Do pięciu lat więzienia grozi 25-latkowi, który ukradł defibrylator zawieszony na budynku ratusza w Lesznie (woj. wielkopolskie). Policję wezwał operator miejskiego monitoringu. Instruował potem funkcjonariuszy, gdzie poszedł sprawca. A ten przyznał później, że nie wiedział, co padło jego łupem.
Do kradzieży doszło w ubiegłym tygodniu. W nocy z poniedziałku na wtorek strażnicy miejscy pracujący w centrum monitoringu zwrócili uwagę na mężczyznę, który zabrał defibrylator znajdujący się na budynku leszczyńskiego ratusza i odszedł w kierunku jednej z bocznych uliczek. Strażnicy zaalarmowali policję.
- Strażnicy miejscy, mając sprawcę na podglądzie monitoringu na bieżąco przekazywali dyżurnemu drogę poruszania się sprawcy - opowiada aspirant sztabowy Monika Żymełka z komendy powiatowej w Lesznie.
Czytaj też: Nie wie, dlaczego ukradł defibrylator. Akt oskarżenia przeciwko dwóm mężczyznom
Policjanci zatrzymali mężczyznę na ul. Leszczyńskich. Pod kurtką miał skradzione urządzenie ratujące życie.
Nie wiedział po co. Usłyszał zarzut kradzieży
Zatrzymany 25-letni mieszkaniec Góry (woj. dolnośląskie) był trzeźwy. Jak przekazuje policja, oświadczył, że dokładnie nie wie, co padło jego łupem i do czego służy skradziony przedmiot, ale w miejsce kradzieży "poprowadziła go nawigacja".
- Nie do końca wiadomo, co miał na myśli - przekazuje policjantka.
Mężczyzna usłyszał zarzut kradzieży, grozi mu do pięciu lat więzienia. Żymełka informuje, że 25-latek był już wcześniej znany policjantom.
- Urządzenie zostało już zwrócone Urzędowi Miasta Leszna i możne znowu być użyte, w razie konieczności, do ratowania życia - kończy policjantka.
Autorka/Autor: bż/ tam
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Lesznie