Tutaj zadziałała zasada "jakośtobędzizm" i pewne bezhołowie. Bez oczywistej troski o zdrowie i życie mieszkańców - mówiła w sobotę wieczorem posłanka Nowej Lewicy Anita Kucharska-Dziedzic, która wielokrotnie zajmowała się sprawą składowiska chemikaliów w zielonogórskim Przylepie. Opowiadając o swoich wizytach w miejscu pożaru, rozmówczyni TVN24 relacjonowała, że "wymiotowała po tym jak kot".
W sobotę wieczorem reporter TVN24 Łukasz Wójcik rozmawiał o palącym się składowisku chemikaliów w Przylepie, dzielnicy Zielonej Góry, z posłanką Nowej Lewicy Anitą Kucharską-Dziedzic, która jeszcze jako działaczka i radna Zielonej Góry zajmowała się tym tematem.
Kucharska-Dziedzic: zadziałała zasada "jakośtobędzizm"
Jak mówiła posłanka "WIOŚ (Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska) stwierdził, że są braki w dokumentacji w firmie Avignon, co ona tam naprawdę składuje i nie można było tego do końca ustalić". - To były skorodowane beczki, układane jedna na drugie - powiedziała.
- Jak tam jeździliśmy, to widzieliśmy chore zwierzęta, które się tam kręciły. Ludzie się skarżyli na to, że było im niedobrze - opowiadała posłanka o swoich wizytach w miejscu aktualnego pożaru. - My sami po tym, jak poszliśmy z kamerą w okolice tej hali, to ja wymiotowałam jak kot, więc naprawdę tam śmierdziało i śmierdziało tak, że to rzeczywiście skutkowało u ludzi - dodała.
Jednocześnie dodała, że to miejsce "jest na uboczu, daleko za stacją kolejową". - Tam są same hale produkcyjne, więc tak naprawdę nie rzucało się ludziom w oczy, więc sobie po prostu stało. I nikt się tym nie przejmował z władz, które się powinny przejąć. Dzisiaj mamy tragedię - komentowała.
- Ja uważam, że w sytuacji, kiedy nie wiemy, co się pali, a mamy na pewno operat, który był zrealizowany na koszt miasta, w którym jest wyraźnie powiedziane, że to są toksyczne, wybuchowe odpady, zlegające obok odpadów, które mogą powiększać skalę pożaru, to naprawdę źle wpłynie na ludzi. To, że to, co się tam znajduje, jest zagrożeniem dla zdrowia i życia ludzi, też w tym operacie jest. Miasto ma świadomość, że palą się rzeczy, które mogą zagrozić zdrowiu i życiu ludzi - mówiła posłanka.
- Tutaj zadziałała zasada "jakośtobędzizm" i pewne bezhołowie. Bez oczywistej troski o zdrowie i życie mieszkańców - stwierdziła.
Pożar składowiska chemikaliów
W Przylepie w Zielonej Górze płonie hala, w której składowane były substancje niebezpieczne. Marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak podkreśliła, że chodzi o bardzo duży magazyn odpadów niebezpiecznych. - Nikt nie wie, co się tam znajduje, wygląda to wszystko bardzo dramatycznie, bardzo duże zagrożenie - mówiła w TVN24. Zapewniła, że w stan gotowości postawione są szpitale, wzmocnione jest też pogotowie, dwa zespoły pogotowia ratunkowego są do dyspozycji.
- Prezydent miasta przygotował miejsca do ewakuacji, również samorząd wojewódzki pomaga. Oddajemy do dyspozycji nasze miejsca - zapewniła lubuska marszałek w TVN24.
Według strażaków w hali znajdowało się około pięciu tysięcy metrów sześciennych składowanego materiału. Nie wszystkie substancje są zidentyfikowane.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24