Nie wiadomo, do kogo należały, jak znalazły się w wodzie i jak długo w niej były. Pięć samochodów, których wiek można szacować na około 30 lat, wypatrzył na dnie stawu koło Drozdowa płetwonurek Marcel Korkuś. W czwartek udało mu się je wyciągnąć na brzeg.
Marcel Korkuś niedawno ze stawów w Lutynce wydobył zatopiony samochód, fragmenty bankomatów i materiał do ich wysadzania,. Teraz ze stawu koło Drozdowa, 15 km od Żar, wyciągnął pięć zatopionych aut.
- To volkswageny golf i passat oraz audi, renault clio i polonez – wymienia Marcel Korkuś.
Auta wydobył z wody w czwartek.
Znalazł je przypadkiem
Samochody zauważył w stawie pod koniec marca. Korkuś tam trenował i testował swój sprzęt płetwonurkowy. Auta znajdowały się na głębokości około pięciu metrów.
- Poinformowałem o tych samochodach policję, podałem numery tablic rejestracyjnych, które miały trzy z pięciu aut – mówi.
Najstarsze, bo jeszcze czarne tablice z białymi literami miało renault clio. Volkswagen golf i audi miały białe tablice z czarnymi literami. Volkswagen passat i polonez nie miały tablic.
- Każdy samochód był na innych tablicach. Jeden zarejestrowany był w województwie dolnośląskim, drugi miał żagańskie numery, a trzeci, ze starymi tablicami rozpoczynającymi się od liter ZNH – wymienia Korkuś. Tak rozpoczynające się tablice wydawano w dawnym województwie zielonogórskim.
- Policjanci stwierdzili, że te samochody nie figurują w bazie jako kradzione, nie były też wyrejestrowane – mówi Korkuś.
Co wcale nie musi oznaczać, że kradzione nie były. W momencie gdy po 10 latach kradzież ulega przedawnieniu, każdy skradziony pojazd w Polsce automatycznie usuwany jest z bazy. Tym samym, jeśli samochody zostały skradzione wcześniej, w podstawowej bazie ich nie ma.
Policja nie chciała wyciągać aut
Jak mówi Korkuś, policja nie wykazała zainteresowania wyciąganiem tych samochodów z wody. - Usłyszałem, że jak je wydobędę, to mam ich powiadomić.
I tak też zrobił. Opłacił wynajęcie ciągnika, do pomocy miał dwie osoby. Akcja ruszyła o godzinie 9 i zajęła około sześć godzin. - Najpierw podczepiłem wszystkie samochody. W zbiorniku jest słaba widoczność, więc jakbyśmy ruszyli pierwszy samochód, to nic już nie byłoby widać – wyjaśnia.
Do każdego auta zamocował pasy z bojką, która pływała po powierzchni. – Podpływałem potem do tych pasów i ściągaliśmy za ich pomocą auta na brzeg. Najgorzej było wytargać poloneza, który był mocno zatopiony w mule. Żeby w ogóle podczepić pasy do niego, musiałem wybić szyby – tłumaczy.
Polonez był jedynym autem, które miało zamknięte okna. Reszta miała poopuszczane szyby.
- Polonez jako jedyny stał na dnie na kołach, reszta aut była do góry kołami. Generalnie jest taka zasada, że jeśli głębokość zbiornika jest większa niż długość samochodu, to zwykle spada on na dno kołami do góry – tłumaczy Korkuś.
To niejedyne, co wyróżniało poloneza od pozostałych aut. – Wyglądało to tak, jakby ktoś wjechał nim do wody z drugiej strony brzegu. Wydaje się też, że samochód jest o wiele starszy od pozostałych. Zakładam, że leżał tu dużo dłużej niż pozostałe. Początkowo, gdy zszedłem na dno, by zobaczyć te auta, w ogóle go nie widziałem. Pływałem nad dachem poloneza, na którym zalegała 10-centymetrowa warstwa mułu. Dopiero jak zrobiłem ze dwa machnięcia płetwami, to zobaczyłem charakterystyczne szyby poloneza - mówi.
Po wydobyciu aut z wody uwagę Korkusia w volkswagenie passacie zwrócił jeden szczegół.
To naklejka informująca, że samochód jest chroniony i figuruje w Centralnym Rejestrze Oznakowanych Pojazdów. – Na naklejce jest też napis "Fundacja Przeciwdziałania Przestępczości Zorganizowanej im. Giovanniego Falcone" – mówi Korkuś.
Na dole naklejki znajduje się warszawski adres i jeszcze sześciocyfrowy numer telefonu, co wskazuje, że naklejka pochodzi jeszcze z lat dziewięćdziesiątych.
Trudno na razie powiedzieć, czy wszystkie wydobyte auta wiążą się z jedną historią.
- Wrażenie jest jednak takie, że ktoś wiedział, gdzie je topić, w którym miejscu. Miejsce, w którym je odnalazłem, to teren przygraniczny – może więc miały związek z jakimś przemytem. A może ktoś nie chciał ponosić kosztów złomowania i stwierdził, że najlepszym sposobem jest utopienie tych samochodów? Ale jeśli tak, to dlaczego nie powiadomił firmy ubezpieczeniowej i pojazdy nie figurowały jako skradzione? – zastanawia się Korkuś.
Ustaleniem tego, jak auta znalazły się w zbiorniku i kto jest ich właścicielem, zajmie się teraz policja.
- Zostaliśmy zawiadomieni, że w zbiorniku wodnym niedaleko Żar wyławiane są pojazdy. Skierowany na miejsce patrol stwierdził, że wszystko wskazuje na porzucenie przed wieloma laty. Wraki w znacznej części pozbawione były cech identyfikacyjnych. Nie wiemy, czy pochodzą z kradzieży, czy innego przestępstwa. Podjęliśmy w tej sprawie współpracę z Komendą Wojewódzką Policji w Gorzowie Wielkopolskim, przy której pomocy będziemy próbowali ustalić coś więcej w tej sprawie - mówi Sylwia Rupieta z żarskiej policji.
Nurek rekordzista
Marcel Korkuś to dwukrotny rekordzista Guinnessa w nurkowaniu wysokogórskim. 13 grudnia 2019 roku zanurkował na wysokości 6395 m n.p.m., ustalając absolutny rekord świata w nurkowaniu wysokogórskim. Od lat jest biegłym sądowym płetwonurkiem i pomaga policji oraz straży pożarnej przy poszukiwaniach zaginionych. W grudniu 2015 roku uczestniczył w poszukiwaniach zaginionej Ewy Tylman. W 2020 roku z rzeki Kwisy wyłowił ciało 3,5-letniego Kacperka z Nowogrodźca na Dolnym Śląsku, a z jeziora Dywickiego po 24 latach torbę ze szczątkami Joanny Gibner. W tym roku pomagał m.in. w poszukiwaniu nastolatków z Ledna.
Źródło: TVN 24 Poznań
Źródło zdjęcia głównego: Marcel Korkuś