Premium

Nie wierzą, że to Krzysztof. Tylu ludzi zabić, dzieciaka swojego?

Zdjęcie: TVN24

- Nikomu nie wadził. Nikt go nie zauważał. Musiałby być dziki, żeby ojca zabić, matkę zabić, żonę zabić, dzieciaka swojego. Ile miał ten dzieciak, kilka miesięcy? Mnie się osobiście nie chce wierzyć - mówi sąsiad rodziny A. z Chodzieży. Śledztwo nie wskazuje, by mógł to zrobić ktoś inny, niż Krzysztof. Kim jest człowiek, który zabija bliskich, a na koniec siebie?

W czwartek, 20 kwietnia, na rogu skrzyżowania, za gęstym szpalerem drzew, mieszkańcy osiedla odmawiali różaniec za zmarłego sąsiada, zupełnie nieświadomi, co się dzieje po drugiej stronie ulicy, w domu Bogdana i Krystyny A.

Kącik modłów, jak mówią niektórzy, 18 lat temu stworzył jeden z mieszkańców. Ławki pod gołym niebem, na murze święte obrazki i 10 przykazań sąsiedzkich. "Szanuj swoich sąsiadów, bo w każdym mieszka Bóg. Dotrzymuj umów i zobowiązań sąsiedzkich. Jak najczęściej bierz udział w modlitwach osiedlowych…".

Mieszkańcy schodzą się do kącika na różańce za zmarłych, nabożeństwa majowe, śpiewają. Stała grupa modlitewna liczy 30 osób. A. mieli tam z domu kilka kroków. Jak trzeba było skosić trawę w kąciku, użyczali prądu. - Ani on, ani jego żona nigdy nie postawili tam nogi - mówi 80-latek z osiedla.

- Mam wyrzuty sumienia. Rozmawiałem z panem Bogdanem o prądzie. Nigdy na te tematy. Uważałem, że to nie ma sensu, bo oni mieli inny światopogląd. Teraz żałuję, że się nie odważyłem. Było tyle okazji. Gdybym mógł cofnąć czas, zaprosiłbym pana Bogdana na modlitwę.

Krzysztof A. miał zabić rodziców, żonę, dziecko i siebieMałgorzata Goślińska/tvn24.pl

Ciała

Tego samego 20 kwietnia jedna z sąsiadek A. zauważyła, że Krzysztof wrócił do domu sam. Jak co dzień wyszedł na spacer z Martą i dzieckiem, ale tym razem wrócił przed nimi.

Krzysztof to 41-letni syn Bogdana i Krystyny, Marta była jego żoną. Mieli czteromiesięcznego syna Stasia. Od dwóch miesięcy mieszkali w domu rodziców Krzysztofa w Chodzieży w Wielkopolsce.

Poznali się w Manchesterze w Wielkiej Brytanii. Potem mieszkali u rodziców Marty w Sochaczewie na Mazowszu. To ponad 300 kilometrów od rodziców Krzysztofa. Od 20 kwietnia rodzice Marty nie mogli się do niej dodzwonić.

Sąsiadka A. zauważyła także, że tylne drzwi ich domu, wychodzące do ogrodu, są uchylone. Ale A. mieli koty, pewnie dla kotów zostawili otwarte drzwi. Zauważyła, że w nocy paliło się u nich światło na parterze. Ale przecież tam było małe dziecko, rodzice mogli wstawać do płaczącego dziecka.

W końcu siostra Marty poprosiła kolegę Krzysztofa, którego poznała wcześniej w Chodzieży, by do nich zajrzał.

Był poniedziałek 24 kwietnia. Furtka do posesji nie była zamknięta na klucz. Kolega wszedł do domu od ogrodu i znalazł na parterze ciała Krzysztofa i Marty. Leżeli w korytarzu, a między nimi nóż. Marta miała zaklejone usta i związane ręce. Wezwane służby odkryły kolejne ciała. Staś był w pokoju, w fotelu. Rodzice byli na piętrze w łóżku, przykryci kołdrą. Wszyscy mieli podcięte gardła. Krzysztof miał także świeże rany cięte na nadgarstkach, co dla śledczych oznacza próbę samobójczą. Jego żona i rodzice mieli rany na dłoniach, co oznacza, że się bronili.

Jak mówi Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, która prowadzi śledztwo, najbardziej prawdopodobną hipotezą jest poczwórne zabójstwo i samobójstwo. - Nie ma żadnych okoliczności, które przeczyłyby tezie, że Krzysztof zabił swoich bliskich, a potem siebie - mówi prokurator.

Czytaj dalej po zalogowaniu

premium

Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam