NSO Group, producent oprogramowania szpiegowskiego Pegasus, liczy na swojego "wieloletniego sojusznika" Benjamina Netanjahu, który w ubiegłym miesiącu odzyskał fotel premiera Izraela. Polityczna protekcja może pomóc firmie wydobyć się z tarapatów finansowych. Jak zareaguje Unia Europejska? I czy Polska może dalej kupować systemy szpiegowskie z Izraela?
Benjamin Netanjahu w listopadzie ponownie został premierem Izraela, zaledwie 18 miesięcy po odsunięciu go od władzy. Kierowany przez niego blok ugrupowań ultraprawicowych zdobył ponad połowę miejsc w Knesecie. Politycznego zwycięstwa Netanjahu wyczekiwała jedna z najsłynniejszych firm z branży cyberszpiegostwa - NSO Group, producent systemu Pegasus.
To po spotkaniu premier Beaty Szydło z Netanjahu Centralne Biuro Antykorupcyjne w 2017 roku kupiło niesławne oprogramowanie, wykorzystywane potem do inwigilowania opozycji w Polsce.
NSO Group od ponad roku była w poważnych tarapatach finansowych - po medialnych doniesieniach dotyczących nadużyć Pegasusa firma przestała pozyskiwać nowe kontrakty i musiała prosić inwestorów o wielomilionowe pożyczki, żeby nie zbankrutować. Teraz NSO liczy na polityczną pomoc nowego-starego premiera.
"Nie martwcie się, Netanjahu wraca" - miał powiedzieć latem cytowany przez brytyjski "Financial Times" współzałożyciel firmy Shalev Hulio podczas jednej z kolacji dla zagranicznych gości NSO.
NSO rozkwitła za Netanjahu
W trakcie poprzednich rządów Netanjahu sprzedaż Pegasusa była narzędziem do budowania dyplomatycznych relacji Izraela. Zgodę na eksport systemu wydawało każdorazowo izraelskie ministerstwo obrony (a Netanjahu pełnił też dwukrotnie - w 2016 r. i w latach 2018-2019 - funkcję szefa tego resortu).
Premier Izraela, jak podaje brytyjski dziennik, promował technologię szpiegowską NSO - obok eksportu konwencjonalnej broni - zacieśniając w ten sposób stosunki Jerozolimy m.in. z Indiami (gdzie Pegasusem inwigilowano dziennikarzy, aktywistów i polityków) rządzonymi przez prawicowego premiera Narendrę Modiego, z krajami Zatoki Perskiej (kluczowymi dla bezpieczeństwa Izraela) i z państwami Afryki Wschodniej.
W Europie z kolei Netanjahu budował sojusz z prawicowymi populistami: premierem Węgier Viktorem Orbánem, którego rząd szpiegował Pegasusem dziennikarzy, ekspremierem Czech Andrejem Babišem oraz z rządem PiS. Próbował dzięki temu, zdaniem Eitaya Macka, prawnika i aktywisty z Jerozolimy, ograniczyć wewnątrz UE krytykę wobec Izraela i jego polityki na terytoriach okupowanych w Palestynie oraz wpływać zakulisowo na decyzje podejmowane w Unii.
Kontrakty na sprzedaż Pegasusa podpisywane za Netanjahu sprawiły, że NSO stała się "technologicznym jednorożcem" - firmą wycenianą na ponad miliard dolarów, ulubieńcem zagranicznych inwestorów lokujących kapitał w izraelskim przemyśle inwigilacji.
Ale późniejsze skandale dotyczące Pegasusa pogrążyły NSO.
Międzynarodową opinią publiczną najbardziej wstrząsnęła historia zamordowanego saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego, który miał być inwigilowany Pegasusem - oprogramowanie wykryto na telefonach jego najbliższych współpracowników. Przy czym największe gromy spadły na firmę po tym, jak okazało się, że systemem zhakowano smartfony pracowników ambasady USA w Ugandzie.
To po tym fakcie rząd Stanów Zjednoczonych wpisał NSO na "czarną listę" Departamentu Handlu, zabraniając amerykańskim firmom jakiejkolwiek współpracy z producentem Pegasusa - sprzedaży technologii, komponentów etc. Oprogramowanie firmy, łamiące zabezpieczenia zarówno iPhone’ów, jak i telefonów z systemem Android, pozwalające po cichu kopiować całą ich zawartość (i manipulować nią bez wiedzy użytkownika), uznano za "zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego" USA.
NSO starała się odwrócić decyzję administracji prezydenta Joe Bidena, opłacając sowite gaże amerykańskich lobbystów, kancelarii prawnych i firm public relations, które w jej imieniu kontaktowały się z kongresmenami i think tankami w USA.
Bez skutku.
Firma stała się wtedy międzynarodowym pariasem. Kolejne rządy bały się kupować jej oprogramowanie (wykrywane przez organizacje praw człowieka i Apple), a z rynku zaczęli wypychać ją konkurenci m.in. z Grecji, Bułgarii i Cypru - nierzadko rekrutujący byłych weteranów cyberwywiadu z Izraela.
Saudowie pragną technologii NSO?
Teraz NSO pomóc może - przeprowadzana po cichu przez Netanjahu - normalizacja stosunków z Arabią Saudyjską, która była jednym z największych klientów producenta Pegasusa. Kupiła system, za zgodą izraelskiego premiera, jeszcze w 2017 roku po osobistej prezentacji oprogramowania przez ówczesnego prezesa NSO Shaleva Hulio (ustąpił z funkcji na początku tego roku).
Kiedy rok później bliscy współpracownicy Dżamala Chaszodżdżiego oskarżyli NSO, że jej technologia przyczyniła się do zamordowania dziennikarza, Izraelczycy zawiesili kontrakt z Saudami. W połowie 2019 r. jednak - kiedy Netanjahu był zarówno premierem, jak i ministrem obrony - Arabia Saudyjska podpisała nową umowę na dostawę Pegasusa.
Wprawdzie królestwo oficjalnie nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Izraelem, ale - jak podaje "Financial Times" - Saudowie już rozważają zakup izraelskiej technologii przeciwdronowej, która mogłaby zabezpieczyć ich rafinerie przed ewentualnymi atakami z Iranu.
- Netanjahu chce pogłębiać relacje z Arabią Saudyjską i sprzedaż broni jest jedną z metod do osiągnięcia tego celu. A Pegasus jest bronią, której Saudyjczycy bardzo pragną - mówił w podcaście FT News Briefing dziennikarz Mehul Srivastava, specjalizujący się w cyberbezpieczeństwie.
- Arabia Saudyjska to regionalna potęga, potencjalnie bardzo ważny partner, który przyzwolił na to, żeby Izrael znormalizował relacje z Bahrajnem i ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi [do obu tych państw sprzedano Pegasusa - red.]. Te nieoficjalne relacje się pogłębiają, sprzyja temu też administracja Bidena - świadczyła o tym choćby podróż prezydenta USA na Bliski Wschód w lipcu tego roku. Najpierw odwiedził Izrael, następnie poleciał bezpośrednio do Arabii Saudyjskiej. Niewiele wcześniej królestwo zniosło zasady ograniczające przewoźnikom izraelskim loty nad jego terytorium. Izraelscy przedsiębiorcy coraz częściej, na paszportach krajów trzecich albo w ramach specjalnych wiz, podróżują do Arabii Saudyjskiej. W październiku po raz pierwszy izraelski sportowiec wziął udział w zawodach w królestwie - wyjaśnia dr Karolina Zielińska z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Dla Izraela normalizacja stosunków z Arabią Saudyjską oznaczałaby jednocześnie poprawę relacji z większością państw arabskich i muzułmańskich, poza tymi pozostającymi w sojuszu z Iranem (np. Syrią). Jest to jednak dość odległa perspektywa, bo kwestia palestyńska jest bardzo ważna dla ciągle urzędującego króla. Kwestię tę mogą skomplikować także spodziewane napięcia w relacjach między nowym rządem Izraela a administracją Bidena.
Pełna normalizacja będzie więc, zdaniem ekspertki, mało prawdopodobna, ale nie oznacza to, że uniemożliwi nowemu-staremu premierowi nawiązanie bliskiej współpracy w handlu bronią i systemami takimi jak Pegasus.
- To można robić bez oficjalnych stosunków, które zakładają wymianę handlową czy turystyczną. I nawet jeśli Netanjahu deklaruje, że normalizacja jest jego celem i będzie do niej dążyć, to bardziej prawdopodobne są dalsze tajne spotkania, przede wszystkim współpraca wywiadowcza i wojskowa - mówi Zielińska.
Zdaniem Eitaya Macka, firmy takie jak NSO mogą już "otwierać szampana" po powrocie Netanjahu do władzy. Perspektywa nowych kontraktów zbrojeniowych z Saudyjczykami otwiera przed nimi nowe, lukratywne możliwości.
Pegasus? Problem jest w UE
Co w tym kontekście zrobi Unia Europejska?
Jak tłumaczy Mack w rozmowie z tvn24.pl, kluczowym problemem jest to, że kraje członkowskie nigdy nie zdecydowały się na sankcje wobec NSO, analogiczne do wpisania firmy na "czarną listę" przez Departament Handlu USA. Nawet po tym, jak okazało się, że Pegasusem mógł być szpiegowany telefon prezydenta Francji Emmanuela Macrona.
Wprawdzie w Parlamencie Europejskim kończą się prace komisji śledczej ds. wykorzystania Pegasusa i innych programów szpiegujących - zeznawali już m.in. prokurator Ewa Wrzosek i adwokat Roman Giertych - ale może ona wydać jedynie zalecenia (jeśli jej raport zaakceptuje europarlament), do których kraje UE dostosują się lub nie. Bo kwestie bezpieczeństwa narodowego pozostają prerogatywami poszczególnych państw.
- Kraje UE nie są transparentne, jeżeli chodzi o kupowanie systemów do inwigilacji z Izraela, a szczególnie od NSO Group. Na ironię zakrawa fakt, że niektóre z nich, na przykład Niemcy, o których wiadomo, że nabyły Pegasusa, finansują organizacje praw człowieka, walczące z rozprzestrzenianiem tego typu technologii. To typowa hipokryzja Unii: z jednej strony wygłaszanie szumnych deklaracji na temat praw człowieka, z drugiej - w cieniu - priorytetyzowanie innych interesów - komentuje Mack.
Netanjahu i UE? "Będzie kontynuował to, co robił wcześniej"
- Dla Netanjahu Unia Europejska od dawna jest tworem, którego nie doceniał i który bezpardonowo krytykował - komentuje dr Karolina Zielińska z OSW. - Myślę, że w polityce zagranicznej będzie kontynuował to, co robił wcześniej.
A więc liczył na rozbicie jednomyślności UE i próbował budować sojusz z europejską prawicą. Zwłaszcza że jego pozycja w Izraelu jest na razie krucha i zależy od religijno-nacjonalistycznych koalicjantów, których elektoratem są radykalni osadnicy na Zachodnim Brzegu Jordanu.
- Netanjahu będzie musiał iść na szereg ustępstw, by zadowolić swoich koalicjantów, co może oznaczać większe przyzwolenie na nielegalną budowę kolejnych osiedli i konfrontacje z Palestyńczykami - przewiduje Zielińska.
Do tego Palestyna zawsze była poligonem testowym dla izraelskich technologii inwigilacji.
Dla Unii Europejskiej, która obstaje przy rozwiązaniu dwupaństwowym na Bliskim Wschodzie (czyli podziału Palestyny na państwo żydowskie i arabskie), zaostrzenie konfliktu będzie trudne do przełknięcia. Pytanie jednak, czy w dobie coraz większych obaw o bezpieczeństwo w UE - wywołanych wojną w Ukrainie - stopniowo kwestie inwigilacji, ochrony prywatności i praworządności nie będą schodzić na dalszy plan. A Izrael jest przecież jednym z największych eksporterów broni - np. system obrony przeciwlotniczej, który Saudowie chcą kupić, ma chronić ich instalacje petrochemiczne przed dronami, z których korzysta też Rosja.
- Może być tak, że Unia jako organizacja będzie koncentrować się na jednych obszarach, a co innego będzie się działo w relacjach poszczególnych państw z Izraelem. Na pewno niektóre będą zainteresowane kolejnymi zakupami broni. Sporo kontraktów już ruszyło - podkreśla ekspertka z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Czy Polska może kupować (cyber)broń z Izraela?
W listopadzie ub. r. izraelski dziennik "Calcalist" informował, że tamtejsze ministerstwo obrony wykreśliło m.in. Polskę i Węgry z listy krajów, którym izraelskie firmy mogą sprzedawać technologie szpiegowskie, w tym Pegasusa.
Informacja dziennika "Calcalist" obiegła media, wywołując polityczną burzę w Polsce i - u niektórych komentatorów - ulgę, że polskie służby stracą dostęp do Pegasusa, wykorzystywanego do inwigilacji wspomnianych już Wrzosek i Giertycha, ale też senatora Krzysztofa Brejzy czy szefa Agrounii Michała Kołodziejczaka.
Rzecznik izraelskiego ministerstwa obrony komentował później krótko, że artykuł dziennika "Calcalist" był "nieprecyzyjny". Sprawę wyjaśniły następnie dzienniki "Haaretz" oraz "Globes", które - w artykułach publikowanych po hebrajsku - precyzowały, że była to tylko "biurokratyczna" i "symboliczna" zmiana procedur w ministerstwie obrony.
- Artykuł "Calcalist" był pomyłką. Zmiana procedur w ministerstwie dotyczyła czegoś innego - tłumaczył mi na początku roku dziennikarz Oded Yaron z "Haaretz". - Zgodnie z izraelskim prawem eksporterzy systemów szpiegowskich i tradycyjnej broni potrzebują dwóch licencji: marketingowej i eksportowej. Przez lata licencja marketingowa była dla firm dużą przeszkodą, bo musiały się o nią ubiegać za każdym razem, kiedy chciały oferować komuś swoją technologię - potrzebowały jej nawet do wysłania e-maila do potencjalnego klienta. Za brak takiej licencji groziły im duże grzywny, liczone w setkach tysięcy szekli. Jednocześnie wymóg tej licencji był dużym biurokratycznym obciążeniem dla urzędników ministerstwa, dodawał mnóstwo papierkowej roboty. Pod koniec 2013 roku ministerstwo miało już wydanych łącznie ponad 400 tysięcy licencji marketingowych i eksportowych! A mówimy o około tysiącu firm, które się o nie ubiegały! - dodał.
Jak wyjaśnił Yaron, żeby ograniczyć biurokrację, ministerstwo kilka lat temu zwolniło eksporterów broni i cyberbroni z konieczności posiadania licencji marketingowej do oferowania usług i technologii do ponad stu krajów - w tym do Polski i Węgier.
- Było to bardzo korzystne dla firm, ich klientów i urzędników ministerstwa, ale już nie dla obywateli krajów, gdzie sprzedawano te technologie. Ale nie ma to większego znaczenia, bo dotyczyło tylko kontaktowania się i prowadzenia negocjacji, ciągle obowiązywała licencja eksportowa, którą firmy musiały uzyskać, jeżeli chciały faktycznie sprzedać te systemy. Podczas debaty w Knesecie w 2017 roku urzędnicy przyznali, że oprogramowanie do inwigilacji jest eksportowane do 130 krajów - dodał Yaron.
Zmiana procedur, którą błędnie opisał "Calcalist" - jak tłumaczył dziennikarz - dotyczyła faktycznie przywrócenia obowiązku posiadania licencji marketingowej w 63 krajach (w tym w Polsce i na Węgrzech). Oznacza to, że od listopada 2021 r. firmy takie jak producent Pegasusa NSO, żeby kontaktować się ze służbami z tych państw - nawet wysłać prezentację z ofertą - muszą uzyskać na to zgodę ministerstwa.
Tylko tyle.
Ale nic nie stoi na przeszkodzie - przynajmniej po stronie izraelskiej administracji - żeby polskie czy węgierskie służby mogły dalej kupować tamtejsze systemy inwigilacji. A te oferowane są nie tylko przez NSO - choćby oprogramowanie firmy Candiru (która często zmienia nazwy, żeby zacierać za sobą ślady; obecna to Saito Tech), z którego też korzystała Arabia Saudyjska i której członkiem zarządu oraz największym udziałowcem jest Isaac Zach, współzałożyciel NSO.
Technologie szpiegowskie, oferowane przez izraelskie firmy działające w porozumieniu z tamtejszym rządem, będą więc dalej udoskonalane. Staną się trudniej wykrywalne, będą najwyżej oferowane pod przemalowanym szyldem i sprzedawane do państw autorytarnych oraz "nieliberalnych" demokracji, o ile będzie to korzystne dla interesów Netanjahu.
Autorka/Autor: Piotr Szostak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: paparazzza / Shutterstock.com