Młody poznański dziennikarz 22 lata temu został zamordowany przez tych, którzy mieli stać się bohaterami jego artykułu. Do dziś nie wyjaśniono tajemnicy jego śmierci. Wśród tych, którzy latami walczyli o schwytanie sprawców zbrodni jest partnerka dziennikarza. Do tej pory unikała kontaktów z mediami, teraz przerywa milczenie. Reportaż programu "Uwaga!" TVN.
1 września 1992 r. Jarosław Ziętara miał 24 lata. Od trzech miesięcy absolwent uniwersytetu, od kilku lat obiecujący dziennikarz.
- Był bardzo inteligentny, pomocny i przystojny. Był też szalony, potrafił się bawić. Mimo że dziennikarstwo było jego pasją, to nie siedział tylko w książkach, potrafił też wyluzować. Oprócz dziennikarstwa jego pasją były góry i muzyka - opowiada Beata Sauer, była partnerka Jarosława Ziętary.
"To, co robił, nie spodobało się pewnemu biznesmenowi"
Ziętara pracował najpierw w tygodniku "Wprost". Następnie w "Gazecie Poznańskiej" zajmował się sprawami, które dziś nazwalibyśmy dziennikarstwem śledczym - głównie aferami na styku gospodarki i polityki.
Kiedy ogólnopolskie gazety przedrukowały jego artykuł o omijaniu prawa w firmach transportowych, o młodym dziennikarzu zrobiło się głośno nie tylko w Poznaniu. - Wtedy nie było strachu, nigdy nie pomyślałabym, że coś mu się może stać. Jednak zaczęłam się bać, bo w pewnym momencie to, co robił, nie spodobało się pewnemu biznesmenowi z Zielonej Góry. A (Ziętara) dowiedział się, że jest problem, bo ten pan żądał przeprosin i wycofania się. Ale Jarek nie przeprosił – mówi Beata Sauer. - Jarek obiecywał, że nie będzie się już zajmował takimi trudnymi sprawami - dodaje.
"Odbierałam policjantów jako takie matołki"
Jarosław Ziętara 1 września 1992 roku wyszedł z domu do redakcji "Gazety Poznańskiej". Do pracy jednak nie dotarł. - Kiedy dodzwoniłam się do redakcji, usłyszałam, że oni już chcieli jechać do nas, bo Jarka nie ma w redakcji i nie było dzień wcześniej. Ja i znajomi pomyśleliśmy, że stało mu się coś i to w związku z jego pracą – kontynuuje kobieta.
Dziś już wiemy, że pierwsze miesiące, a nawet lata śledztwa zostały stracone. Zdaniem wielu zbagatelizowano wątek przestępstwa związanego z pracą Ziętary, a skoncentrowano się na niczym nie popartych hipotezach, m.in. samobójstwa, ucieczki za granicę a nawet związania się dziennikarza z grupą przestępczą.
- Ja odbierałam tych policjantów jako takie "matołki". Wydawało mi się, że nie zwracają uwagi na to, co mówię. Myśleli, że wyjechał gdzieś w góry albo do Anglii. Były przypuszczenia, że popełnił samobójstwo. Ja byłam wściekła, tak jak zawsze, gdy podaje się nieprawdę – mówi Beata Sauer.
Zamordowany?
Po blisko 20 latach od zaginięcia Jarosława Ziętary jego przyjaciele i bliscy doprowadzili do przeniesienia trzeci raz rozpoczętego śledztwa z Poznania do Krakowa. Efekty pracy prokuratorów poznaliśmy kilka tygodni temu. Dziennikarz został prawdopodobnie zamordowany w związku z przygotowywanym artykułem o nielegalnych interesach najbogatszego wówczas Polaka Aleksandra G. i jednej z największych polskich firm, która swoją siedzibę miała właśnie w Poznaniu. Trzy osoby - w tym Aleksandra G. - aresztowano. Ciała dziennikarza nadal nie znaleziono.
- Wierzę, że ta sprawa zostanie w końcu wyjaśniona. Ważne jest byśmy się dowiedzieli, dlaczego w wolnej Polsce zginął obiecujący dziennikarz - mówi Sauer.
Autor: db / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24