Chwilę po godzinie 12.00, siedem wojskowych śmigłowców, uwięzionych przez mgłę na polu we wsi Bąkowo (Wielkopolska), nareszcie wzbiło się w powietrze. Po kilku dniach przymusowego postoju, wojskowi technicy stwierdzili, że widoczność poprawiła się na tyle, aby bezpiecznie dolecieć do docelowej bazy w Mirosławcu.
Trzy Mi-17 i cztery Sokoły stały w szczerym polu od poniedziałku. Gęsta mgła zmusiła załogi z Powidza i Tomaszowa Mazowieckiego do podjęcia decyzji o lądowaniu, gdyż ograniczona widoczność nie pozwalała na kontynuowanie lotu.
Do celu - bazy w Mirosławcu - zostało im zaledwie około 80 km. Dowódcy nie chcieli jednak podejmować niepotrzebnego ryzyka. Piloci i technicy przetransportowani zostali do hoteli, gdzie spędzili kilka nocy.
Kapryśna pogoda
Wydawało się, że w czwartek nareszcie śmigłowce będą mogły poderwać się w niebo. Przed godziną 15 wojskowi uzyskali zgodę na start. Kiedy piloci pakowali się do maszyn, sytuacja diametralnie się zmieniła. Pogoda była na tyle niepewna, że przełożono decyzję o wylocie na piątek.
Jednak mgła unosiła się w Wielkopolsce także i tego dnia. Rano mało wskazywało, że uda się wystartować, z upływem godzin, pogoda się jednak poprawiała. Piloci zaplanowali start na godzinę 12 i tym razem udało się. Kolejne maszyny podrywały się w powietrze i kilkanaście minut po południu, w Bąkowie nie było już po nich śladu.
Autor: ib/i / Źródło: TVN24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Poznań