Miesiąc temu kontrakty na listopad na holenderskiej giełdzie osiągnęły, przejściowo, poziom ponad 160 euro za megawatogodzinę. Mówiąc prościej: ponad 1,8 tysiąca dolarów za tysiąc metrów sześciennych. Jeszcze rok temu ceny gazu ziemnego były nawet kilkukrotnie niższe, teraz biją na rynkach europejskich kolejne rekordy. Dlaczego? Czy czeka nas wyjątkowo nieprzyjemna zima?
Gaz to dopiero początek kolejki. Jego galopujące ceny są bowiem jedną z głównych przyczyn wzrostu cen elektryczności w Europie. Jedne i drugie przekładają się z kolei na sytuację tych branży przemysłu, w których zużywa się dużo energii, przede wszystkim chemicznej (nawozy) i metali nieżelaznych. To z kolei wpływa na podwyżki cen między innymi żywności. A to z kolei będzie przyczyniać się do wzrostu inflacji. Tymczasem zima, czas tradycyjnie największego zapotrzebowania na gaz ziemny, jest wciąż przed nami.
Ceny gazu (i energii) stają się wyzwaniem na najbliższe miesiące, wyzwaniem dotyczącym de facto wszystkich odbiorców gazu i energii, a więc problemem nie tylko gospodarczym, ale i politycznym. Kolejne państwa europejskie - Hiszpania, Francja, Grecja, Włochy, Portugalia, Słowenia czy Czechy - podejmują kroki mające łagodzić skutki wzrostu cen, szczególnie dla najbardziej narażonych odbiorców.
Wiele innych państw planuje takie działania, nad przyczynami wzrostów i sposobami im zaradzenia debatuje Unia Europejska, ale prostych rozwiązań nie ma. Szczególnie że wysokie ceny są odczuwane na całym świecie i działania mające zapobiec niedoborom, ale też uspokoić sytuację na rynkach, podejmują kolejne kraje, w tym Chiny i USA. A to wzmacnia konkurencję o surowce.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam