Pili alkohol, byli głośni i wulgarni. Gdy zwrócił im uwagę, zaczęli okładać go pięściami. Pan Tadeusz, ciężko pobity kierowca MPK Poznań, przez trzy miesiące nie był w stanie pracować. Jeden z napastników chciał dobrowolnie poddać się karze. Kierowca propozycję odrzucił - jego zdaniem proponowany wymiar kary i zadośćuczynienia były zbyt niskie.
Do zdarzenia doszło pod koniec października zeszłego roku. W alei Praw Kobiet na Naramowicach w Poznaniu dwaj mężczyźni wszczęli awanturę w autobusie linii 169. - Dwóch mężczyzn w tym autobusie zachowywało się w sposób skandaliczny: pili alkohol, byli głośni i wulgarni - relacjonował TVN24 młodszy inspektor Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. Gdy interweniował kierowca autobusu - jak podawała policja - został przez agresorów pobity. Po tym mężczyźni uciekli.
Film z momentem zajścia opublikowała w mediach społecznościowych poznańska policja. Zdarzenie zbulwersowało mieszkańców miasta, a funkcjonariusze podkreślali, że sprawcom "nie ujdzie to płazem". Zatrzymanie mężczyzn traktowane było jako "sprawa absolutnie nr 1" – mówił Borowiak. Pierwszego ze sprawców zatrzymano dzień po zdarzeniu, drugiego – kilka dni później.
Zarzuty
Mikołajowi S. przedstawiono zarzut naruszenia nietykalności jednego z pasażerów pojazdu oraz pobicia, wspólnie i w porozumieniu, kierowcy autobusu MPK. Czyn został potraktowany jako wybryk chuligański.
Drugiemu z zatrzymanych, Mikołajowi M., przedstawiono zarzut pobicia kierowcy. Zachowanie podejrzanego również zostało zakwalifikowane jako występek o charakterze chuligańskim.
Chciał dla siebie półtora roku więzienia
Mikołaj M. chciał dobrowolnie poddać się karze półtora roku bezwzględnego więzienia. Proponował też 5 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla kierowcy. W poniedziałek w poznańskim sądzie rejonowym odbyło się posiedzenie w tej sprawie. Z wnioskiem oskarżonego nie zgodziła się reprezentująca pokrzywdzonego kierowcę adw. Ewa Rysiukiewicz, a także sam pan Tadeusz.
- Uważamy, że prewencja w niniejszej sprawie, a także charakter czynu oskarżonego nie pozwalają na to, aby pokrzywdzony wyraził zgodę na zaproponowaną przez oskarżonego wysokość kary oraz kwotę zadośćuczynienia – podkreśliła adw. Rysiukiewicz. Dodała, że "oskarżony przed wyznaczeniem niniejszego posiedzenia, po czynie, nie skontaktował się z pokrzywdzonym". - Skala obrażeń, jakiej doznał pokrzywdzony, i ryzyko ewentualnych dalszych konsekwencji tego czynu, a także wspomniane już zasady prewencji nie pozwalają na to, by zgodzić się na wniosek oskarżonego - przekonywała.
Obrońca Mikołaja M. adw. Grzegorz Szwoch przekonywał, że oskarżony złożył wyjaśnienia i wyraził skruchę. - W mojej ocenie kara uzgodniona z prokuraturą jest adekwatna do czynu popełnionego przez mojego klienta, a także do jego roli w tym zdarzeniu - mówił.
Proces ruszy 4 maja
Sąd zdecydował, że w zaistniałej sytuacji sprawa zostanie rozpoznana na rozprawie. Decyzją sądu obaj oskarżeni będą odpowiadać w jednym procesie. Ma się on rozpocząć 4 maja.
Obu oskarżonym grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Mężczyźni byli karani, więc nie mogą otrzymać kar więzienia w zawieszeniu.
Poszkodowany kierowca do pracy w poznańskim MPK wrócił dopiero po około 3 miesiącach od zdarzenia. Miał złamany nos i pękniętą kość oczodołów. W rozmowie z reporterem TVN24 pan Tadeusz mówił, że nie pamięta, ile ciosów przyjął. Mogło ich być kilka lub kilkanaście. Gdy agresorzy uciekli, pasażerowie ruszyli z pomocą kierowcy, który był cały we krwi. - Krew lała się dość soczyście z nosa i oczu, bo jestem chory na zakrzepicę i biorę środki rozcieńczające krew - tłumaczył pan Tadeusz.
Pytany w poniedziałek w sądzie, czy odczuwa jakiegoś rodzaju lęk w trakcie pracy, powiedział, że nie. - Może to wiek robi swoje, może doświadczenie, może mój charakter taki jest, że się tym tak bardzo nie zraziłem. Nie mam też jakichś koszmarów, dlatego też podjąłem pracę znowu – powiedział. Dodał, że po zdarzeniu wiele znaczyły dla niego wszelkie wyrazy wsparcia, jakie otrzymał.
Źródło: PAP, TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: KWP Poznań / TVN24