Mieszkańcy Zatomia Starego i Zatomia Nowego (woj. wielkopolskie) mogą odetchnąć z ulgą. Zarząd Dróg Wojewódzkich wyłonił nowego operatora promu, który zapewnia im najszybszy dojazd do kościoła i do pracy. Przejmie on 1 lutego obowiązki od sołtysa, który gdy prom stanął, zrobił specjalne uprawnienia i sam zajął się obsługą.
- Przetarg na operatora przeprawy promowej został rozstrzygnięty. Umowa będzie obowiązywać do końca kwietnia 2018 roku - podaje Kinga Hendrych z Wielkopolskiego Zarządu Dróg Wojewódzkich w Poznaniu.
Ta decyzja oznacza, że mieszkańcy Zatomia Nowego będą mieć zapewnione szybkie i wygodne połączenie z Zatomiem Starym oraz z Sierakowem i Międzychodem. Szczególnie dojazd do tej ostatniej miejscowości jest dla nich ważny - tam pracuje większość mieszkańców. Zamknięcie promu oznaczałoby dla nich wydłużenie dojazdu z 6 do 14 km, co więcej do Międzychodu musieliby docierać drogą wojewódzką nr 198, która jest w fatalnym stanie i łatwo na niej uszkodzić samochód.
"Nikt się jeszcze do mnie nie zgłosił"
Całe zamieszanie z promem to efekt wydarzeń z października zeszłego roku. Wówczas zmarła właścicielka firmy dzierżawiącej prom i przeprawa z dnia na dzień przestała działać. Bohaterem wsi został sołtys Zatomia Nowego, który wiedząc, jak ważny dla mieszkańców jego wsi jest prom, zrobił specjalne uprawnienia i przez ostatnie miesiące sam zajmował się obsługą.
Do wiadomości o rozstrzygnięciu przetargu pochodzi on z dużą ostrożnością. - Nowy operator na razie się do mnie nie zgłosił, nie było od niego żadnego znaku życia - niepokoi się Roman Rabcewicz.
Pracował miesiąc dłużej
Obawy sołtysa nie są bezzasadne. Za obsługę promu początkowo miał on odpowiadać jedynie do końca roku. Do tego czasu Zarząd Dróg Wojewódzkich miał wyłonić nowego operatora. Okazało się jednak, że dwukrotnie przetarg był unieważniany - raz oferta była za droga, raz błędna. Udało się dopiero za trzecim razem. W tym czasie umowę z sołtysem wydłużono o kolejny miesiąc. Rabcewicz jednak od początku zaznaczał, że dłużej niż do końca stycznia pracować nie może.
- 1 lutego wracam do swojej stałej pracy w nadleśnictwie. Od tego nie ma odwołania - mówi Rabcewicz i zapowiada: - Jeśli pojawią się jakieś problemy z przewozem, będę walczył, nie zostawię mieszkańców samych - zapowiada.
Autor: Filip Czekała / Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 Poznań