|

Co ma Boniek do wałów, czyli po co CBA przyszło do PZPN

Zbigniew Boniek
Zbigniew Boniek
Źródło: Shutterstock

Podczas wizyty w siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego trzymali się z daleka od gabinetu prezesa Zbigniewa Bońka. Ale z ustaleń tvn24.pl wynika, że w akcji prokuratury i CBA chodzi przede wszystkim o rozgrywki pomiędzy PiS a Zbigniewem Bońkiem właśnie. Który zresztą sam prosił się o kłopoty. A w tle jest walka Zbigniewa Ziobry z Mateuszem Morawieckim.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Średnia wieku agentów CBA, którzy w czwartek 10 września wkroczyli do siedziby PZPN na pierwszy rzut nie przekraczała trzydziestki. Trzeba jednak przyznać, że historia polskiej piłki nożnej nie była im obca. Swoje czynności rozpoczęli od zrobienia sobie zdjęć na tle zdobiących ściany fotosów ze słynnymi polskimi piłkarzami: Zbigniewem Bońkiem i Grzegorzem Lato.

Funkcjonariusze Centralnego Biura Antykorupcyjnego w siedzibie Polskiego Związku Piłki Nożnej przy Bitwy Warszawskiej 1920 r. urzędowali przez dwa dni. W czwartek do 1 w nocy. Najwięcej czasu spędzili w pokoju działu IT, gdzie jeszcze w piątek zgrywali dane z serwerów. Zabrali też komórki i komputery kilku osób z kierownictwa związku, w tym sekretarza Macieja Sawickiego. Od gabinetu prezesa trzymali się jednak z daleka. Chociaż w zgodnej opinii naszych rozmówców to właśnie o Zbigniewa Bońka chodziło.

Co ma Boniek do wałów?

Z oficjalnego komunikatu Prokuratury Krajowej wynika, że przeszukanie CBA w siedzibie PZPN ma związek z tzw. aferą melioracyjną.

To sprawa ciągnąca się od 2014 roku, kiedy to Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała Tomasza P., dyrektora Zachodniopomorskiego Zarządu Melioracji i działacza Platformy Obywatelskiej. Zdaniem śledczych uczestniczył on w ustawianiu przetargów m.in. na budowę wałów przeciwpowodziowych.

Wkrótce doszło do kolejnych zatrzymań i kolejnym osobom postawiono zarzuty korupcyjne. W kwietniu 2018 roku usłyszał je m.in. obecny senator Stanisław Gawłowski, w przeszłości wiceminister środowiska i sekretarz Platformy Obywatelskiej. Wśród podejrzanych znalazł się też sympatyzujący z PiS biznesmen Krzysztof B. Po jego zatrzymaniu w październiku 2014 roku grupa działaczy PiS napisała do Joachima Brudzińskiego i Czesława Hoca: "My, niżej podpisani członkowie i sympatycy PiS, zwracamy się z prośbą o wsparcie i wstawiennictwo za naszego kolegę, który został potraktowany jak przestępca. (...) Jest praworządny, uczciwy, otwarty i szczery. (...) Angażował się w organizację spotkań z działaczami PiS, m.in. z panem Antonim Macierewiczem".

Co mają wspólnego wały przeciwpowodziowe na północnym zachodzie Polski ze Zbigniewem Bońkiem? Na to pytanie Prokuratura Krajowa nie odpowiada. Szukaliśmy na nie odpowiedzi, rozmawiając z osobami ze służb, działaczami sportowymi, politykami i biznesmenami.

Oto co udało nam się ustalić na podstawie kilkudziesięciu rozmów.

Sędzia i biznesmen spod Koszalina

Prokuratorska praktyka pokazuje, że nic tak nie skłania człowieka podejrzanego o przestępstwo do rozmów, jak pobyt w areszcie. Im wyższy status społeczny tego człowieka, tym skuteczniej ów środek pobudza do składania wyjaśnień. Określenie "areszt wydobywczy" nie wzięło się znikąd.

Urzędnik Tomasz P. (ten od melioracji) i biznesmen Krzysztof B. (sympatyk PiS) szybko zaczęli współpracować ze śledczymi. Za ich przykładem szli kolejni zatrzymani. Wątki w śledztwie zaczęły się mnożyć w ekspresowym tempie. Część z nich została już, przynajmniej z punktu widzenia prokuratury, wyjaśniona. Latem 2019 roku do Sądu Okręgowego w Szczecinie trafił akt oskarżenia przeciwko 32 osobom. Zarzuca się im m.in. łapownictwo i pranie brudnych pieniędzy.

Wśród nowych wątków pojawił się jeden dotyczący Łukasza Bednarka, sędziego i biznesmena z Koszalina.

Ale o nim za chwilę.

Rzecznik: CBA zatrzymało 3 osoby podejrzewane o korupcję
Rzecznik: CBA zatrzymało 3 osoby podejrzewane o korupcję
Źródło: tvn24

W czerwcu 2017 roku agenci Centralnego Biura Antykorupcyjnego zatrzymali byłych prezesów i menedżerów z Zakładów Chemicznych Police, należących do Grupy Azoty. W zarzutach stawianych przez prokuraturę padła kwota 87 mln złotych. Tyle miała stracić Grupa Azoty, kupując pewną spółkę w Afryce.

Tak zwana afera policka była drugą pod względem medialności aferą na Pomorzu Zachodnim. Po spektakularnej akcji CBA przyszła jednak spektakularna klapa przed sądem. Materiały zgromadzone przez Prokuraturę Regionalną w Szczecinie były, w ocenie tamtejszego sądu, tak słabe, że sędziowie cztery razy nie uwzględniali wniosków o areszt dla byłego prezesa Polic Krzysztofa Jałosińskiego.

Do tej pory w sprawie "afery polickiej" CBA przeprowadziło blisko sto przeszukań. Po trzech latach śledztwa prokuratura nie była jednak w stanie sformułować aktu oskarżenia.

Zostaniemy jeszcze na chwilę przy tej aferze, ale będziemy powoli wracać do wspomnianego Łukasza Bednarka, sędziego piłkarskiego i biznesmena.

Oszustwo, nie wsparcie

- Kasę z "Azotów" na sponsorowanie AZS-u Koszalin załatwił Stanisław Gawłowski. Pośredniczył w tym Łukasz Bednarek - takie zdanie padło podczas jednego z przesłuchań. Śledczy z Prokuratury Krajowej aż klasnęli w ręce. Nagle udało się połączyć w jednym śledztwie oszustwo w Grupie Azoty, polityków Platformy Obywatelskiej oraz działaczy sportowych.

Śledztwo o sygnaturze XI WZ 8/2016, nazwijmy je melioracyjne, zyskało wyjątkowy priorytet.

22 marca 2003 r. Łukasz Bednarek rozegrał swój pierwszy i zarazem ostatni mecz w piłkarskiej Ekstraklasie. Wszedł na 19 minut przed końcem, a jego Pogoń przegrała z Legią w Szczecinie 0:4. Bednarek nie zrobił kariery piłkarskiej, lepiej mu szło z sędziowską. Przez osiem lat był arbitrem w I lidze (drugi poziom rozgrywkowy). Słabym, jak oceniają nasi rozmówcy. Karierę, przekonują, w dużej mierze zawdzięczał swojemu ojcu Janowi. Do Jana Bednarka też za chwilę wrócimy.

W 2011 roku Łukasz Bednarek razem z kolegą Arturem K. założyli w Koszalinie fundację All Sports Promotion. Wkrótce przez konto fundacji zaczęły płynąć pieniądze, którymi Zakłady Chemiczne w Policach chciały wspierać koszalińską koszykówkę. Fundacja Bednarka miała pełnić rolę pośrednika, pobierającego za swoją pracę odpowiednią prowizję. Według prokuratury to było oszustwo. Śledczy twierdzą, że w latach 2011-2013 Łukasz Bednarek naraził ZCh Police na stratę w wysokości dwóch milionów, a pieniądze zamiast na koszykówkę trafiły do kieszeni jego i jego wspólników. Mimo poważnych zarzutów, prokuratura nie wystąpiła o areszt dla Łukasza Bednarka, choć regularnie wnioskuje o taki środek w znacznie bardziej błahych sprawach.  

Gawłowski o przeszukaniu jego domu w Koszalinie
Gawłowski o przeszukaniu jego domu w Koszalinie
Źródło: tvn24

- To jest sprawa polityczna. Zainteresowanie prokuratury moją osobą jest wynikiem tego, że znam Stanisława Gawłowskiego i to właśnie w tej sprawie prowadzonej przeciwko niemu badane są różne jego relacje z poszczególnymi osobami. Postawione mi zarzuty są absurdalne. Nie rozumiem ich - mówi w rozmowie z tvn24.pl Łukasz Bednarek. - Wszystkie moje działania oparte były na odpowiednich umowach i dokumentach, które opracowywała renomowana warszawska kancelaria prawna. Początkowo od śledczych słyszałem, że będzie to szybka sprawa. Ale od półtora roku nie sformułowano nawet aktu oskarżenia przeciwko mnie. W swoich wyjaśnieniach obszernie wytłumaczyłem okoliczności, które budziły zainteresowanie śledczych, dlatego czekam z niecierpliwością, abym mógł wykazać w dalszym postępowaniu, że jestem niewinny i wreszcie zakończyć tę sprawę z ulgą dla mnie i mojej rodziny - podkreśla. Dodaje, że według niego jego sprawa jest tylko pretekstem, żeby uderzyć w Zbigniewa Bońka.

Przyznaje, że na początku roku kupił bandy reklamowe i stelaże od firmy Mikrotel należącej do brata i bratanka Zbigniewa Bońka (do tej spółki jeszcze wrócimy). Ale zakupu dokonał na rynkowych zasadach, na potrzeby organizowanych przez siebie zawodów. - Po wejściu CBA do PZPN już wiem, dlaczego moja sprawa się nie kończy - ocenia Bednarek.

Zażądali umów, których nie było

Z oddalonego o ponad 400 kilometrów Koszalina wróćmy jednak na warszawską Ochotę do siedziby PZPN. Ojcem Łukasza Bednarka jest członek zarządu związku, odpowiadający za piłkarstwo amatorskie, który jest też prezesem Zachodniopomorskiego Związku Piłki Nożnej. W latach 2005-2007 Jan Bednarek był także posłem Samoobrony.

Według naszych ustaleń, z postanowienia o "żądaniu wydania rzeczy" przez władze PZPN, które 7 września tego roku wystawił w Szczecinie prokurator Krzysztof Gienas, wynika, że tym, co łączy piłkarską centralę z dotychczasowymi wątkami śledztwa melioracyjnego, jest donos, który wpłynął do prokuratury na początku tego roku, a także tajemniczy świadek, który opowiedział śledczym o nieprawidłowościach w PZPN. Tym świadkiem, według nieoficjalnych informacji tvn24.pl, jest działacz piłkarski, który przed laty popadł w konflikt z Bednarkiem seniorem i centralą PZPN.

Na podstawie donosu i trzykrotnych zeznań świadka śledczy zażądali wydania umów zawieranych przez PZPN z fundacją Bednarka juniora. Umów, których nigdy nie było. Ich istnieniu zaprzeczają zarówno ojciec i syn Bednarkowie, jak i centrala PZPN. Prokurator w swoim postanowieniu wskazał również na nieprawidłowości w dzieleniu biletów na mecze oraz w działalności spółki Mikrotel, należącej do brata i bratanka Zbigniewa Bońka i na związek z tymi nieprawidłowościami Stanisława Gawłowskiego. Jaki? Nie wiadomo. Prokuratura nie odpowiedziała nam, co wspólnego ma PZPN z oskarżonym o korupcję senatorem i fundacją z miasta, gdzie piłka nożna dogorywa za sprawą III-ligowej Gwardii Koszalin.

Na podstawie prokuratorskiego postanowienia agenci skopiowali nieznaną ilość danych z serwerów PZPN, zabrali telefony i komputery sekretarza związku Macieja Sawickiego (weszli do jego domu o 6 rano), wiceprezesa Jana Bednarka oraz kilku innych działaczy. Wywieźli też ogromną liczbę dokumentów dotyczących działalności PZPN w ostatnich ośmiu latach.

Czwarta osoba w kraju

"Czwarta osoba w kraju". Tak czasem mówił o sobie, pół żartem, pół serio, prezes Zbigniew Boniek. W kraju, w którym piłka nożna jest sportem numer jeden, można przyznać mu rację. Dla kibiców futbol to emocje. Dla VIP-ów obecność na stadionie to kwestia prestiżu i potwierdzenia swojego statusu. Dlatego przed każdym meczem międzypaństwowym PZPN przeżywa szturm polityków, próbujących zdobyć zaproszenia do loży VIP. Z kolei związek, którym zarządza Boniek, dysponuje budżetem dochodzącym do 400 milionów złotych. Istotna część tych pieniędzy pochodzi od spółek Skarbu Państwa.

Do pewnego momentu kontakty Bońka z politykami obecnej władzy układały się poprawnie, żeby nie powiedzieć wzorowo. Prezes PZPN to człowiek, który w osobistym kontakcie potrafi zrobić świetne wrażenie. Bije od niego poczucie humoru, niekwestionowana charyzma, pewność siebie i aura sukcesów na boisku.

W potrzasku
W potrzasku
Źródło: tvn24

Boniek z tego korzystał. Na finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym kilka razy wybrał się prezydent Andrzej Duda, w dodatku objął tę imprezę patronatem. Mecze w towarzystwie Bońka zdarzało się oglądać prezesowi TVP Jackowi Kurskiemu.

Jednak zdecydowanie najlepszy kontakt Zbigniew Boniek złapał z premierem Mateuszem Morawieckim. Premiera fascynowały piłkarskie opowieści legendy Juventusu, Romy i Widzewa. Według naszych informacji, wyjątkowo dobrze się dogadywali, a zażyłość była na tyle duża, że Boniek mógł w razie potrzeby wykręcić numer do premiera i poprosić go o przysługę.

Wspólnych interesów PZPN i obozu władzy nie brakowało. W grudniu 2018 r. TVP kupiła prawa do pokazywania części meczów Ekstraklasy (jej największym jednostkowym udziałowcem jest PZPN) za pół miliarda złotych na dwa sezony. W styczniu 2018 r. państwowy Lotos podpisał czteroletnią umowę sponsoringową na ok. 120 mln złotych (był to najwyższy kontrakt reklamowy w historii polskiego sportu).

Ale największą przysługę rząd wyświadczył piłkarskiemu związkowi wiosną tego roku. Gdy pandemia zamknęła zawodowy sport i niemal wszystkie ligi zawiesiły rozgrywki, 29 maja na błoniach Stadionu Narodowego wystąpili premier Mateusz Morawiecki, Zbigniew Boniek i Danuta Dmowska-Andrzejuk, minister sportu. Obwieścili kibicom dobrą nowinę: polska liga jako pierwsza w Europie może wrócić do gry. - My spotykaliśmy się z panem prezesem jeszcze w kwietniu i to w pierwszej połowie, gdzie jeszcze mało która liga myślała o powrocie - mówił zadowolony Morawiecki. Wkrótce władze poinformowały, że na trybuny, choć w ograniczonym stopniu, mogą wrócić kibice.

Prezes bierze telefon do ręki

Boniek mógł się pochwalić przywróceniem rozgrywek, a Morawiecki kolejnym sukcesem w nabierającej tempa kampanii wyborczej prezydenta Andrzeja Dudy. Sielanka trwała miesiąc.

Kwadrans przed 1, w nocy z 29 na 30 czerwca, prezes PZPN wziął do ręki telefon, włączył Twittera i w 213 znakach oraz trzech emotikonach pogrzebał dobre stosunki z władzą. "Prezydent Polski dzisiaj może być wybrany głosami ludźi środowiska wiejskiego, głosami emerytów i ludzi z podstawowym wykształceniem. To chyba trochę dziwne w tak pięknym i rozwijającym się kraju jak nasza Polska" - napisał Boniek. Odniósł się w ten sposób do danych sondażowych po pierwszej turze wyborów prezydenckich, z których wynikało, że Andrzej Duda ma olbrzymią przewagę nad Rafałem Trzaskowskim na wsiach oraz wśród osób powyżej 65. roku życia.

Jednym tweetem uruchomił lawinę. Pal licho tysiące hejtujących go wpisów, zarówno od wyborców Andrzeja Dudy, jak i polityków Zjednoczonej Prawicy. Ale publikując ten wpis, prezes PZPN momentalnie stracił sympatię i względy Mateusza Morawieckiego. - Premier poczuł się zwyczajnie zdradzony - mówi nam osoba znająca kulisy kampanii wyborczej w obozie Zjednoczonej Prawicy. - Nikt nie oczekiwał od Bońka angażowania się w kampanię i poparcia Andrzeja Dudy. Dobrze wiemy, że on [Boniek - red.] prywatnie nienawidzi PiS. Ale mógł po prostu milczeć - dodaje nasz rozmówca.

Niespełna dwa tygodnie przed drugą turą wyborów, gdy obaj kandydaci szli łeb w łeb, wpis popularnego w społeczeństwie Bońka, którego na Twitterze śledzi ponad milion osób, mógł mieć znaczenie dla wyniku wyborów. W obozie rządzącym zdawano sobie sprawę, że porażka Andrzeja Dudy może przynieść głębsze zmiany, w tym nawet dymisję Mateusza Morawieckiego.

Zbigniew Boniek zdawał się tego wówczas nie rozumieć. Kilka tygodni później mówił znajomym, że premier już nie odbiera od niego telefonów.

Boniek uruchamia lawinę

Chcąc nie chcąc, szef PZPN zaplątał się w wielką politykę. Kilka tygodni w łonie Zjednoczonej Prawicy trwał niekończący się serial pt. "negocjacje koalicyjne". Jarosław Kaczyński zapowiedział zmniejszenie liczby ministerstw, a przy okazji ograniczenie stanu posiadania koalicjantów PiS: Solidarnej Polski oraz Porozumienia Jarosława Gowina.

Szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro przy stole negocjacyjnym musiał odpierać posądzenia o obsadzenie swoimi ludźmi spółek i urzędów. O zachowanie wpływów, jak przekonują nasi rozmówcy, Ziobro walczy wszelkimi możliwymi sposobami, wykorzystując do tego między innymi podległą mu prokuraturę. I tu dochodzimy do Bońka.

Od osób z obozu rządzącego usłyszeliśmy, że ziobryści od miesięcy zarzucali Mateuszowi Morawieckiemu zbyt zażyłe kontakty ze Zbigniewem Bońkiem. I nagle, gdy negocjacje koalicyjne zmierzały do finiszu (sytuacja cały czas się zmieniała), prokuratura podległa Ziobrze wyprowadziła niespodziewany cios: na jej polecenie CBA weszło do siedziby PZPN i okręgowych związków piłki nożnej. Przekaz, który poszedł do mediów, był prosty: coś nie gra w papierach u Bońka, to nic, że nikomu nie postawiono zarzutów. Według naszych rozmówców sam Morawiecki był mocno zaskoczony akcją CBA, nie wiedział o tym, że jest planowania.

Zbigniew Boniek jest prezesem od blisko ośmiu lat
Zbigniew Boniek jest prezesem od blisko ośmiu lat
Źródło: Shutterstock

Niedługo po tweecie prezesa, o Bońku pisze dziennikarz Piotr Nisztor z "Gazety Polskiej". Najpierw wysyła do niego serię pytań, później publikuje kilka tekstów na jego temat, materiałów na swoim kanale na YouTubie i licznie tweetuje.

Dziennikarz "Gazety Polskiej" skupił się na osobie Andrzeja Placzyńskiego i jego powiązaniach ze Zbigniewem Bońkiem oraz z PZPN. Placzyński w latach 80. przebywał w Wiedniu, gdzie był zatrudniony jako wicedyrektor Instytutu Polskiego, ale tak naprawdę pracował dla XIV Wydziału I Departamentu MSW, czyli wywiadu nielegalnego Służby Bezpieczeństwa. Był m.in. oficerem prowadzącym ojca Konrada Hejmo, zakonnika z otoczenia Jana Pawła II, który współpracował z bezpieką. O przeszłości Placzyńskiego już 15 lat temu napisał tygodnik "Wprost".

Po zmianie ustroju Andrzej Placzyński odnalazł się w biznesie. Jeszcze w latach 90. podpisał pierwszą umowę z PZPN na pośrednictwo przy sprzedaży praw telewizyjnych. Od tamtego czasu stale współpracuje z piłkarską centralą.

Placzyński w rozmowie z tvn24.pl przyznaje, że na razie nie zamierza pozywać Nisztora ani "Gazety Polskiej". Inaczej niż Zbigniew Boniek. - Prezes niestety nie wytrzymał ciśnienia i postanowił walczyć z Nisztorem w sądzie - załamują ręce jego współpracownicy.

Działający w imieniu Zbigniewa Bońka adwokat Maciej Ślusarek (przy okazji wspólnik Bogusława Leśnodorskiego, byłego współwłaściciela Legii Warszawa, wymienianego jako kandydat na kolejnego prezesa PZPN) złożył do warszawskiego sądu wniosek o zabezpieczenie roszczeń Zbigniewa Bońka, a 27 sierpnia sędzia Rafał Wagner przychylił się do niego. Piotr Nisztor musiał usunąć swoje materiały dotyczące Bońka. Jarosław Kaczyński ocenił decyzję sądu jako "w pewnych aspektach przebijającą komunistyczną cenzurę".

W ostatni czwartek, czyli tydzień po wizycie CBA, Zbigniew Boniek wydał oświadczenie, w którym poinformował, że poprosił swoich prawników o zniesienie zabezpieczenia w procesie przeciwko Piotrowi Nisztorowi. Uzasadnia, że jego poprzedni wniosek "wywołał falę komentarzy o rzekomym kneblowaniu mediów, cenzurze prewencyjnej, blokowaniu otwartej dyskusji społecznej". "Nigdy nie miałem tego rodzaju ambicji i chęci. Jestem i jako osoba prywatna, i jako szef największego polskiego związku sportowego, za otwartością życia publicznego, transparentnością działalności publicznych instytucji" - napisał Boniek.

Gdzie jest pani od gadżetów?

Kilka dni po wypowiedzi Kaczyńskiego zastępca Zbigniewa Ziobry Bogdan Święczkowski polecił prokuraturze przystąpienie do sporu cywilnego pomiędzy Nisztorem a Bońkiem. A kilkanaście godzin później, czyli rano w czwartek 10 września, CBA pukało do siedziby PZPN.

Zdaniem naszych źródeł na polityczne tło tej akcji może wskazywać zachowanie oraz wiedza agentów i prokuratorów, a raczej braki w tej wiedzy. - Odnieśliśmy wrażenie, że po pierwsze szukają po omacku, a po drugie mają wiedzę na temat działania PZPN sprzed dobrych kilku lat. Tak jakby ten ich świadek coś wiedział, ale od dość dawna nie miał do czynienia z PZPN - mówią nasi rozmówcy z piłkarskiej centrali. I wyliczają, że agenci nie mieli pojęcia o istnieniu specjalnego działu zajmującego się biletami, nie wiedzieli, że od kilku lat związek ma pełne prawa do wizerunku piłkarzy grających w kadrze i dysponowaniem nim, choćby na potrzeby różnych gadżetów. Zajmuje się tym dział marketingu. Gdy agenci dowiedzieli się o tym, że taki dział istnieje i ma nawet szefową, zaczęli w popłochu szukać "pani od gadżetów".

Niewiele znaleźli też w wątku firmy Mikrotel należącej do brata Zbigniewa Bońka Romualda oraz jego syna Marcina. Firma zajmuje się rozkładaniem oprawy, w tym band reklamowych przy meczach kadry, ale umowę z nią ma podpisany Sportfive Andrzeja Placzyńskiego. Zawarto ją jeszcze w latach 90., gdy prezesem był Michał Listkiewicz, od tamtego czasu wielokrotnie przedłużano, z roczną przerwą w latach 2017-2018. Wtedy Mikrotel miał umowę podpisaną bezpośrednio z PZPN. Gdy w zmienionej ustawie o sporcie znalazł się zapis, że władze związków sportowych nie mogą podpisywać umów ze swoimi bliskimi, zlecenia dla Mikrotela wróciły do Sportfive.

Śledczy sprawdzają też, czy Marcin Boniek, czyli bratanek prezesa PZPN, który oprócz prowadzenia biznesów z PZPN jest też sędzią piłkarskim, nie był w jakiś sposób forowany przez piłkarską centralę. W związku z tym zabezpieczono dokumentację wydziału sędziowskiego.

- Nie wiem, dlaczego agenci CBA weszli do PZPN. Pani prokurator w komunikacie zaznaczyła, że nie ma wobec nas żadnych zarzutów. Agenci CBA mieli całkowite wsparcie od wszystkich pracowników federacji. Wynieśli tonę dokumentów, które będą mogli sobie przeglądać - mówił po ich wizycie szef PZPN na antenie Canal+. Zaznaczał, że jest człowiekiem "totalnie niezaangażowanym politycznie". - Jeśli chce się włączyć tę sprawę w jakiś polityczny poziom, jestem zupełnie z boku. Mam znajomych po jednej, drugiej i trzeciej stronie. Ze wszystkimi rozmawiam, z każdym mogę napić się kawy. Nie mam ambicji politycznych. Robię swoje. Moja kadencja z powodu pandemii wydłużyła się i za kilka miesięcy odejdę ze stanowiska. Nie wiem, czy to odebrało niektórym spokój. Zobaczymy, co się wydarzy, ale nie wyglądam na człowieka zestresowanego - powiedział.

Politycy w kolejce po bilety

W dokumentacji zabezpieczonej przez śledczych jest też ta dotycząca dystrybucji biletów na mecze reprezentacji Polski. Portal niezalazna.pl informował, że "chodzi o wyjaśnienie, w jaki sposób bilety dla VIP-ów na mecze reprezentacji trafiały do polityków opozycji". Z pisma prokuratury wynika, że śledczych interesowały przede wszystkim Mistrzostwa Europy rozgrywane w 2016 r. we Francji. Udało nam się zdobyć listę polityków, którzy na te mecze otrzymali bilety od PZPN.

Na spotkanie z Irlandią Północną cztery bilety otrzymał Patryk Jaki, 12 Mieczysław Golba (senator, ale równocześnie prezes Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej) - obaj ze Zjednoczonej Prawicy, pięć trafiło do Kancelarii Prezydenta. Oprócz tego dwa bilety dostał Jan Tomaszewski, który został wybrany z list PiS, ale w 2015 przeszedł do klubu poselskiego Platformy Obywatelskiej. Cztery bilety dostał senator Robert Dowhan z PO.

Na spotkanie z Ukrainą dwa bilety dostał Adam Bielan, Jarosław Gowin - trzy, obaj ze Zjednoczonej Prawicy. Robert Dowhan znów cztery, po dwa bilety otrzymali Roman Kosecki oraz Jerzy Buzek (wszyscy z PO).

Dwie wejściówki na mecz z Niemcami trafiły do Koseckiego, dziesięć do Dowhana.

Bilety na mecz ze Szwajcarią dostał Roman Kosecki (dwa), a na spotkanie z Portugalią Jerzy Buzek (cztery).

"Radość po ostatnim gwizdku sędziego, to tak jakbyśmy prawie bramkę strzelili"
"Radość po ostatnim gwizdku sędziego, to tak jakbyśmy prawie bramkę strzelili"
Źródło: tvn24

Przy okazji wspomnianego Mieczysława Golby wśród naszych rozmówców pojawia się sugestia, że akcja CBA może mieć też związek z planami osadzenia senatora z Podkarpacia na fotelu szefa PZPN w przyszłorocznych wyborach. - Mietek w gronie zaufanych działaczy mówił, że zostanie prezesem - twierdzi jeden z naszych rozmówców. Sam Golba przyznaje się do bliskiej znajomości ze Zbigniewem Ziobrą, deklaruje, że brał udział w zakładaniu Solidarnej Polski, a minister był na ślubie jego dzieci. Kategorycznie zaprzecza jednak planom objęcia schedy po Bońku. - Ja mam za dużo innych zajęć. Marek Koźmiński to dobra kandydatura - mówi w rozmowie z tvn24.pl. Koźmiński został namaszczony na kandydata przez obecnego prezesa. Sam Boniek nie może startować w zbliżających się wyborach, bo prawo pozwala na sprawowanie władzy w związku tylko przez dwie kadencje.

Działacze PZPN wskazują na jeszcze jeden możliwy motyw działania CBA. W umowach ze sponsorami, w tym z państwowym Lotosem, jest zapis, że w przypadku postawienia zarzutów komuś z władz związku, kontrahent ma możliwość rozwiązania umowy. W PZPN zastanawiają się, czy to nie będzie próba wywarcia wpływu na związek przez polityków, którzy ostrzą sobie zęby na przejęcie tam władzy.

Pytania bez odpowiedzi

Co na to wszystko śledczy? W oficjalnym komunikacie Prokuratury Krajowej czytamy standardowe formułki: "Przeszukania związane są z jednym z wątków tzw. afery melioracyjnej dotyczącym nieprawidłowości finansowych w działalności Fundacji All Sports Promotion, działającej w imieniu AZS Koszalin S.A. W toku śledztwa zgromadzono nowy materiał dowodowy, który uzasadniał przeprowadzenie przeszukań w celu zabezpieczenia dokumentacji, w tym zgromadzonej w Polskim Związku Piłki Nożnej, która zostanie poddana szczegółowej analizie. Prokuratorzy nie wykluczają dalszych zatrzymań w tej sprawie".

Prokuraturze Krajowej zadaliśmy szereg pytań: - Czy w związku z akcją CBA w PZPN postawiono komuś zarzuty? - W jaki sposób w śledztwie dotyczącym korupcji w Zarządzie Melioracji znalazło się połączenie z nieprawidłowościami w PZPN? - Czy w trakcie zabezpieczania dokumentów w PZPN znaleziono umowy pomiędzy PZPN a All Sports Foundation Łukasza Bednarka? - Czy potwierdzono istnienie takich umów? - Czy w siedzibie PZPN znaleziono umowy zawierane pomiędzy PZPN a firmą Mikrotel? - Dlaczego nie zabezpieczono telefonu ani komputera prezesa Zbigniewa Bońka, skoro nieprawidłowości w PZPN mają dotyczyć współpracy z firmą jego brata?

Czekamy na odpowiedzi.

Ale w nieoficjalnych rozmowach śledczy przyznają, że na razie nie ma mowy o stawianiu zarzutów komukolwiek z PZPN.

Czytaj także: