Lekarze zajmujący się ciężko ranną matką i jej dziećmi po eksplozji paczki w domu jednorodzinnym w Siecieborzycach (woj. lubuskie) informują, że stan całej trójki można określić jako stabilny. 31-latka, która odniosła największe obrażenia ciągle jest w stanie śpiączki farmakologicznej, lekarze wybudzili już jej siedmioletnią córkę i dwuletniego syna.
Do wybuchu pakunku nieznanego pochodzenia doszło w poniedziałek po godzinie 7 rano w jednym z domów jednorodzinnych w miejscowości Siecieborzyce (woj. lubuskie). W wyniku eksplozji ranne zostały trzy osoby - 31-letnia matka, siedmioletnia córka i dwuletni syn. W środę rano Sylwia Malcher-Nowak ze szpitala w Zielonej Górze przekazała, że stan całej trójki można określić jako stabilny. Wszyscy są na oddziale intensywnej opieki medycznej.
- Dzieci zostały wybudzone ze śpiączki farmakologicznej - przekazała Malcher-Nowak.
Walka o wzrok matki
W śpiączce wciąż jest 31-letnia matka. Kobieta najbardziej ucierpiała w wyniku eksplozji, lekarze uratowali jej życie po ośmiogodzinnej operacji. Straciła obie dłonie, a w jej ciało wbiło się wiele metalowych odłamków. W środę - jak informuje rzeczniczka szpitala - przeszła zabieg okulistyczny.
- Z oczu pacjentki Wyciągnięto sporo odłamków. Lekarze będą robić wszystko, żeby uratować jej wzrok – powiedziała rzecznik szpitala. Dodała, że 31-latkę czekają jeszcze inne zabiegi związane z ratowaniem wzroku. Jej siedmioletnia córka musiała przejść skomplikowaną operację przedramienia. Dziewczynkę czeka jeszcze zabieg okulistyczny.
W środę ze szpitala ma wyjść matka 31-latki, jej stan lekarze określają jako dobry. Do szpitala trafiła w związku z traumą związaną z wydarzeniem. Przebywała pod opieką lekarza i psychologa w klinicznym oddziale kardiologii.
Prokuratura: eksplozja zniszczyła drzwi i okna
Jak dotąd nie wiadomo, jaki materiał wybuchowy znajdował się w paczce oraz kto ją przyniósł i po co.
Z ustaleń śledczych wynika, że paczkę z ładunkiem wybuchowym wniósł do środka jeden z lokatorów, wcześniej najprawdopodobniej leżała przed drzwiami. Do eksplozji doszło podczas otwierania pakunku.
Jak przekazała nam we wtorek Ewa Antonowicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze., wybuch był tak silny, że wyrwał z futryny drzwi oraz wybił okna.
Prokuratura: to było celowe działanie
Śledztwo nadzorowała od początku Prokuratura Rejonowa w Żaganiu. We wtorek prokurator Antonowicz poinformowała jednak, że z uwagi na charakter przestępstwa - usiłowanie zabójstwa wielu osób - ma one zostać przekazane do realizacji Prokuraturze Okręgowej w Zielonej Górze. Zaznaczyła, że na razie nie ma jeszcze formalnej decyzji w tej sprawie.
W poniedziałek na miejscu od rana trwały oględziny i inne czynności procesowe, m.in. z udziałem techników kryminalistyki, policyjnych pirotechników oraz prokuratora. - Na razie nie wiemy, jakie materiały wybuchowe były w paczce i kto mógł ją podrzucić oraz dlaczego to zrobił. Pewne jest, że było to celowe działanie, dlatego też czynności prowadzone są już pod kątem usiłowania zabójstwa pokrzywdzonych - powiedziała Antonowicz.
We wtorek rzeczniczka prokuratury zaznaczyła, że w sprawie "trwają intensywne czynności procesowe, mające na celu ustalenie sprawcy podłożenia ładunku oraz motywu jego działania".
- Na razie nie wiemy, jaki dokładnie rodzaj materiału wybuchowego znajdował się w paczce oraz jaki był mechanizm jego aktywacji. Czekamy na wydanie opinii przez biegłych w tych kwestiach (...). Osobie bądź osobom odpowiedzialnym za tę tragedię grozi dożywocie - zaznaczyła rzeczniczka. Dodała, że "stan zdrowia pokrzywdzonych wyklucza obecnie możliwość ich przesłuchania". - Mamy pewne ustalenia, ale na razie jest za wcześnie, by o tym informować. W sprawie nikt nie ma jeszcze przedstawionych zarzutów - poinformowała we wtorek Antonowicz.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24