W miejscowości Jeziory Wysokie (województwo lubuskie) strażacy i leśnicy walczyli z pożarem. Zaczęło się od łąk, skończyło się na lesie. Trudne warunki uniemożliwiały użycie samolotów w akcji gaśniczej. - Na szczęście ogień utrzymywał się na powierzchni gleby, a nie sięgnął koron drzew - mówi młodszy brygadier Dariusz Szymura, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie Wielkopolskim.
Ponad trzynaście godzin strażacy i leśnicy walczyli z pożarem nieużytków i lasu w miejscowości Jeziory Wysokie (woj. lubuskie). Służby otrzymały zgłoszenie w poniedziałek tuż po godzinie 12. Działania było utrudnione ze względu na warunki pogodowe: suszę i silny wiatr.
– Przez silne podmuchy wiatru nie mieliśmy możliwości skorzystać z samolotów Lasów Państwowych, które znacznie ułatwiłyby gaszenie pożaru. W tej sytuacji działania mogły być prowadzone tylko z ziemi. Pożar objął teren około 20 hektarów. Nawet w najdalsze zakątki musieliśmy dowozić wodę wozami strażackimi. Korzystaliśmy z wody z okolicznych jezior – relacjonuje tvn24.pl mł. bryg. Dariusz Szymura, rzecznik Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie Wielkopolskim.
Ponad 100 strażaków i 20 leśników
Początkowo w działaniach brało udział kilkanaście zastępów straży pożarnej. Ze względu na długi czas akcji, konieczne było wysłanie kolejnych. Łącznie w akcji uczestniczyło 36 pojazdów, 111 strażaków i 20 leśników. – Na szczęście mieliśmy tutaj do czynienia z pożarem, który utrzymywał się na powierzchni gleby, a nie sięgnął koron drzew. Opanowanie sytuacji było możliwe dzięki szybkiemu działaniu strażaków, również miejscowych, którzy świetnie znają ten teren. Pomagali nam też leśnicy. Dzięki wspólnym działaniom zlokalizowaliśmy pożar i nie pozwoliliśmy, by dalej się rozprzestrzeniał. Potem skupialiśmy się na żmudnym procesie dogaszania. Pod koniec zaczął padać deszcz, więc to wszystko przyspieszyło – opowiada Szymura.
Ostatni zastęp straży pożarnej opuścił Jeziory Wysokie tuż po godzinie 1 w nocy.
"To jak beczka prochu"
Jak mówi rzecznik gorzowskiej straży pożarnej, w ciągu ostatnich tygodni strażacy interweniowali już w przypadku kilku znacznych pożarów lasów. – W lasach jest bardzo sucho. Deszcz, który spadł pod koniec naszych działań, to kropla w morzu potrzeb. Widać, że w lesie jest dużo suchej masy, która jest niczym beczka prochu. Nie potrzeba wiele, by doszło do wielkiego pożaru. To niebezpieczna sytuacja – mówi rzecznik gorzowskiej straży pożarnej.
Ośrodek Edukacji Przyrodniczno-Leśnej w Jeziorach Wysokich poinformował, że poniedziałkowy pożar jest największym od prawie 16 lat na terenie Nadleśnictwa Lubsko. W maju 2006 roku spłonęło tam prawie 60 hektarów lasu. – Przez tyle lat był już spokój i to mimo tych wszystkich niekorzystnych warunków pogodowych. Aż do teraz – mówi Paweł Mrowiński, rzecznik Nadleśnictwa Lubsko.
"To ewidentne podpalenie"
Według straży pożarnej w Jeziorach Wysokich musiało dojść do zaprószenia. – Ogień pojawił się w miejscu trudno dostępnym i rzadko uczęszczanym. Wykluczamy samoczynny zapłon, więc pozostaje nam tylko jakaś ingerencja człowieka – wyjaśnia Szymura. Podobnie uważają leśnicy. – To było ewidentne podpalenie. Ogień pojawił się na łąkach i to takich w pobliżu bagnistych terenów. Potem bardzo szybko przeniósł się do lasu – zauważa Mrowiński.
Trudno oszacować straty. – Wydaje nam się, że stary las przetrwa. Tam głównie ucierpiała ściółka. Ale ogień strawił też trzy hektary młodszego drzewostanu. Spłonął młodnik sosnowy oraz tyczkowina brzozowo-olchowa (około 20-letni las – red.). Wstępnie można powiedzieć, że straty materialne mogą sięgnąć nawet 200 tysięcy złotych. A te niematerialne są zwykle kilka, a nawet kilkanaście razy wyższe – dodaje Mrowiński.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Mrowiński