych nowożytnych, które są nauczane w poszczególnych szkołach. Decyzja o wprowadzeniu języka łacińskiego do szkolnego planu nauczania musi uwzględniać możliwości organizacyjne i kadrowe, jakimi szkoła dysponuje w tym zakresie".
Radosław Brzózka, szef gabinetu ministra Czarnka, w "Naszym Dzienniku" mówił kilka tygodni temu: - To nie jest obowiązkowy przedmiot ani nie jest to powszechne nauczanie łaciny, ale jest to oferta, z której dobre szkoły i dobrzy uczniowie mogą skorzystać.
Za cztery lata po raz pierwszy zostanie przeprowadzona matura z łaciny na poziomie podstawowym.
Dotąd maturę z łaciny i kultury antycznej można było zdawać jedynie na poziomie rozszerzonym. Nie cieszyła się specjalną popularnością, w 2022 roku podeszły do niej 153 osoby. Mniej popularne były jedynie: język białoruski (16 osób zdających na poziomie rozszerzonym), język litewski (20 osób), język ukraiński (33 osoby) oraz język kaszubski (29 osób). Nowa matura z podstawowej łaciny odbędzie się po raz pierwszy w maju 2027 roku. Jeśli będą chętni.
Łacina może być żywa
Urodzoną w 2001 roku Zuzannę Kuffel, dziś studentkę na kierunku Media and Culture w Amsterdamie i dziennikarkę związana m.in. z redakcją "Wysokich Obcasów", poznałam, gdy była jeszcze licealistką. Był 2019 rok, a Kuffel szykowała się do matury w Liceum Akademickim w Toruniu - jednej z tych nielicznych szkół w Polsce, gdzie łaciny można było uczyć się na poważnie. Ostatniego lata przed maturą Zuzanna dostała się na warsztaty dziennikarskie w "The New York Times", w czasie których młodym adeptom radzono, by uczyli się języków obcych innych niż angielski. Ale pojechała też do Poznania na letnią szkołę "żywej łaciny". To obóz, podczas którego ludzie z całego świata porozumiewają się tylko w tym języku.
Szkolna łacina - co związane z podstawą programową - bardziej była oparta na pracy ze słownikiem i tłumaczeniu starych tekstów. Łacina w letniej szkole zmuszała do codziennych konwersacji na każdy temat. Zuzanna była tym zachwycona.
Dziś może być żywym dowodem, że podejście ministra Czarnka do nauczania łaciny w szkole nie musi być złe. - Przez dwa lata miałam cztery godziny łaciny w tygodniu - opowiada Zuzanna Kuffel. I przyznaje: - Na początku byłam sceptycznie nastawiona do tego przedmiotu, bo ani nie wydawał mi się "przydatny", ani nie pokrywał się z moimi zainteresowaniami, zwłaszcza że nigdy nie lubiłam historii. Okazało się jednak, że tytuł laureata bądź finalisty Olimpiady Języka Łacińskiego jest bardzo przydatny w rekrutacji na humanistyczne i społeczne kierunki studiów, więc zaczęłam się mocniej przykładać do łaciny, podchodząc do sprawy czysto pragmatycznie. Szybko się jednak wkręciłam. Do tego stopnia, że w wakacje pojechałam nawet na dwutygodniową szkołę żywej łaciny, która wtedy odbywała się w Poznaniu - wspomina.
Zuzanna przypomina, że filolodzy klasyczni to pasjonaci: - Większość tych, których do tej pory spotkałam - i w Toruniu, i w Poznaniu - skutecznie tą pasja zaraża.
Lekcje łaciny były połączone z tematami z kultury antycznej, co sprawiało, że zajęcia były interesujące. - Przerabialiśmy trochę historii, którą jako dziedzinę niezbyt lubię, ale antyk ciekawił mnie bardziej niż inne epoki - przyznaje. - Może dlatego, że nie uczyliśmy się tylko o wojnach, bitwach, datach i traktatach, ale też o tym, jak wyglądało życie starożytnych. Nauka historii w tym wydaniu podobała mi się też dlatego, że częściowo poznawaliśmy ją z oryginalnych świadectw, tłumacząc teksty. Poza historią była sztuka, którą w przeciwieństwie do historii lubię bardzo. Zajęcia z łaciny - te obowiązkowe i te dodatkowe - pokazały mi, jak wartościowe są tragedie antyczne, zwłaszcza czytane we współczesnym kontekście. Lubię do nich wracać, kiedy mam więcej czasu - dodaje.
A czy łacina przydała się po szkole? - Z pewnością nadała moim zarówno rzymskim, jak i ateńskim wakacjom inny wymiar - żartuje Zuza. I zaraz dodaje: - Częścią mojej nauki łaciny, która przydaje mi się najbardziej, jest retoryka. Na zajęciach tłumaczyliśmy różne mowy, zwłaszcza Cycerona. Znajomość retoryki pomaga w przygotowywaniu wystąpień publicznych i w dyskusjach. Myślę, że dzięki temu, że dużo obcowałam z łaciną, mam większą świadomość językową, lepiej piszę i po polsku, i angielsku.
Liceum już bez wiedzy o kulturze
Wróćmy do polskiej szkoły. Tu wciąż niszową maturą pozostaje nie tylko matura z łaciny, ale i matura z filozofii - innego priorytetowego w teorii przedmiotu według ministra Czarnka. Rok temu zdawało ją 1238 osób na ponad 230 tys. maturzystów.
W nauczaniu filozofii od września nic się nie zmienia. Można by więc powiedzieć: nihil novi. Zasady nauczania tego przedmiotu zostały, co prawda, niedawno zmodyfikowane - to jednak nie decyzja ministra Czarnka, a jego poprzedniczki – Anny Zalewskiej.
To jej decyzją od września 2019 roku filozofia nauczana jest w liceach i technikach jako przedmiot z grupy do wyboru: muzyka, plastyka, filozofia (a od 2020 również łacina z elementami kultury antycznej). Ten wybór pojawił się w szkołach wraz z likwidacją gimnazjów oraz przedmiotu wiedza o kulturze. W wydłużonych do lat czterech liceach minister Zalewska nie widziała już miejsca dla WOK.
Wcześniej filozofia w liceach też była możliwa. I zwykle była nauczana w klasach humanistycznych. Z tym że rzadko - w roku szkolnym 2018/2019 miało ją tylko 141 szkół. Dlaczego tak mało? W trzyletnim liceum uczniowie mogli, co prawda, wybrać cztery przedmioty w zakresie rozszerzonym, wśród nich filozofię, ale stawiali raczej na te, które były punktowane przy rekrutacji na studia. Najczęściej humaniści wybierali więc język polski, język obcy, historię oraz wiedzę o społeczeństwie. Na filozofię - podobnie zresztą jak na łacinę - nie było już miejsca.
Opcja z wyborem zadziałała - w roku szkolnym 2019/2020 liczba placówek z filozofią wzrosła do 1176.
O tym, który przedmiot z grupy do wyboru mają uczniowie w liceach i technikach, decyduje dyrektor szkoły - może, ale nie musi tego z nimi konsultować. Tych zajęć nie jest dużo - ledwie godzina w tygodniu w pierwszej klasie szkoły średniej. W praktyce więc dyrektorzy wybierają jeden przedmiot - tak aby zwiększyć szansę na etat nauczycielowi, który będzie go nauczał. To najczęściej i tak ktoś, kto uczy innego przedmiotu, bo w średniej wielkości liceum, z sześcioma klasami na poziomie, nauczyciel plastyki czy muzyki mógłby liczyć tylko na 6/18 etatu.
W roku, w którym po raz pierwszy ten wybór wprowadzono, uczniowie najczęściej mieli zajęcia z plastyki - była nauczana w 1651 szkołach (w tym 869 liceach). Na drugim miejscu znalazła się filozofia - miało ją 1176 szkół (680 liceów), a na trzecim muzyka - 1026 szkół (647 liceów).
Były szkoły, w których nauczany był tylko jeden z tych trzech przedmiotów, ale też takie, w których są wszystkie (różne w poszczególnych klasach).
Poprosiliśmy MEiN o dane na temat szkolnych wyborów za lata szkolne 2021/2022 oraz 2022/2023.
Wynika z nich, że w szkołach nadal najlepiej ma się plastyka. Łacinę licea i technika wybierały z rzadka - w 2021 roku takich placówek było 196, w 2022 - 179.
Tymczasem od września będzie można się łaciny uczyć w trzech różnych trybach: jako drugiego języka obcego, jako dodatkowego przedmiotu rozszerzonego i właśnie jako przedmiotu do wyboru spośród tych, które zastąpiły wiedzę o kulturze.
Podsumowując zaś kwestie filozofii - minister Czarnek niczego w zakresie jej nauczania nie zmienił. Warto za to pamiętać, że na samym początku swojego urzędowania - ministrem został w październiku 2020 roku - kolegom z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przekazał 1,75 mln zł na przetłumaczenie "Powszechnej Encyklopedii Filozofii". Minister po prostu zdecydował się zwiększyć subwencję dla uczelni. Bez konkursu.
Więcej i wcześniej
A filozofowie są przekonani, że dla ich przedmiotu minister akurat mógłby zrobić więcej. Rozmawiam o tym z Krystianem Karczem, nauczycielem filozofii i etyki z Poznania.
- Filozofia daje nam to, co najcenniejsze, gloryfikuje pytania, które opierają się na ciekawości - podkreśla nauczyciel. I zachwala swój przedmiot: - Pokazuje, że twoje doświadczenie jest ważne, bo właśnie ono jest źródłem pytań. W świecie mnóstwa faktów, które tracą z dnia na dzień na aktualności, to właśnie ponadczasowe pytania, samodzielne poszukiwania i badania powinny stanowić podstawę systemu edukacji. A ten, kto sam pyta, sam poszukuje, myśli samodzielnie - otrzymuje najcenniejszą nagrodę - zrozumienie - uważa.
Spotkanie Jak praktykować edukację filozoficzną? Spotkanie wokół książki „Edukacja do samodzielności” z prof. Aldoną Pobojewską. Wraz z Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Zapraszamy do oglądania!
Posted by Uczę filozofować on Thursday, March 2, 2023
Jego zdaniem, gdy dodamy do tego jeszcze dialogiczny charakter filozofii, otrzymujemy lekcje kompetencji nie tylko moralnych, ale też demokratycznych. - Dobrze poprowadzone zajęcia z filozofii gwarantują rozwój osobowy, a w konsekwencji szczęśliwe jednostki. Czy nie to powinno być sednem edukacji? - pyta więc Karcz.
Poznański nauczyciel nie ma wątpliwości, że filozofia pozwala kształcić kompetencje przyszłości, tzw. 4K: krytyczne myślenie, komunikację, kooperację, kreatywność. - Tego poszukują obecnie pracodawcy na rynku pracy. Można więc śmiało stwierdzić, że dociekania filozoficzne zapewnią nie tylko szczęście, ale również dobrą przyszłość na rynku pracy - uważa Krystian Karcz. I dodaje: - Filozofowanie sprawdza się od przedszkola do uniwersytetu trzeciego wieku. Coraz więcej rodziców zdaje sobie z tego sprawę, zapisując dzieci i młodzież na moje zajęcia on-line w Klubie Małych Wielkich Filozofów. Uczestniczki i uczestnicy kochają te spotkania. Dlatego uważam, że filozofia do wyboru w liceum to za mało. Polscy uczniowie zasługują na więcej i warto takie zajęcia wprowadzić do ramowych planów nauczania już od pierwszej klasy podstawowej. A w przyszłości również do przedszkoli - dodaje.
Kilka lat temu nauczaniu filozofii w innych krajach UE przyjrzał się Instytut Badań Edukacyjnych. Badacze zwrócili uwagę, że filozofia – nauczana obowiązkowo już na etapie odpowiednika naszych ówczesnych gimnazjów – była np. we Francji, Grecji, Portugalii, Hiszpanii oraz w stawianej za edukacyjny wzór Finlandii.
Zapomnijcie o obowiązkowej religii
A pamiętają państwo jeszcze wywiad Przemysława Czarnka z "Do Rzeczy"? Minister zapowiadał w nim również wprowadzenie obowiązku uczenia się religii lub etyki. I przez następne niemal dwa lata te obietnice związane z religią powtarzał w wywiadach wielokrotnie, szczególnie w mediach ojca Rydzyka. Być może miała zadziałać tu zasada Repetitio est mater studiorum (powtarzanie jest matką wiedzy). Ale nie tym razem.
Już w styczniu w tvn24.pl pisaliśmy, że prawdopodobieństwo, iż to się wydarzy, jest niewielkie. W PiS-ie usłyszeliśmy nawet: - Religia obowiązkowa brzmiała świetnie, ale z obowiązkową etyką jest już gorzej. Bo jak wytłumaczyć naszym wyborcom, że wydamy miliony na widzimisię ateistów?
Nasze ustalenia 10 lutego potwierdzili dziennikarze Katolickiej Agencji Informacyjnej, którzy w MEiN usłyszeli, że resort w roku szkolnym 2023/2024 nie będzie wprowadzał żadnych zmian w zakresie nauczania etyki i religii w szkołach.
Z danych przekazanych KAI przez MEiN wynika, że nauka etyki jest obecnie organizowana jedynie w 13 procentach polskich szkół. Jej lekcje prowadzi 3884 nauczycieli. A na studiach podyplomowych opłacanych przez MEiN kształci się kolejnych potencjalnych 440.
Ci studiują na uczelniach wybranych przez ministra Czarnka, m. in. w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu (to uczelnia założona przez ojca Tadeusza Rydzyka) i Collegium Intermarium (uczelni powiązanej z liderami ultraprawicowego Ordo Iuris).
Dla łacinników, których w szkołach była garstka, żadnych nowych studiów minister Czarnek nie uruchamia.
Ministerstwo nadal dobre jest w hasłach. Jednym z podstawowych kierunków realizacji polityki oświatowej państwa, ustalonych przez MEiN na rok szkolny 2021/2022 i kontynuowanych w roku szkolnym 2022/2023, jest "działanie na rzecz szerszego udostępnienia kanonu i założeń edukacji klasycznej oraz sięganie do dziedzictwa cywilizacyjnego Europy".