Sprawa śmierci Jarosława Ziętary. Sąd uchylił wyrok

Jarosław Ziętara zaginął 1 września 1992 r.
Sąd uchylił wyrok w sprawie pomocnictwa w zabójstwie Jarosława Ziętary
Źródło: TVN24
Sąd Apelacyjny w Poznaniu uchylił wyrok uniewinniający Mirosława R., pseudonim Ryba, oraz Dariusza L., pseudonim Lala, którzy - zdaniem śledczych - w 1992 roku porwali dziennikarza Jarosława Ziętarę i przekazali go zabójcom. Od uniewinnienia, o którym sąd pierwszej instancji zdecydował trzy lata wcześniej, odwołała się prokuratura. Teraz sąd wskazał, że "materiał jest już dzisiaj wystarczający do skazania". Sprawa będzie ponownie rozpatrywana.

We wtorek (2 grudnia) Sąd Apelacyjny w Poznaniu uchylił wyrok uniewinniający Mirosława R. i Dariusza L. w sprawie pomocnictwa w zabójstwie Jarosława Ziętary. Rozstrzygnięcie jest prawomocne. Decyzja sądu oznacza, że sprawę ponownie rozpozna sąd pierwszej instancji - w tym przypadku sąd okręgowy.

W uzasadnieniu wtorkowego wyroku sędzia Maciej Świergosz podkreślił, że "dla sądu apelacyjnego, w tym składzie, ten materiał jest już dzisiaj wystarczający do skazania". Sędzia zaznaczył ponadto, że w ocenie sądu "oczywistym jest, że 1 września 1992 roku Jarosław Ziętara został uprowadzony, a następnie 'zginął, bo był dziennikarzem'". Sędzia przypomniał, że ten cytat pochodzi z symbolicznego nagrobka Ziętary na bydgoskim cmentarzu, a także umieszczony jest na tablicy pamiątkowej znajdującej się w Poznaniu przy ul. Kolejowej 49, na domu, w którym mieszkał Ziętara. Sędzia wskazał, że cytat ten "idealnie wskazuje na motyw działania sprawców tych czynów". - Dzisiaj wydaje nam się to nieprawdopodobne, by w całkiem sporym mieście, w środku Europy, zaginął bez śladu młody dziennikarz i nie wywołuje to realnych działań organów ścigania. Zniknięcie Jarosława Ziętary było wręcz bagatelizowane. Niewątpliwie początki postępowania w sprawie były ograniczone jedynie do dwóch wątków i to nie mających charakteru przestępstwa, a to jest po pierwsze samobójstwa i po drugie wyjazdu do znajomej w Londynie. Okres ten z punktu widzenia postępowania karnego należy ocenić za w pełni stracony. Zaniechania te z pewnością utrudniły, ale nie uniemożliwiły dojście do prawdy - podkreślił sędzia. Dodał, że najlepszym podsumowaniem tego okresu są słowa jednego ze świadków w sprawie, Anny D., która w jednym z wywiadów powiedziała "nie ma zbrodni doskonałych, są tylko niewłaściwie prowadzone postępowania". Sędzia zaznaczył, że "te słowa padły 33 lata od zniknięcia Jarosława Ziętary; są niewątpliwie przykre, ale niestety bardzo prawdziwe".

"Ryba" i "Lala" do winy się nie przyznają

Mirosław R. ma dzisiaj ponad 60 lat, a Dariusz L. ponad 50. Na początku lat 90. obaj pracowali jako ochroniarze firmy "Elektromis", której działalnością przed śmiercią interesował się Jarosław Ziętara. Mężczyźni byli oskarżeni przez prokuraturę o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie dziennikarza.

Śledczy przekonywali, że oskarżeni Mirosław R. i Dariusz L., podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia Ziętary do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków. W toku prowadzonego postępowania ustalono ponadto, że działali oni wspólnie z inną, nieżyjącą już osobą. Trzecim z "funkcjonariuszy", który miał brać udział w porwaniu dziennikarza, miał być "Kapela". W 1993 roku zginął - postrzelił się, choć pojawiały się teorie, że samobójstwo zostało upozorowane, bo "Kapela" miał mieć wyrzuty sumienia i obawiano się, że "pęknie" z powodu tego, co się stało z Ziętarą.

Jak wynikało z ustaleń prokuratury, motywem zbrodni miała być praca Jarosława Ziętary jako dziennikarza i jego zawodowe zainteresowania dotyczące afer gospodarczych, w których dochodziło do przenikania się świata przestępczego ze światem biznesu oraz polityki, a co za tym idzie - obawa o ujawnienie przez dziennikarza opinii publicznej szczegółów sprzecznej z prawem albo odbywającej się na granicy prawa działalności.

Akt oskarżenia w tej sprawie trafił do sądu w 2018 roku. Proces ruszył w styczniu 2019 roku. "Ryba" i "Lala" konsekwentnie nie przyznawali się do winy.

- Nie mam z tą sprawą nic wspólnego. Nigdy nie widziałem pana Ziętary - zeznawał Dariusz L.

Zatrzymani Mirosław R. i Dariusz L.
Zatrzymani Mirosław R. i Dariusz L.
Źródło: TVN24

W podobny sposób bronił się Mirosław R. - Nie znałem Jarosława Ziętary, nigdy w życiu z nim nie rozmawiałem i nie widziałem go. Nie miałem żadnego powodu, żeby go porywać, nie brałem udziału w żadnym porwaniu. Nie mam wiedzy, czy w ogóle doszło do jakiegoś porwania. Nigdy nie dostałem od nikogo żadnego polecenia czy sugestii, by porwać dziennikarza - mówił, dodając, że 1 września 1992 roku, kiedy doszło do porwania dziennikarza, był "w zupełnie innym miejscu Poznania" i odprowadzał swojego syna do szkoły na rozpoczęcie roku szkolnego. Mirosław R. mówił w sądzie, że był zaskoczony zatrzymaniem w tej sprawie, dodał, że został wtedy dotkliwie pobity. Wskazał też, że wyraził zgodę na badanie wariografem, bo "nic nie wie o tej sprawie, więc nie miał nic do ukrycia". Wskazał również, że został oczerniony przez organy ścigania, a fałszywe oskarżenia doprowadziły do "załamania jego życia".

Sąd pierwszej instancji uznał, że zarówno Mirosław R., jak i Dariusz L. są niewinni. Zasądził na ich rzecz po 9720 złotych od Skarbu Państwa.

Prokuratura żądała dla oskarżonych 25 lat więzienia. Od wyroku się odwołała.

Jarosław Ziętara (1968-1992)
Nowe ślady w sprawie Ziętary (04.04.2011)
Źródło: TVN24

"Do takich dowodów należy podchodzić z dużą ostrożnością"

W 2022 roku sędzia Sądu Okręgowego w Poznaniu Sławomir Szymański, uzasadniając wyrok podkreślał, że oskarżonych obciążały przede wszystkim relacje trzech osób: Marcina B., Jerzego U. oraz Marka Z. - Wszystkie te osoby miały problemy z prawem. Pierwszy z mężczyzn odsiaduje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności za zabójstwo policjanta. Decydując się na współpracę z prokuraturą liczył, że poprawie ulegnie jego sytuacja prawna. Podobnie miało to miejsce w przypadku Jerzego U., który ubiegał się o ułaskawienie czy Marka Z., który był przesłuchany niedługo po tym, jak zaczął odbywać karę - mówił wtedy sędzia Szymański.

Na odczytaniu wyroku w 2022 roku pojawił się jeden z oskarżonych, Mirosław R., pseudonim Ryba
Na odczytaniu wyroku w 2022 roku pojawił się jeden z oskarżonych, Mirosław R., pseudonim Ryba
Źródło: TVN24

Wskazał, że wszyscy liczyli, że obciążenie zeznaniami wskazanych przez prokuraturę mężczyzn może być dla nich opłacalne.

- Oczywiście sam fakt, że świadkowie decydowali się na składanie zeznań, licząc na korzyści, nie dyskryminuje ich wiarygodności. Polski system karny ma mechanizmy, które mają torpedować solidarność przestępczą. Mówię tu o funkcji świadka koronnego czy małego świadka koronnego. Orzecznictwo jednak wymaga, żeby do takich dowodów podchodzić z dużą ostrożnością - zaznaczał sędzia.

Jarosław Ziętara zaginął 1 września 1992 roku
Jarosław Ziętara zaginął 1 września 1992 roku
Źródło: archiwum rodziny J. Ziętary

W przytoczonym uzasadnieniu wyraził uznanie dla prokuratury, która "za wszelką cenę usiłowała wyjaśnić jedną z najtrudniejszych zagadek w Polsce po 1989 roku". Sędzia długo przytaczał czynności, które śledczy wykonywali, żeby namierzyć ciało zabitego Jarosława Ziętary. Ich działania jednak nie przyniosły skutku.

Śmierć dziennikarza

Jarosław Ziętara został porwany 1 września 1992 roku. O godz. 8.40 wyszedł z domu przy ul. Kolejowej w Poznaniu. Do redakcji miał 15 minut piechotą. - Jarek chodził do pracy przez park Wilsona i prawdopodobnie też tego dnia przez ten park szedł, jeśli tylko dotarł do tego miejsca - mówiła Beata Sauer, była partnerka Jarosława Ziętary.

W pracy miał się pojawić o godz. 9. Nie dotarł. - Został na pewno uprowadzony między miejscem zamieszkania a redakcją - mówił Krzysztof M. Kaźmierczak, jego kolega z "Gazety Poznańskiej".

Ziętara zaginął 1 września 1992 roku w drodze do pracy
Ziętara zaginął 1 września 1992 roku w drodze do pracy
Źródło: tvn24

Śledczy na początku nie brali pod uwagę wersji zakładającej uprowadzenie i zabójstwo Ziętary. Samobójstwo, ucieczka w góry lub do Anglii, związanie się z grupa przestępczą - takie hipotezy stawiała policja. Morderstwa na zlecenie nie brali poważnie pod uwagę. - Odbierałam tych policjantów jako takie matołki. Oni nie zwracali uwagi na to, co mówię - wspominała Sauer.

Śledztwo dopiero po roku

Śledztwo w tej sprawie ruszyło dopiero w 1993 roku. - Znika lub ginie dziennikarz. Dlaczego? Odpowiedź jest banalnie prosta. Nie dlatego, że coś napisał, tylko dlatego, że mógł coś napisać - mówił prokurator Jacek Tylewicz.

Korzystano nawet z usług jasnowidza. - Nie był w stanie pomóc. Był tylko pewny, że Jarosław Ziętara nie żyje - wspominał Tylewicz. Sprawy nie dokończył - w międzyczasie przeniesiono go do prokuratury wojewódzkiej. Jego następca ją umorzył.

W 1998 roku poznańska prokuratura uznała, że Ziętara został uprowadzony i zamordowany. Wtedy postawiono tezę, że to mogło mieć związek z działalnością dziennikarską, ale sprawę umorzono. Nie znaleziono zwłok. Dziennikarz został jednak uznany za zmarłego. Dzięki temu, na bydgoskim cmentarzu jego rodzina mogła umieścić symboliczną tablicę.

Symboliczny grób Jarosława Ziętary
Symboliczny grób Jarosława Ziętary
Źródło: Superwizjer TVN

Wznowienie po latach

W kwietniu 2011 roku redaktorzy naczelni największych polskich gazet zaapelowali do władz i prokuratury o ujawnienie wszystkich okoliczności zaginięcia Ziętary i śledztwa w tej sprawie. To spowodowało analizę tego śledztwa w Prokuraturze Generalnej. W połowie czerwca 2011 roku śledztwo zostało podjęte na nowo w poznańskiej prokuraturze i przedłużone. Decyzją prokuratora generalnego przekazano je do Krakowa.

W toku śledztwa klasyfikacja prawna została zmieniona z uprowadzenia na zabójstwo. Prokuratura przesłuchała m.in. członków rodziny oraz członków Komitetu Społecznego "Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary", którzy prowadzili dziennikarskie śledztwo w sprawie zaginięcia kolegi. Przeprowadziła badania odcisków palców, które zostały zabezpieczone we wrześniu 1992 roku w mieszkaniu Ziętary, ale dotąd nie były badane, zainicjowała badania biologiczne śladów zabezpieczonych w toku śledztwa metodami, które nie były znane w 1992 roku. Poddała także analizie obszerną dokumentację osób, które występują w aktach śledztwa - pod kątem ewentualnego udziału tych osób w zaginięciu dziennikarza.

Kolejne śledztwo ws. Jarosława Ziętary
Kolejne śledztwo ws. Jarosława Ziętary (11.01.2012)
Źródło: TVN24

Prokuratorzy przeprowadzili także eksperyment procesowy w Poznaniu. Polegał on na odtworzeniu wszystkich istotnych zdarzeń z udziałem Ziętary, które miały miejsce od godz. 13.30 w dniu 31 sierpnia 1992 roku do godz. 8.40 następnego dnia, kiedy wyruszył do redakcji i był po raz ostatni widziany.

W październiku 2011 roku krakowska prokuratura otrzymała dokumenty z Agencji Wywiadu. Wynikało z nich, że Ziętara dostawał propozycje pracy z UOP. Były to nowe dowody w sprawie, ponieważ w toku poprzedniego śledztwa w 1994 roku MSW informowało, iż "Jarosław Ziętara nie pozostawał w zainteresowaniu UOP i nie figuruje w ewidencji, jak i materiałach archiwalnych UOP".

Ziętara odmawiał. Utrzymywał jednak kontakty z funkcjonariuszami. - Tematy, którymi się zajmował, w części oscylowały wokół tematów, którymi służby wówczas się interesowały. Na przykład przekształcenia w KGHM, prywatyzacje dużych przedsiębiorstw - mówił Kaźmierczak, kolega z redakcji Ziętary.

Śledczych interesowały dawne pomieszczenia Elektromisu
Śledczych interesowały dawne pomieszczenia Elektromisu
Źródło: tvn24

- Jarek otrzymywał pewne informacje, tematy, które potem sam rozwijał. Prawdopodobnie nie był świadomy, że był wykorzystywany w pewnym sensie - dodawał Piotr Talaga, były dziennikarz i kolega Ziętary.

Prokuratura wskazuje senatora

Przełomem w śledztwie wydawało się zatrzymanie w listopadzie 2014 roku Aleksandra Gawronika, jednego z najbogatszych Polaków na przełomie lat 80. i 90. (zgodził się na podawanie pełnego imienia i nazwiska). Gawronik został oskarżony o podżeganie do zabójstwa dziennikarza. Jego proces toczył się od stycznia 2016 roku przed poznańskim sądem okręgowym.

Biznesmenowi i byłemu senatorowi zarzucano, że "w bliżej nieustalonym dniu czerwca 1992 roku, chcąc aby inne osoby dokonały porwania, pozbawienia wolności, a następnie zabójstwa redaktora "Gazety Poznańskiej" Jarosława Ziętary (…) nakłaniał do tego ustalonych pracowników firmy ochroniarskiej (…) w szczególności w ten sposób, że podczas prowadzonej z nimi rozmowy dotyczącej wpływu na postawę Jarosława Ziętary stwierdził, że ma on być skutecznie zlikwidowany".

- Działania Gawronika, zdaniem prokuratury, miały związek z "zawodowym zainteresowaniem Ziętary i planowanymi publikacjami dotyczącymi poznańskiej tzw. szarej strefy gospodarczej" - mówiła rzeczniczka poznańskiego sądu, sędzia Joanna Ciesielska-Borowiec.

Zeznając przed sądem biznesmen zdecydowanie zaprzeczał zarzutom. - Nie można się tłumaczyć z plotek na swój temat. Jeżeli są fakty, to należy pokazać swój punkt widzenia. Tam nie ma tych faktów. Akt oskarżenia nie wymienia żadnych moich firm. Nie ma w notatkach pana Ziętary żadnych zapisków na temat moich firm i o mnie. Po prostu nie ma. Czy brak dowodu jest dowodem? - mówił Gawronik.

Gawronik: nie można się tłumaczyć z plotek na swój temat
Gawronik: nie można się tłumaczyć z plotek na swój temat
Źródło: TVN24 Poznań

Sędzia: to porażka organów ścigania państwa polskiego na ogromną skalę

W lutym 2022 roku sąd uniewinnił Gawronika. W styczniu 2024 roku wyrok utrzymał w mocy Sąd Apelacyjny w Poznaniu. W grudniu tego samego roku Sąd Najwyższy odrzucił kasację złożoną przez prokuraturę.

- Sprawa, która się toczy 32 lata i w gruncie rzeczy nie doprowadza do żadnego efektu, to porażka organów ścigania państwa polskiego na ogromną skalę - mówił, uzasadniając postanowienie Sądu Najwyższego sędzia Jerzy Grubba.

Sędzia nawiązał do słów wypowiedzianych podczas rozprawy przed sądem przez obrońcę Gawronika mec. Pawła Szwarca, który ocenił, że sprawa zaginionego w 1992 roku Ziętary należy do trzech największych porażek wymiaru sprawiedliwości III RP – obok sprawy zabójstwa gen. Marka Papały oraz morderstwa byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony.

OGLĄDAJ: TVN24 HD
pc

TVN24 HD
NA ŻYWO

pc
Ten i inne materiały obejrzysz w subskrypcji
Czytaj także: