Bosy mężczyzna wołał o pomoc, ranny mówił o cudzie. 17 lat temu pod Miałami (woj. wielkopolskie) pospieszny pociąg pasażerski uderzył w wykolejony wagon towarowy.
Była mroźna noc z 3 na 4 stycznia 2004 roku. Pociąg towarowy jechał z Poznania do Szczecina. W pewnym momencie 13 wagonów ze środka składu wykoleiło się. Jeden z wagonów wpadł na przeciwległy tor.
Kilka minut później najechał na niego rozpędzony pociąg pospieszny relacji Szczecin - Terespol. Maszynista nie był w stanie wyhamować składu. Lokomotywa z impetem uderzyła w wykolejony wagon i wypadła z torów. A za nią - wagony pasażerskie.
"Byłam pewna, że to zamach"
Był mniej więcej kwadrans po godzinie 1. - Kiedy zobaczyłam przez okno szczątki pociągu, byłam pewna, że był to zamach terrorystyczny – mówiła portalowi poznan.naszemiasto.pl pani Jolanta z Warszawy, pasażerka pociągu Szczecin - Terespol.
Dziennikarz tego samego portalu rozmawiał z maszynistą pociągu towarowego: - Chwilę po uderzeniu wpadł do mojej kabiny mężczyzna z wyrwaną łydką. Był bosy, krzyczał, prosząc o pomoc. Chyba dlatego przybiegł do mnie, bo tu widział światło (...) Jak wyszedłem, to było słychać płacz wśród pasażerów – mówił wówczas.
Kilka minut później o katastrofie powiadomione zostały służby ratunkowe. Pierwsze na miejsce dojechały policja i pogotowie ratunkowe. A potem strażacy z OSP Wieleń.
- Duża liczba pasażerów znajdowała się na zewnątrz pociągu. Nie zaobserwowałem objawów paniki. Wstępnie przekazałem sytuację, którą zastałem na miejscu. Większość wagonów z przodu pociągu oraz lokomotywa leżała porozrzucana poza torowiskiem. Poprosiłem o zadysponowanie wszelkich możliwych środków na miejsce zdarzenia. Lekarze z pogotowia zaopatrywali maszynistę oraz dziecko. Kilku pasażerów wskazało nam miejsce z przodu pociągu, gdzie znajdowali się ciężko ranni. Jak się później okazało, kobieta oraz mężczyzna. Poleciłem zabrać sprzęt hydrauliczny oraz zestaw PSP R1. Równocześnie wydałem rozkaz o oświetleniu terenu działań* – wspominał Dominik Dembski, zastępca naczelnika OSP Wieleń.
Dopiero po włączeniu świateł zobaczyli cały obraz zniszczeń. Widok musiał budzić przerażenie. Pomiażdżona lokomotywa leżąca na dachu. Pozgniatane i powyginane wagony, niektóre wręcz w harmonijkę, jeden z nich wbity w ziemię. Część z nich leżała na boku. Fragment jednego z wagonów towarowych wyrzuciło kilkadziesiąt metrów dalej. Wszędzie dookoła porozrzucany ładunek.
Obok wagonów - jak pisała Gazeta Wyborcza - "papierowe ręczniki całe we krwi, podarte poszewki poduszek, którymi ktoś przewiązywał rany. W wagonach porzucony, zapakowany w worki chleb z szynką, kilka stron skserowanego podręcznika do nauki języka rosyjskiego, w przedziale sypialnym zwinięta niedbale koszula w prążki...".
Więźniarkami do szkoły
Z pociągu strażacy zaczęli wyciągać pasażerów. By uwolnić niektórych z nich, musieli wycinać okna i drzwi w wagonach. Strażakom w akcji pomagali pasażerowie, którzy wyszli z wypadku bez szwanku.
- Szliśmy po kolei, od lokomotywy, później pierwszy wagon, drugi, trzeci i tak dalej. Pracownicy wronieckiego Zakładu Karnego przywieźli na miejsce gorącą zupę, to chyba była pomidorowa – wspominał portalowi mojewronki.pl strażak Tomasz Pospieszny, uczestnik akcji ratowniczej.
Pociągiem podróżowało około 200 pasażerów. Ich ewakuacja przebiegała szybko, bo na zewnątrz panował mróz – termometry wskazywały 10 kresek poniżej zera.
Wywożono ich dwiema policyjnymi więźniarkami do szkoły w Miałach. Tam czekała na nich gorąca herbata i pomoc lekarska. Jedna z aptek do szkoły dostarczyła materiały opatrunkowe. Farmaceutki i jeden z lekarzy opatrywali lżej rannych, których potem przewożono autobusami do Poznania.
"Wierzę w cuda od dzisiaj"
Tych najciężej poszkodowanych zabierano od razu do szpitali w Czarnkowie, Trzciance, Drezdenku, Pile i Szamotułach.
- Zważywszy na to, jak wygląda przedział, w którym byłem, można powiedzieć, że wierzę w cuda od dzisiaj – mówił "Faktom" TVN Tomasz Mackarz, jeden z pasażerów pociągu Szczecin - Terespol.
O podobnym szczęściu mogli mówić inni. W makabrycznie wyglądającej katastrofie nikt nie zginął. Rannych zostało 25 osób. Wszyscy trafili do szpitali, ale większość z niegroźnymi obrażeniami.
Najciężej ranny został maszynista składu osobowego. Siła uderzenia była tak duża, że mężczyzna wypadł z kabiny. Przeżył, ale złamał kręgosłup.
Akcja ratunkowa trwała do godziny 10. Usuwanie rozbitych wagonów i lokomotywy zajęło dwa dni. Ruch na trasie przywrócono po sześciu dniach.
Nikt nie zawinił
Dwa dni po wypadku śledztwo w sprawie katastrofy wszczęła prokuratura. Zostało ono umorzone w czerwcu po tym, jak komisja kolejowa stwierdziła, że wypadek spowodowało pęknięcie szyny na odcinku jednego metra.
- Do katastrofy doszło w wyniku panujących w tym dniu trudnych warunków atmosferycznych, a nie w wyniku popełnienia czynu karalnego – mówił Polskiej Agencji Prasowej rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu Mirosław Adamski.
*wspomnienia Dominika Dembskiego pochodzą ze strony internetowej Ochotniczej Straży Pożarnej w Wieleniu
CZYTAJ TAKŻE:
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: archiwum TVN24