Nie dożywocie, a 25 lat więzienia - sąd apelacyjny zmienił wyrok dla Marka K. oskarżonego o znęcanie się na dwoma synami swojej konkubiny, gwałcenie, a także próbę zabójstwa jednego z nich. Chłopcy mieli wówczas siedem i dziewięć lat. Matka dzieci wcześniej została prawomocnie skazana na 14 lat więzienia.
Wyrok zapadł w środę przed Sądem Apelacyjnym w Szczecinie. Marek K. został skazany na 25 lat więzienia, z możliwością zwolnienia po 22 latach. Sędzia zmniejszył więc wyrok dożywotniego więzienia, który zapadł w ponownym procesie w grudniu 2020 roku. Apelację złożył wtedy obrońca mężczyzny.
- Obrońca starał się wykazać, że orzeczona kara jednostkowa dożywotniego pozbawienia wolności za czyn pierwszy i później w konsekwencji kara łączna dożywotniego pozbawienia wolności jest rażąco surowa i w tym zakresie uznaliśmy apelację obrońcy za częściowo uzasadnioną - uzasadniał Andrzej Olszewski, sędzia Sądu Apelacyjnego w Szczecinie.
Dodał, że sąd orzekał za przestępstwo zabójstwa lub usiłowania zabójstwa, za co grozi od ośmiu lat więzienia, 15 lat, 25 albo dożywicie.
- Rację ma obrońca, kiedy wskazuje, że - jeżeli chodzi o ten czyn – to mamy do czynienia nie z dokonanym zabójstwem, a z usiłowaniem zabójstwa. Do tego popełnionym w zamiarze ewentualnym, czyli w zamiarze, co prawda umyślnie, ale w zamiarze łagodniejszym od zamiaru bezpośredniego - dodał Olszewski.
Jak zdecydował w środę sąd, po wyjściu K. na wolność będzie rozpatrywane, czy mężczyzna ma trafić do szpitala psychiatrycznego. Dodatkowo oskarżony ma wypłacić po 250 i 100 tysięcy złotych dla pokrzywdzonych.
Marek K. oskarżony był o próbę zabójstwa jednego z dzieci, znęcanie się nad nimi, a także gwałty. Prokuratura domagała się dla mężczyzny dożywotniego pozbawienia wolności.
- Zażądamy na pewno pisemnego uzasadnienia tego wyroku i będziemy rozważać dalszą walkę o dożywocie, czyli kierowanie kasacji do Sądu Najwyższego - mówiła po rozprawie Ewa Burdzińska, prokurator Prokuratury Regionalnej w Gdańsku.
Raz już usłyszał wyrok 25 lat więzienia
To kolejne rozstrzygnięcie w sprawie Marka K. W grudniu 2018 roku Sąd Okręgowy w Koszalinie skazał go na 25 lat więzienia za usiłowanie zabójstwa jednego z synów jego konkubiny Katarzyny W., znęcanie się nad chłopcami i dokonanie na nich gwałtów. Kobieta usłyszała wtedy wyrok 15 lat więzienia.
Z wyrokiem Sądu Okręgowego w Koszalinie w 2018 roku nie zgodził się prokurator generalny Zbigniew Ziobro. - Będziemy konsekwentnie domagać się kary dożywotniego pozbawienia wolności dla mężczyzny - zapowiedział wtedy minister sprawiedliwości.
W sierpniu 2019 roku sąd prawomocnie uznał Marka K. za winnego, ale uchylił wyrok co do wymiaru kary 25 lat więzienia, bo sam, z powodów formalnych, nie mógł podwyższyć jej do dożywocia, a taka kara, w opinii sądu, byłaby bardziej adekwatna. Dlatego skierował sprawę ponownie do sądu okręgowego. Z kolei kara dla Katarzyny W., matki chłopców, została złagodzona z 15 do 14 lat pozbawienia wolności. W jej sprawie nie wpłynęły żadne wnioski i wyrok się uprawomocnił.
Marek K. ponownie stanął przed sądem w grudniu 2020 roku i został skazany na dożywocie. W środę sędzia skazał go jednak na 25 lat. Rozstrzygnięcie jest prawomocne.
Koszmar trwał trzy miesiące
Z ustaleń śledczych wynika, że matka i jej konkubent znęcali się nad dziećmi od stycznia do marca 2016 roku. Do przemocy miało dochodzić, gdy chłopcy wraz z matką i jej konkubentem mieszkali w hostelu prowadzonym przez Ośrodek Wspierania Dziecka i Rodziny w Drawsku Pomorskim, a kobieta i jej dzieci byli objęci nadzorem kuratora sądowego, opieką psychologiczną i pedagogiczną. Chłopcy mieli wówczas siedem i dziewięć lat.
Policję zawiadomić mieli dopiero lekarze, gdy młodsze z dzieci trafiło do szpitala w krytycznym stanie. Medycy nie uwierzyli matce, że chłopiec został pobity przez rówieśników.
Według ustaleń śledztwa chłopcy byli brutalnie bici pięściami, pasem i różnymi przedmiotami, kopani, rzucani o meble i o ściany. Dochodziło do łamania im kości, oblewania wrzątkiem. Chłopców przetrzymywano też przez wiele godzin w wannie z zimną wodą, zmuszano do jedzenia surowego mięsa i potraw z pikantnymi przyprawami, a także na przykład zlizywania z podłogi jogurtu. Dzieci wożono w bagażniku samochodu, kazano im przez wiele godzin klęczeć z podniesionymi rękami i biegać nocami po polu.
Jak zaznaczał Maciej Załęski, rzecznik prasowy Prokuratury Regionalnej w Gdańsku, nad dziećmi znęcał się głównie mężczyzna, natomiast wina kobiety polegała głównie na przyzwoleniu na takie traktowanie swoich synów.
Źródło: TVN24