Ktoś celowo wzniecił pożar domu, w którym mieszkała w Zalasewie (woj. wielkopolskie) czteroosobowa rodzina - wynika z najnowszych ustaleń prokuratury. W trakcie akcji gaśniczej strażacy natknęli się na dwa ciała, a dwa kolejne zostały znalezione w trakcie przeszukiwania pogorzeliska. Ofiary to małżeństwo z dziećmi w wieku 9 i 14 lat.
Prokuratura badająca sprawę śmierci czteroosobowej rodziny w podpoznańskim Zalasewie otrzymała opinię biegłego z dziedziny pożarnictwa. Wynika z niej, że pożar został wzniecony celowo. Śledczy nadal nie wykluczyli hipotezy o tzw. samobójstwie rozszerzonym, nie wykluczyli też udziału osób trzecich.
Jak poinformował rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Łukasz Wawrzyniak z opinii biegłego wynika, że pożar w domu był następstwem podpalenia. - Ktoś rozlał w różnych miejscach domu łatwopalną ciecz. Prawdopodobnie była to benzyna - będziemy to jeszcze badać. Wiemy, że nie użyto mechanizmu czasowego lub zdalnego - powiedział prokurator.
Pożar został zainicjowany w różnych miejscach domu. - Biegły wskazał konkretnie dwa istotne miejsca podpalenia. Jest jeszcze jedno miejsce, ale ono nie było zainicjowane poprzez użycie środka łatwopalnego. To była szmatka, która znajdowała się obok jednej z ofiar, ale ona nie była w żaden sposób nasączona, ale była również według biegłego w tym miejscu, w którym ten pożar zaczął się rozprzestrzeniać - wyjaśnia Wawrzyniak.
Śledczy cały czas czekają na ostateczne opinie dotyczące mechanizmu śmierci trzech ofiar oraz na opinie genetyczne.
Policja: to nie był zwykły pożar
Zgłoszenie o pożarze domu jednorodzinnego w Zalasewie służby odebrały w nocy z 10 na 11 października. Ogień gasiło osiem zastępów straży pożarnej. Kiedy pierwsze wozy strażackie pojawiły się na miejscu, pożar objął już pierwsze piętro budynku oraz poddasze. W trakcie gaszenia pożaru strażacy natknęli się na dwa ciała, dwa kolejne zostały znalezione po ugaszeniu ognia.
Rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak przekazał, że ofiary to małżeństwo: mężczyzna miał 61 lat, kobieta - 55 oraz dzieci w wieku dziewięciu i 14 lat.
- Wstępnie na pewno możemy powiedzieć, że nie był to zwykły pożar. Bierzemy pod uwagę charakter kryminalny tej sprawy. Nie rozstrzygamy, w tej chwili czy było to zabójstwo, a pożar został wywołany, by zatrzeć ślady, czy też było to tak zwane samobójstwo rozszerzone - przekazał wtedy Borowiak.
Jak dodawał, rodzina niedawno wprowadziła się do tego domu, wcześniej mieszkała w Niemczech.
Czekają na wyniki sekcji zwłok ofiar pożaru
Kilka dni po zdarzeniu prokuratura informowała, że według wstępnej opinii biegłych dziewięciolatek zmarł w wyniku obrażeń czaszkowo-mózgowych spowodowanych zadaniem licznych ciosów w obrębie głowy i twarzy narzędziem tępokrawędzistym. - W jednym przypadku mieliśmy do czynienia z częściowym zwęgleniem zwłok. Musi być potwierdzona tożsamość tej osoby, musimy pobrać materiał porównawczy od najbliższych osób kobiety, która tam zginęła - mówił Wawrzyniak. I dodawał, że najważniejsze jest ustalenie przyczyny zgonu matki i dzieci. - Czy było to działanie mechaniczne, zadawanie ciosów i obrażenia wewnętrzne, czy też to była kwestia tlenku węgla. Musimy też ostatecznie ustalić, w jaki sposób doszło do śmierci ojca - podkreślał prokurator.
Wyniki dokładnych badań ciał matki, ojca i 14-letniej córki pary nadal nie są znane.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24