Według śledczych to "Ryba" i "Lala" podstępnie wciągnęli Jarosława Ziętarę do samochodu, uprowadzili, a potem przekazali zabójcom. Ciała poznańskiego dziennikarza nigdy nie znaleziono. Oskarżeni nie przyznają się do winy. Dziś - w piątek, 13 maja - przesłuchano ostatniego świadka, a oskarżony Mirosław R., ps. Ryba, odczytał część swojego długiego oświadczenia.
W Sądzie Okręgowym w Poznaniu ku końcowi zmierza proces Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala. Obaj są oskarżeni o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie poznańskiego dziennikarza Jarosława Ziętary. Podczas piątkowej rozprawy zeznania złożył ostatni ze świadków. To mężczyzna, który znał Mirosława R. Mieli kiedyś trenować razem judo.
Wyjaśnienia uzupełniające mogli złożyć również oskarżeni, ale na sali sądowej pojawił się tylko jeden z nich, Mirosław R. Podczas posiedzenia zaczął odczytywać swoje oświadczenie, które liczyło kilkadziesiąt stron. Najpierw zapewnił, że jest niewinny, a świadkowie, którzy pojawiali się na sali sądowej, kłamali. Ocenił, że większość zeznających to "kryminaliści", którzy według niego wymyślają własne wersje wydarzeń, by poprawić swoją sytuację.
Oskarżony odnosił się do informacji, które pojawiały się na sali sądowej. Starał się między innymi podważyć zeznania Jerzego U., kluczowego świadka w tej sprawie, który miał być naocznym świadkiem porwania Ziętary.
Ostatecznie ze względu na przedłużające się odczytywanie oświadczenia oskarżonego, sąd zdecydował wyznaczyć kolejny termin rozprawy na 12 września. Wówczas strony mają też wygłosić mowy końcowe.
Jacek Ziętara: to, co mówił dziś oskarżony, nie jest dla mnie zaskoczeniem
Tuż po zakończeniu rozprawy dziennikarze pytali Jacka Ziętarę, brata dziennikarza, o to, co sądzi na temat kwestii poruszanych przez oskarżonego w oświadczeniu.
- Wiadomo, że to jest proces poszlakowy, że jest wiele argumentów, które częściowo mogą się mijać z prawdą. Pamiętajmy, że ci świadkowie mówią o sprawach, które wydarzyły się ponad 20 lat temu, więc każdy ma prawo nawet do pomyłek. (…) natomiast najważniejsze jest to, że z tych faktów, które udało się zebrać prokuraturze, można zbudować jak najbardziej wiarygodną historię o tym, co się z Jarkiem stało. To, co mówił dziś oskarżony, nie jest dla mnie zaskoczeniem - stwierdził.
Dodał, że teraz najważniejsze jest, by z "zeznań świadków wybrać to, co jest prawdą".
Pomogli zabić, bo za bardzo się interesował?
Według prokuratury motywem zamordowania Jarosława Ziętary była jego praca i zainteresowanie aferami gospodarczymi. "Dochodziło do wzajemnego przenikania się świata przestępczego ze światem biznesu oraz polityki, a co za tym idzie, obawa o ujawnienie przez dziennikarza opinii publicznej szczegółów sprzecznej z prawem albo odbywającej się na granicy prawa działalności" - podali śledczy, gdy w 2018 roku kierowali do sądu akt oskarżenia.
"Ryba" i "Lala" w czasach zabójstwa Ziętary byli pracownikami poznańskiego holdingu Elektromis, wokół którego miał "węszyć" dziennikarz. Według ustaleń prokuratury "Ryba" i "Lala", podając się za funkcjonariuszy policji, podstępnie doprowadzili do wejścia Ziętary do samochodu przypominającego radiowóz policyjny. Następnie przekazali go osobom, które dokonały jego zabójstwa, zniszczenia zwłok i ukrycia szczątków.
Oskarżeni nie przyznają się do winy. W toku postępowania śledczy ustalili, że działali oni wspólnie z inną, nieżyjącą już osobą. "Rybie" i "Lali" grozi od ośmiu lat po dożywocie.
Zdzisław K.: Ziętarę porwała "święta trójca"
Podczas procesu przed Sądem Okręgowym w Poznaniu zeznania składał m.in. świadek Zdzisław K., który do sądu zgłosił się po ponad 20 latach od czasu, kiedy po raz ostatni widziano Ziętarę. Zeznał, że znał Mariusza Ś., szefa Elektromisu, i współpracował z tą firmą. Miał się też raz zetknąć z Ziętarą, ale jak twierdził, nie wiedział wówczas, kim on jest.
Zdzisław K. powiedział, że nazwisko Ziętary poznał dopiero w 1993 roku. Jak tłumaczył, wtedy jeden z ochroniarzy Mariusza Ś. - Roman K., ps. Kapela - miał popełnić samobójstwo. - Marek Z. (ochroniarz związany z Elektromisem – red.) nie za bardzo wierzył w to samobójstwo. Mówił, że to dziwne. I że chodziło o to, że Kapela nie wytrzymał psychiczne tego, co zrobili z dziennikarzem, że zaczął się rozklejać – podkreślił świadek.
- Marek Z. mówił mi to, bo w tamtym czasie zaczął się obawiać "Lali", "Ryby" i innych. (…) "Kapela" miał porwać i być przy zabójstwie tego dziennikarza – to mi mówił Marek Z. Miało to być w magazynie Elektromisu przy ul. Wołczyńskiej, tam, gdzie były wcześniej przetrzymywane papierosy. Było tam więcej osób, mieli go obłożyć, to znaczy nie mieli go zabić, tylko wybić mu z głowy zainteresowanie Elektromisem. Miał tam być też "Ryba" i "Lala", ci, którzy go porwali, tak zwana święta trójca. Święta trójca, czyli 'Ryba', 'Lala' i 'Kapela' – mówił w sądzie.
Dodał, że zabójcą Ziętary miał być "Malowany", czyli rosyjski mafioso Andriej Isajew (zginął w Poznaniu w 1997 r.). - Marek Z. powiedział, że to "Malowany" dokonał tego zabójstwa, miał go straszyć, ale zdarzył się "wypadek przy pracy" (…) Od początku nie było założone, że człowiek ma zginąć, ale miał zostać tak zmaltretowany fizycznie, psychicznie, żeby mu się odechciało interesować – mówił.
"Jerzy U. mówił mi, że tego nie widział, tego zajścia"
Wśród przesłuchanych znalazł się także Paweł D. Był współpracownikiem Jerzego U. Według jego relacji, śledził dziennikarza na zlecenie Elektromisu, a w dniu jego porwania miał widzieć całe zajście, bo nieopodal siedział w samochodzie ze swoim współpracownikiem.
Paweł D. powiedział w sądzie, że nie przypomina sobie, "żebyśmy w czasie współpracy z U. śledzili kogoś na ulicy Kolejowej w Poznaniu (ulica, przy której mieszkał Ziętara - red.)". - Oczywiście wiem, gdzie jest ta ulica, na Łazarzu. Jak ja jeździłem z U., to na pewno nie śledziliśmy żadnego dziennikarza - dodał.
- Nic mi też o tym nie wiadomo, aby jakaś z osób śledzonych jako dłużnik, czy niewierny małżonek, miała być dziennikarzem. U. dawał nam takie polecenia, że mówił, gdzie dana osoba mieszka, nieraz pokazywał zdjęcia takiej osoby, mówił, że mamy podjechać pod jej dom, zrobić zdjęcia. (…) Nie pamiętam, żebym widział, że osoba przeze mnie obserwowana była zatrzymywana przez policję. Na pewno nie widziałem czegoś takiego – twierdził. - Widziałem w materiałach prasowych zdjęcie Jarosława Ziętary. Na 100 procent wykluczam możliwość, że tę osobę miałem obserwować – zaznaczył.
"Jerzy U. z policjantem palili dokumenty"
Paweł D. mówił w sądzie o okolicznościach składania zeznań w tej sprawie. Jak powiedział, to Jerzy U. "zabrał go na przesłuchanie", a on sam początkowo nie wiedział, gdzie i po co jedzie. - Jeżeli chodzi o przesłuchanie, na które wiózł mnie U., to byliśmy w hotelu pod Wrześnią. Tam przyjechał prokurator, policjant Bogdan, oraz jeszcze trzecia osoba, nie wiem, czy to był protokolant. Byliśmy przy recepcji, na dole, nie wynajmowaliśmy pokoju. To się odbywało w samochodzie. Pan U. najpierw poszedł do samochodu prokuratora, a potem zawołał mnie. Przesłuchanie było w samochodzie, przy moim przesłuchaniu obecny był prokurator i ten protokolant chyba – mówił.
Dodał, że "Jerzy U. z tym policjantem palili wtedy dokumenty przed samochodem". - Nie wiem, jakie dokumenty, ale to pamiętam dokładnie. Tam stała taka popielnica i tam je palili – wskazał.
Dodał, że później "Jerzy U. mówił mi, że tego nie widział, tego zajścia (porwania Ziętary – red.)". Świadek wskazał, że Jerzy U. powiedział, że "był konflikt na Jumbo (w ochronie marketu – red.), bo stamtąd wyleciał". - To mi tłumaczył później. Uważał, że to 'Ryba' i 'Lala' byli winni temu, że on stracił pracę na Jumbo i w ochronie klubu Sami Swoi. On to wiązał z tym zeznaniami. W tej sprawie mówił też, że zostali już ukarani, bo wtedy oskarżeni byli już zatrzymani - dodał.
Były senator uniewinniony
W lutym 2022 roku w pierwszej instancji zakończył się inny głośny proces związany ze sprawą Ziętary. Na ławie oskarżonych zasiadał były senator Aleksander Gawronik (zgodził się na publikację pełnego nazwiska). Prokuratura oskarżała go o podżeganie do pozbawienia wolności i zabójstwo Jarosława Ziętary. Jak twierdzili śledczy, to on miał nakłaniać "Rybę" i "Lalę" do porwania. Podczas prowadzonej z nimi rozmowy dotyczącej wpływu na postawę dziennikarza miał on stwierdzić, że ma on być "skutecznie zlikwidowany".
Były senator od początku nie przyznawał się do winy. Za zarzucane czyny groziła mu kara wieloletniego więzienia lub dożywocie.
Sąd Okręgowy w Poznaniu w wydanym w lutym wyroku uniewinnił Gawronika od zarzucanego mu czynu. Sędzia Joanna Rucińska w uzasadnieniu podkreśliła, że "prokurator nie wykazał, aby oskarżony był sprawcą zarzucanego mu czynu, czego skutkiem musiało być wydanie wyroku uniewinniającego Aleksandra Gawronika i obciążenie kosztami procesu Skarbu Państwa".
Brat dziennikarza Jacek Ziętara tuż po ogłoszeniu wyroku powiedział, że "to, co się dzisiaj wydarzyło na sali, to jest skandal". - Nie dano mi się nawet przygotować do mowy końcowej, nie mówiąc już o odrzuceniu możliwości przesłuchania jeszcze dodatkowych świadków - zaznaczył. - Nie mam już nic więcej do powiedzenia, jest mi po prostu przykro - dodał.
Prokuratura zapowiedziała złożenie apelacji.
Zniknął w drodze do pracy
Jarosław Ziętara urodził się w Bydgoszczy w 1968 r. Był absolwentem Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Pracował najpierw w radiu akademickim, później współpracował m.in. z "Gazetą Wyborczą", "Kurierem Codziennym", tygodnikiem "Wprost" i z "Gazetą Poznańską". Ostatni raz widziano go 1 września 1992 r. Rano wyszedł z domu do pracy, ale nigdy nie dotarł do redakcji "Gazety Poznańskiej". W 1999 r. został uznany za zmarłego. Ciała dziennikarza do dziś nie odnaleziono.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24