Głośny problem przy Wiejskiej. Mieszkańcy wspólnot sąsiadujących z przychodnią aborcyjną "Abotak" mają dość protestów organizowanych przed budynkiem przez środowiska pro-life. Liczą na reakcję ze strony policji i urzędników. Ci jednak rozkładają ręce. - Nie można rozwiązać legalnego zgromadzenia bez podstaw, a hałas nie stanowi takiej podstawy - argumentuje ratusz.
- 8 marca przy ulicy Wiejskiej otwarto przychodnię aborcyjną "Abotak", gdzie można przeprowadzić aborcję farmakologiczną własnej ciąży do jej 12. tygodnia, korzystając z tabletek - wcześniej zamówionych pocztą.
- Otwarcie takiego punktu wywołało liczne protesty ze strony środowisk konserwatywnych i pro-life.
- Zgromadzenia publiczne przed "Abotakiem" dają się we znaki mieszkańcom pobliskich budynków. Towarzyszą im hałas, okrzyki i dźwięki wuwuzeli. Dodatkowo protestujący przynoszą ze sobą banery z drastycznymi treściami, które są widoczne dla małych dzieci.
- Mieszkańcy wspólnie z radnymi apelują do władz miasta i policji o pomoc w rozwiązaniu problemu. Domagają się, aby protesty odbywały się w cichej formie.
Mieszkanka bloku przy ulicy Wiejskiej 9 opowiedziała redakcji Kontaktu24 o trudnościach związanych z codziennym zakłócaniem ciszy przez osoby uczestniczące w protestach przed otwartą 8 marca przychodnią aborcyjną "Abotak". - Od otwarcia przychodni mieszkańcy bloku mierzą się z ciągłym zakłócaniem ciszy i spokoju przez protestujące osoby związane ze środowiskiem pro-life. Przychodzą trzy, cztery razy w tygodniu. Chociaż zdarza się, że są codziennie. Zaczynają od godziny 16 i kończą trzy godziny później. Krzyczą w megafony, mają maszyny do tworzenia hałasu. Moje mieszkanie znajduje się po drugiej stronie, okna nie wychodzą na Wiejską, a mimo to wskaźniki pokazują na balkonie 100 decybeli. W domu przy zamkniętych oknach - 70. Sąsiedzi, których okna wychodzą na ulicę, mają dużo głośniej - mówiła kobieta. Dodała, że protestujący przychodzą na manifestacje z drastycznymi plakatami. - Obklejają naszą bramę banerami z krwawymi obrazkami. Pojawiają się również takie, które nawiązują do niemieckich obozów koncentracyjnych. Dla osoby dorosłej są to drastyczne obrazy, a w bloku mieszkają dzieci, które nie powinny oglądać takich rzeczy - mówiła. Pani Ewa podkreśliła, że pod jej blokiem dochodzi również do niebezpiecznych sytuacji. - Wczoraj wylali kwas masłowy na chodnik przed kliniką. Przy zdarzeniu pracowała straż pożarna. Co więcej, atakują fizycznie mieszkańców, którzy wypowiadają się w tej sprawie. Chcą w ten sposób wymusić na mieszkańcach kroki wobec kliniki. Chcą naszymi rękami zamknąć przychodnię - twierdzi kobieta.
Radni interweniują w sprawie głośnych manifestacji
Przed czwartkową sesją Rady Warszawy odbyła się konferencja radnych Lewicy i Miasto Jest Nasze oraz mieszkańców wspólnot Wiejska 9, 11, 12, 12A i Frascati 1. Reprezentacja mieszkańców miała przy sobie kartki z hasłami: "Obrońcy życia", "Nie dajecie nam żyć" i "Przestańcie terroryzować nas hałasem". Przyniosła także na sesję rady petycję, którą wcześniej mieszkańcy złożyli w urzędzie miasta.
Anna Bielecka, mieszkanka z ulicy Wiejskiej 9, powiedziała, że mieszkańcy od momentu otwarcia przychodni "Abotak" są narażeni na bardzo częste zgromadzenia środowisk pro-life, które w sposób bardzo agresywny i głośny demonstrują swoje niezadowolenie z faktu, że w takim miejscu powstała przychodnia udzielająca pomocy kobietom.
Zaznaczyła, że takie demonstracje trwają kilka godzin, używane są wuwuzele, głośniki przekraczające ponad 100 decybeli. - Do tego dochodzą jeszcze bardzo agresywne obrazy - zdjęć, plakatów dzieci, płodów zakrwawionych, które powodują duży strach wśród dzieci mieszkających na naszym osiedlu - zaznaczyła.
Przekazała, że mieszkańcy zgłaszali swoje zastrzeżenia do urzędu miasta i na policję. - Niestety jesteśmy odprawiani z kwitkiem, każdy umywa ręce - dodała.
Chcą cichych zgromadzeń i spokoju
Mieszkańcy postanowili złożyć petycję do urzędu miasta i prezydenta Warszawy, aby zmienić formę wydawania zgody na tego typu zgromadzenia. Nie chcą zakazać zgromadzeń, które wynikają z praw konstytucyjnych. Chcą, aby zgromadzenia odbywały się w sposób niekolidujący z prawami mieszkańcami - chcą, by to były ciche zgromadzenia.
- Chcemy również, żeby policja reagowała na agresywne obrazy i zdjęcia, które zakazane są do wyświetlania w telewizji, w godzinach, kiedy mogłyby je obejrzeć dzieci - powiedziała Bielecka.
Elżbieta Zimny, mieszkanka z ulicy Wiejskiej 9, podkreśliła, że ulica Wiejska to jedyny trakt, którym poruszają się dzieci idące do szkoły podstawowej przy Górnośląskiej 45. - Poza tym lokalizacja naszego budynku jest w ścisłej zabudowie, co powoduje, że hałas jest większy - dodała. - Prosimy o wsparcie miasta, bo my też jesteśmy tym miastem - zaapelowała.
Domagają się, by ratusz podjął działania
Radna Lewicy Agata Diduszko-Zyglewska zaznaczyła, że nie może być tak, że mieszkańcy tego miasta są terroryzowani przez jakąś fanatyczną grupę ludzi. Podkreśliła, że ratusz powinien bronić mieszkańców. Zaapelowała do władz Warszawy, by przestały być bezczynne w tej sprawie.
- Nie zgadzamy się, aby prawo do wyrażania własnej opinii oznaczało w Polsce prawo do krzywdzenia innych osób, zaburzania ich poczucia bezpieczeństwa w zaciszu własnego domu - powiedziała radna Miasto Jest Nasze Marta Szczepańska. Przekazała, że w prawie o zgromadzeniach są zapisy, które mówią, że przedstawiciel gminy może zgromadzenie rozwiązać, jeśli zagrożone jest bezpieczeństwo, a także może wprowadzić zasady, żeby zachować komfort mieszkańców.
- Miasto tłumaczy, że może to zrobić na wniosek policji. Policja tłumaczy, że może to zrobić, ale na wniosek miasta. Żyjemy w pętli - dodała radna.
Radna Miasto Jest Nasze Martyna Jałoszyńska podkreśliła, że koszmar mieszkańców ulicy Wiejskiej trwa do dwóch miesięcy i przez ten czas miasto pokazuje, że nie radzi sobie z sytuacjami, w których przekraczany jest poziom hałasu.
Sprawę skomentował też szef klubu radnych PiS Dariusz Figura. - Trzeba się zająć przyczynami, a nie skutkami. Przyczyną jest powstanie w miejscu reprezentacyjnym placówki, która tak na dobrą sprawę, jest działalnością nielegalną. Protesty są skutkiem tego. Rozumiem mieszkańców, ale trzeba rozwiązać przyczynę tego problemu - powiedział pytany o komentarz.
"Zgromadzenia są legalne"
Młodszy aspirant Jakub Pacyniak ze śródmiejskiej policji potwierdził, że wpłynęły takie zgłoszenia od mieszkańców. - Prowadzone są czynności w sprawach o zakłócenie spokoju. Zgromadzenia są legalne - dodał.
- To okropna sytuacja, ale urząd musi działać w ramach prawa i nie może rozwiązać legalnego zgromadzenia bez podstaw, a hałas nie stanowi takiej podstawy w myśl przepisów - skomentowała rzecznika stołecznego ratusza Monika Beuth.
Zaznaczyła też, że za bezpieczeństwo i porządek odpowiada policja i każdy mieszkaniec pokrzywdzony hałasem lub agresywnymi zachowaniami mogą złożyć zawiadomienie na policję i do prokuratury. - Przedstawiciele Stołecznego Biura Bezpieczeństwa od 17 marca do 12 kwietnia przeprowadzili szereg kontroli przebiegu zgromadzeń zarówno przy Wiejskiej, jak i za pośrednictwem miejskiego systemu wizyjnego. W wielu przypadkach nie stwierdzono obecności organizatora lub uczestników zgromadzenia - zaznaczyła rzeczniczka.
Dodała, że w trakcie faktycznego trwania zgromadzeń nie stwierdzono naruszeń prawa, a policja nie zwracała się do miasta o rozwiązanie zgromadzenia.
Przychodnia aborcyjna "Abotak"
Aktywistki z Aborcyjnego Dream Teamu (ADT) otworzyły punkt "Abotak" przy ul. Wiejskiej 9 - w bezpośrednim sąsiedztwie Sejmu - 8 marca. Nazywają go "przychodnią aborcyjną", w której można przeprowadzić aborcję farmakologiczną własnej ciąży do jej 12. tygodnia, korzystając z tabletek - wcześniej zamówionych pocztą, między innymi od Women Help Women, międzynarodowej inicjatywy pomagającej kobietom w dostępie do aborcji.
Od otwarcia "Abotak" przeciwnicy przerywania ciąży organizują przed siedzibą "przychodni" protesty i domagają się jej zamknięcia. Podczas pierwszej manifestacji przed wejściem rozlano czerwoną farbę.
Autorka/Autor: as, kk
Źródło: Kontakt24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański/PAP