W piątek w Poznaniu ruszył proces Swietłany P. Ukrainka podejrzana jest o okrutne znęcanie się nad powierzonymi jej dziećmi, które miały być także wykorzystywane seksualnie przez nią i inne osoby. Jak informowała prokuratura, oskarżona uczyniła sobie z tego stałe źródło dochodu.
Proces Swietłany P. ruszył w piątek o godzinie 9 w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Prokuratura domagała się wyłączenia jawności rozprawy ze względu na dobro małoletnich pokrzywdzonych. Taki sam wniosek, ale ze względu na bezpieczeństwo oskarżonej, złożyła obrona. Media z kolei wnioskowały o niewyłączanie jawności, tak aby opinia publiczna miała dostęp do informacji.
Sąd zdecydował się częściowo wyłączyć jawność - tylko w zakresie zeznań małoletnich i szczegółów sprawy w tej kwestii.
Dziwne zachowanie dzieci wzbudziło niepokój
Swietłana P. prowadziła w Ukrainie rodzinę zastępczą. Po wybuchu wojny kobieta wraz z dziećmi trafiła do Polski. Tu kontynuowała opiekę nad dziesięciorgiem małoletnich - w wieku od czterech do 16 lat.
- Pojawiła się w rodzinie pani, która opiekuje się innymi dziećmi. To ona zauważyła, że te dzieci dziwnie się zachowują, że mogą być ofiarami przemocy - wyjaśniał Łukasz Wawrzyniak, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Swietłana P. miała wyzywać, poniżać i zastraszać swoich podopiecznych. Miała też popychać dzieci, uderzać, wyrywać im włosy i bić pałką lub pasem po ciele i głowie. Obywatelce Ukrainy przedstawiono wówczas zarzuty i kobieta trafiła do aresztu.
"Gazeta Wyborcza": wyrywane włosy, wybijane zęby, bicie tłuczkiem
Dzieci zostały przesłuchane i przeprowadzono z nimi czynności procesowe. Zebrane dowody pozwoliły na przedstawienie kobiecie zarzutów znęcania się ze szczególnym okrucieństwem.
"Gazeta Wyborcza" opisywała szczegóły ustaleń śledczych. Dzieci miały mieć powyrywane włosy i wybite zęby.
- W trakcie kolejnych przesłuchań wychodziły kolejne fakty. Oprócz przemocy miało także dochodzić do wykorzystywania seksualnego dzieci - relacjonował Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.
"Przyznaję do tego, że nie poświęcałam dzieciom uwagi"
Oskarżona nie przyznała się w piątek w sądzie do winy. W trakcie rozprawy powiedziała, że przyjechała do Polski, aby uciec przed wojną. W jej zeznaniach pojawiła się kobieta z Rosji, która miała jej pomóc podczas pobytu w Polsce.
- Kiedy jechaliśmy z Ukrainy z dziesięciorgiem dzieci, nie jechaliśmy, żeby odpocząć, uciekaliśmy od wojny. Ta Rosjanka, która nas zaprosiła, obiecywała nam pomoc i wsparcie, którego potrzebowaliśmy, ale ona tego nie zrobiła, tylko wykorzystała naszą ciężką sytuację dla własnych korzyści – podkreśliła oskarżona. - Kiedy 6 kwietnia otrzymaliśmy numery PESEL, ta kobieta zabrała mi te PESEL-e, a 8 kwietnia odebrała mi dzieci. Dzieci odebrała kłamstwem i przemocą. Jedno dziecko ze stresu trafiło do szpitala psychiatrycznego (…) Ta Rosjanka odebrała mi dziecko O., zamknęła ją. Dziecko dzwoniło do znajomej do Poznania, płakało, krzyczało, prosiło o pomoc. Kiedy ostatni raz rozmawiałam z dziećmi przez telefon, jedna z dziewczynek bardzo płakała, mówiła mi: mamo kocham ciebie i tęsknie za tobą – dodała. Oskarżona podkreśliła w sądzie, że rodzinny dom dziecka prowadziła na Ukrainie przez 14 lat, a przez ten czas nie było żadnych skarg ze strony służb, lekarzy, czy nauczycieli w szkole. Dodała, że kurator odwiedzał rodzinę raz w miesiącu, a dzieci znały przedstawicieli służby opieki, kuratora i mogły swobodnie z nimi rozmawiać, także w szkole miały możliwość kontaktu z pedagogiem. - Dwa razy do roku dzieci miały badania okresowe w szpitalu. Zawsze miały jedzenie, ubrania, zabawki. Ja proszę, żeby sąd poprosił świadków z Ukrainy, którzy mogliby zaświadczyć w mojej obronie. Nie wiem, co mam jeszcze powiedzieć - zaznaczyła. W trakcie składania wyjaśnień oskarżona płakała. Kobieta podkreślała, że dzieci, którymi się zajmowała pochodziły z rodzin patologicznych, rodzin alkoholików, narkomanów. Oskarżona, odpowiadając na pytania obrońcy, szczegółowo odnosiła się także do zarzutów zawartych w akcie oskarżenia. W poprzednich wyjaśnieniach, odczytanych w piątek przez sąd, kobieta częściowo przyznała się do winy. Jak wskazała, "rozumiem zarzuty, częściowo do zarzutów się przyznaję". - Ja się przyznaję do tego, że nie poświęcałam dzieciom uwagi, może ich przez to skrzywdziłam. Nie otoczyłam ich miłością i troską. Po przyjeździe do Polski byłam w stresie i pani M. nam pomagała. Wiedziała, że jestem w takim, a nie innym stanie. Mając dyplom psychologa nie zaproponowała mi ona pomocy - dodała. - Ja stawiałam dzieci do kąta, ale nie na całą noc. Nigdy nie dusiłam dzieci poduszką i nie biłam pałką. Nie wsadzałam dzieciom niczego do ust, nie wiem, dlaczego dzieci tak mówią - dodała i przyznała, że zdarzało jej się uderzyć dzieci "paskiem po tyłku", oraz że jedną z dziewczynek uderzyła otwartą ręka po ustach. - Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam, i szczerze proszę o wybaczenie przed Bogiem i dziećmi, i przed panią. Mi jest przykro, że tak się stało (…) Proszę o wybaczenie i danie mi szansy na poprawę. Obiecuję, że nikogo już nie skrzywdzę, nikogo – dodała. Podkreśliła również, że to Rosjanka M. "zabrała" jej dzieci. - Jestem pewna, że M. zmusza dzieci do opowiadania ohydnych kłamstw. W jaki sposób ja mam udowodnić, że taka sytuacja nie istniała? Dopóki są u niej, będą kłamały. Według mnie M. jest w stanie zmusić do kłamstwa dzieci. Ja widziałam, że M. się denerwuje (…) Nie mogę zrozumieć, że osoba, która ma swoje dzieci może zrobić innym coś takiego (…) To obrzydliwe, ohydne kłamstwa, nie ma w tym słowa prawdy – podkreślała. Po przesłuchaniu oskarżonej dziennikarze musieli opuścić salę ze względu na zaplanowane przez sąd odtwarzanie nagrań z zeznaniami pokrzywdzonych dzieci.
ZOBACZ MATERIAŁ "FAKTÓW" TVN: DPS w Jordanowie: siostry zakonne znęcały się nad podopiecznymi
Prokuratura: dzieci były przez nią bite, zastraszane i poniżane
Akt oskarżenia przeciwko matce zastępczej trafił do Sądu Okręgowego w Poznaniu 23 marca. Prokurator zarzucił kobiecie popełnienie przestępstw polegających na znęcaniu się ze szczególnym okrucieństwem nad dziesięciorgiem ukraińskich dzieci. - Zebrane dowody potwierdziły, że pozostający pod jej opieką małoletni pokrzywdzeni byli przez nią bici, zastraszani i poniżani. Śledztwo wykazało, że oskarżona ograniczała dzieciom dostęp do toalety, a także jedzenia oraz picia, doprowadzając w niektórych przypadkach do ich skrajnego niedożywienia - podkreślał Wawrzyniak.
Według ustaleń "Gazety Wyborczej" jedna z dziewczynek w wieku pięciu lat ważyła niecałe 12 kilogramów. Jeden z podopiecznych kobiety - dziewięcioletni chłopiec - miał chodzić głodny i trząść się ze strachu.
Miała zarabiać na "wypożyczaniu" dzieci pedofilom
Podopieczni Ukrainki mieli być także "udostępniani" pedofilom. - Stosując przemoc, wykorzystała seksualnie część z nich oraz przekazywała je w tym celu innym osobom. Ten przestępczy proceder trwał od marca 2020 roku do kwietnia 2022 roku, a oskarżona uczyniła sobie z niego stałe źródło dochodu - informował prokurator.
Ofiarami przemocy seksualnej - według "Gazety Wyborczej" - miało być ośmioro dzieci. - Prowadząc śledztwo, staramy się ustalić, gdzie i kiedy dochodziło do przestępstw i kim są ludzie, którzy krzywdzili te dzieci. Zrobimy wszystko, by tych ludzi postawić przed sądem - podkreślał rzecznik wielkopolskiej policji.
Kobieta przyznała się jedynie do znęcania. Od dnia zatrzymania przebywa w areszcie śledczym. Przestępstwa, o które jest oskarżona, zagrożone są maksymalną karą 15 lat więzienia.
Pozbawiono ją możliwości sprawowania dalszej opieki nad dziećmi. Trafiły one już do kilku rodzin zastępczych.
Źródło: TVN24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock