|

Zatańczył z tajemniczą blondynką i przepadł. "Ona jest kluczem do rozwiązania tej zagadki"

Michał Karaś miał 16 lat, kiedy zaginął
Michał Karaś miał 16 lat, kiedy zaginął
Źródło: Archiwum rodzinne

Ostatni raz koledzy widzieli go na dyskotece. Tańczył z "ładną, ubraną w markowe ciuchy długowłosą blondynką". Potem wsiadł z nią do samochodu i odjechał w nieznanym kierunku. A może został wciągnięty? Właścicielem dyskoteki był mężczyzna skazany później na 13 lat więzienia między innymi za kierowanie gangiem.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Z tego rocznika - 16-latków - było ich w Bielińcu, wiosce na północy województwa podkarpackiego, kilkunastu.

- Byli ze sobą zżyci. Spędzali razem sporo czasu, razem się uczyli, często odwiedzali. To było wtedy naturalne. Nie było komputerów, telefonów komórkowych, kontakt mieli praktycznie codziennie. Michał był typowym nastolatkiem - wspomina Bożena Martyna, siostra Michała.

Mateusz, kolega Michała: - Na 13 chłopaków w grupie były tylko dwie dziewczynki, dominowały typowo "męskie" zabawy. W wojnę, podchody. Kiedy trochę podrośliśmy, zabawy zastąpiła piłka nożna. Spędzaliśmy na boisku praktycznie każdą wolną chwilę. Innych atrakcji nie było.

Michał był wysoki, postawny. Stał na bramce. Reprezentował szkołę na zawodach sportowych. W niedzielę służył do mszy, był lektorem w miejscowej kaplicy. Uczył się dobrze, podstawówkę skończył z czerwonym paskiem. Po szkole pomagał w domu i w gospodarstwie. Tata był sparaliżowany, mama zmarła kilka lat wcześniej po długiej chorobie.

W czerwcu 2000 roku skończył pierwszą klasę technikum. Wakacyjne weekendy spędzał z kolegami na ogniskach i w Babilonie - nowej dyskotece otwartej w sąsiednich Bielinach.

Wsiadł na rower i pojechał na dyskotekę

Cofnijmy się o 23 lata.

Michał mieszka z ojcem, starszą o 15 lat siostrą Bożeną i jej dziećmi. Ma jeszcze jedną siostrę, która przeniosła się do Warszawy, i brata, który pracuje za granicą. Jest sobota, 19 sierpnia 2000 roku.

- Mimo sporej różnicy wieku miałam z Michałem dobry kontakt. Wprawdzie - chyba jak każdy nastolatek - nie był zbyt wylewny i nie zwierzał mi się ze wszystkiego, ale czasem przychodził do mnie i opowiadał o jakichś sytuacjach, które go rozbawiły - wspomina Bożena Martyna.

Tego dnia Michał musi zająć się zwierzętami w gospodarstwie. Wieczorem chce jechać z kolegami do Bielin na dyskotekę w Babilonie. To tylko cztery kilometry od Bielińca. Kończą się wakacje, chcą się trochę rozerwać przed powrotem do szkoły.

19 sierpnia 2000 roku Michał wyszedł z domu we wsi Bieliniec i udał się na dyskotekę do oddalonej o niecałe cztery kilometry wioski Bieliny
19 sierpnia 2000 roku Michał wyszedł z domu we wsi Bieliniec i udał się na dyskotekę do oddalonej o niecałe cztery kilometry wioski Bieliny
Źródło: Google Maps / tvn24.pl

- To był zwyczajny dzień, jak każdy. Michał zachowywał się normalnie. Dokończył obowiązki, przebrał się w spodnie i koszulkę, od ojca dostał parę groszy na dyskotekę. Wsiadł na rower i z grupą znajomych pojechali do Bielin - opowiada siostra. Pamięta, że nie zabrał ze sobą legitymacji szkolnej i portfela.

Rowery zostawili na podwórku, niedaleko budynku, w którym mieściła się dyskoteka.

Bożena Martyna: - To były pierwsze wakacje, kiedy Michał zaczął jeździć na dyskoteki poza naszą wioskę. Zawsze wracał o wyznaczonym czasie. Nigdy nie zdarzyło się, aby się spóźnił.

"Michał nie wrócił na noc"

O tym, że Michał nie wrócił, zorientowała się w niedzielę rano.

- Poszłam go obudzić. Służył do mszy, a w niedziele lubił pospać. Weszłam do jego pokoju i zobaczyłam puste łóżko. W pierwszej chwili pomyślałam, że może gdzieś zabalował. Byłam nawet na niego wściekła, ale szybko dotarło do mnie, że przecież on się tak nigdy nie zachowywał - wspomina. - Więc musiało stać się coś złego.

Rodzina zaczęła szukać Michała. - Ojciec wypytywał kolegów, którzy byli z nim na dyskotece, ale żaden nie wiedział nawet, że Michał nie wrócił na noc do domu - dodaje Bożena Martyna. Jego rower znalazła na posesji przed dyskoteką. Stał tam, gdzie dzień wcześniej zostawił go Michał.

Brat Michała, starszy o dziewięć lat Andrzej, pracował wtedy w Niemczech. - Po skończonej zmianie wsiadłem w samochód i w poniedziałek rano byłem już w Polsce. Nawet nie odpoczywałem, od razu ruszyliśmy z kolegami z poszukiwaniami - opowiada.

Szukali w okolicznych wioskach i lasach, przeczesali fragment brzegu Sanu, który płynie niedaleko Bielińca i Bielin, zaglądali nawet do studzienek kanalizacyjnych. Obdzwaniali szpitale, czy nie trafił tam ktoś z wypadku, i komisariaty z pytaniem o zatrzymania młodych chłopaków. Ale po Michale nie było śladu.

W poniedziałek z samego rana Bożena Martyna pojechała na policję zgłosić zaginięcie. - Policjanci wypytywali, czy brat uciekał wcześniej z domu. Odpowiedziałam, że nie, nigdy. Nigdy nie zdarzyło się też, aby nie wrócił na noc. Na co dyżurny, który przyjmował zgłoszenie, powiedział: "Kiedyś musi być ten pierwszy raz".

Kiedy poszukiwania nie przyniosły przełomu, rodzina zwróciła się o pomoc do jasnowidzów. - Mówili, że Michał był na dyskotece i była jakaś blondynka i samochód, i brat jedzie gdzieś, ale nie z własnej woli. Każdy coś dokładał, a to, że leży gdzieś półświadomy, w jakiejś białej sali - opowiada Bożena Martyna.

Postanowili jeszcze raz sprawdzić szpitale. W jednym usłyszeli, że jest pacjent o imieniu i nazwisku Michał Karaś. - Pojechaliśmy na miejsce. I w tym szpitalu faktycznie był Michał Karaś. Starszy człowiek, nie nasz Michał.

Bożena Martyna: - Przez jakiś czas po zaginięciu brata w sobotę wsiadałam w auto i objeżdżałam wszystkie okoliczne dyskoteki i imprezy plenerowe, miałam nadzieję, że gdzieś trafię na jakiś jego ślad. To był dla mnie straszny czas, żyliśmy w ogromnym stresie. Do dzisiaj wspomnienie tamtych chwil wywołuje u mnie ogromne emocje.

Andrzej Karaś: - Człowiek budzi się w nocy i nie może zasnąć, bo cały czas myśli o tym, co mogło się stać. Najgorsze są święta, bo wtedy wspomnienia wracają. Szukaliśmy Michała wszędzie i nic. I tak już 23. rok leci.

Michał Karaś miał 16 lat, kiedy zaginął
Michał Karaś miał 16 lat, kiedy zaginął
Źródło: Archiwum rodzinne

Tajemnicza blondynka

Jak przekazała nam sierżant sztabowa Katarzyna Pracało, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Nisku, rodzina zgłosiła zaginięcie Michała w poniedziałek, 21 sierpnia. Niezwłocznie - jak zapewnia funkcjonariuszka - ruszyły "policyjne czynności zmierzające do odnalezienia Michała". Policja dość lakonicznie informuje o podjętych wówczas działaniach: "Zostało przesłuchanych oraz rozpytanych szereg osób, otrzymane treści zostały poddane analizie i zweryfikowane" - przekazała nam Pracało.

Jak ustalili policjanci - na podstawie relacji świadków - Michał w wieczór poprzedzający zaginięcie bawił się w dyskotece z młodą kobietą. Miał też wsiąść z nią do samochodu i odjechać spod dyskoteki w nieznanym kierunku.

Mateusz opisuje ją jako "ładną, ubraną w markowe ciuchy długowłosą blondynkę". - Przechodziłem przez salę, trącił mnie kolega i powiedział: "Ty, patrz, z jaką Michał dziewczyną tańczy". Popatrzyłem chwilę i poszedłem dalej. Od tego czasu już Michała nie widziałem na dyskotece - wspomina. 

Mogło być godzina 22-23. 

Do dyskoteki Mateusz przyjechał około godziny 21. Michał już tam wtedy był. Wspomina, że wypili tego wieczoru trochę alkoholu, "dwa, trzy piwa". Nie siedzieli przy jednym stoliku, ale kilkakrotnie tego wieczoru rozmawiali. W dyskotece Michał trzymał się ze starszymi kolegami z wioski.

- Zachowywał się jak zawsze - mówi Mateusz. Dodaje, że o niczym "wyjątkowym" tego wieczoru też nie rozmawiali. - To była normalna dyskoteka, jak co tydzień.

Znali się od dziecka, mieszkali kilka domów od siebie. Razem spędzali wolny czas, chodzili do jednej klasy w podstawówce, po szkole grali w piłkę, w niedzielę służyli do mszy. 

Mateusz: - Michał miał trudne dzieciństwo. Jego mama chorowała, później zachorował też ojciec, Michał sporo pomagał w domu. Być może dlatego był takim dobrym chłopakiem. Tak go właśnie pamiętam: koleżeński, grzeczny, świetnie się uczył, nie szukał konfliktów. 

Po podstawówce ich drogi nieco się rozeszły. Mateusz poszedł do liceum, Michał do technikum. Do szkół dojeżdżali tym samym autobusem. 

- Zauważyłem, że nieco się zmienił, ale był raczej skryty, nie zwierzał się mi. Nie przypominam sobie, aby kiedykolwiek mówił, że ma jakiś problem, że coś go dręczy - wspomina. Moment, w którym zobaczył Michała tańczącego z tajemniczą blondynką, to ostatni raz, kiedy go widział.

- To nie była dziewczyna stąd. Tu się każdy znał i kojarzył. Widziałem ją wtedy pierwszy i ostatni raz. Wyglądała na nieco starszą od nas, tak na 20 lat. Zapadła mi w pamięć, była bardzo ładną dziewczyną - wspomina. - Michał był raczej nieśmiały. To dziewczyna musiała do niego podejść, zainicjować kontakt.

Mundurowi do dzisiaj nie ustalili tożsamości blondwłosej młodej kobiety. Nie wiadomo, czy w Bielinach była przejazdem, czy przyjechała do kogoś w okolicy na wakacje. Z ustaleń policji wynika, że była ostatnią osobą, z którą widziany był Michał. "Żadna z przesłuchiwanych osób nie posiadała żadnych informacji na temat dziewczyny, z którą podczas imprezy bawił się Michał" - przekazała nam sierżant sztabowa Katarzyna Pracało.

Mundurowym nie udało się także ustalić marki ani koloru samochodu, do którego Michał miał z nią wsiąść lub "zostać wciągnięty" - bo i taką wersję po relacjach świadków badała policja. Jak informuje Pracało, żadnej z tej wersji nie udało się ostatecznie zweryfikować. Do dzisiaj nie wiemy więc, czy Michał faktycznie wsiadł lub został wciągnięty do samochodu, kto kierował pojazdem, ile osób w nim siedziało, jakiej marki i koloru był samochód. Nie ustalono także, w jakim kierunku odjechał.

Do dzisiaj nie udało się ustalić, co stało się z Michałem. Jak zapewnili mundurowi z niżańskiej komendy, w sprawie "badano każdą ewentualność", także o podłożu przestępczym, ale mundurowi nie zdradzają żadnych szczegółów na temat przebadanych tropów.

Kilka lat temu policja opublikowała postarzone zdjęcie Michała, to tzw. progresja wiekowa – jego prawdopodobny wygląd, gdyby żył.

Dzisiaj Michał Karaś miałby (albo ma) 39 lat.

Policja wykonała progresję wiekową Michała Karasia. Jeśli żyje, mężczyzna ma dzisiaj 39 lat
Policja wykonała progresję wiekową Michała Karasia. Jeśli żyje, mężczyzna ma dzisiaj 39 lat
Źródło: Policja.pl

"Wielki Mistrz"

Właścicielem dyskoteki Babilon, w której ostatniego wieczoru bawił się Michał, był 30-letni wówczas Marek K. ps. Wielki Mistrz.

Jak informuje nas Katarzyna Pracało z policji w Nisku, w sprawie zaginięcia Michała mężczyzna został przesłuchany, a jego zeznania "poddane analizie i zweryfikowane". W 2002 roku, czyli dwa lata po zaginięciu Michała, Marek K. wyjechał z kraju.

K. urodził się w Stalowej Woli. Jako młody mężczyzna wyjechał do Legii Cudzoziemskiej. Do kraju wrócił przed 2000 rokiem i - jak relacjonował podkarpackiemu "Echu Dnia" prokurator Adam Cierpiatka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu -"niedługo potem zrodziła się grupa przestępcza, w której Marek K. pełnił bardzo istotną rolę przywódczą".

Jak ustalili śledczy, K. werbował do niej m.in. znajomych z siłowni, którzy pracowali także na ochronie w jego dyskotece. "Koledzy z siłowni byli zafascynowani jego opowieściami. Zrobił z nich swoich 'żołnierzy'. Bardzo się go bali. Marek K. nie znosił sprzeciwu. Przed napadami zabierał ludzi do lasu w Kępie na tarnobrzeskim osiedlu Wielowieś. Tam testowali broń. Spotykali się też na dyskotece w Bielinach, którą K. prowadził. Miejscem spotkań była też droga polna obok oczyszczalni ścieków, gdzie kierownictwo grupy wypłacało pieniądze po napadach" - mówił w 2013 roku rzeszowskiej "Gazecie Wyborczej" Adam Cierpiatka.

"Grupa była bardzo dobrze zorganizowana. Przestępcy używali odzieży roboczej i maskującej, ustalali sobie alibi na wypadek wpadki, kupowali lub kradli samochody tylko i wyłącznie na potrzeby dokonania napadu, a następnie samochody te niszczyli, na przykład podpalając" - relacjonował prokurator Cierpiatka podkarpackiemu "Echu Dnia".

Chodzi o tak zwany "gang kantorowców" z Tarnobrzega, na czele którego - jak twierdzi prokuratura - stał "Wielki Mistrz", choć wiadomo, że nie przez cały czas, bo Marek K. wyjechał z Polski w 2002 roku.

Grupa miała działać w latach 2001-2005 na terenie województwa podkarpackiego, lubelskiego i świętokrzyskiego, gdzie miała dokonać serii brutalnych napadów na banki i właścicieli kantorów.

Pod koniec 2013 roku sąd skazał na więzienie sześciu członków tej grupy, w innym procesie kolejnego. Jednym ze skazanych był Tomasz K., który w zamian za niższy wyrok poszedł na współpracę z organami ścigania. To właśnie jego zeznania pomogły postawić zarzuty Markowi K. Jak relacjonowały wówczas media, mężczyzna ze szczegółami opowiedział o działalności grupy oraz roli, jaką pełnili jej poszczególni członkowie. 

Ale "Wielki Mistrz" wciąż pozostawał na wolności. W 2013 roku prokuratura wydała za Markiem K. list gończy. Mężczyzna został zatrzymany 22 września 2016 roku na lotnisku w Nowym Jorku. Dzień później był już w Polsce.

Prokuratura postawiła mu zarzut kierowania gangiem (przez niespełna trzy miesiące), dwa zarzuty udziału w napadach oraz zarzut oszustwa. Do wszystkich tych przestępstw doszło w 2002 roku. Sąd skazał Marka K. za nie na 13 lat więzienia.

Policjanci z Niska, którzy prowadzili poszukiwania Michała Karasia, dopytywani przez nas o to, czy kiedykolwiek w kontekście zaginięcia 16-latka badali wątek działalności przestępczej Marka K., odpowiedzieli: "Właściciel dyskoteki Marek K. nie był wiązany ze sprawą, z uwagi na fakt, że prokuratura zarzucała mu kierowanie grupą przestępczą przez cztery miesiące w roku 2002, z uwagi na to, policja nie miała wiedzy, że wyżej wymieniony mężczyzna mógł być zamieszany w działalność przestępczą w roku 2000".

W tym budynku w 2000 roku mieściła się dyskoteka Babilon, na której Michał był widziany po raz ostatni
W tym budynku w 2000 roku mieściła się dyskoteka Babilon, na której Michał był widziany po raz ostatni
Źródło: Google Street View

"Ona jest kluczem do rozwiązania tej zagadki"

- Uważam, że zaginięcie Michała Karasia to klasyczny przypadek ciemnej liczby zabójstw popełnionych w Polsce. Ten chłopak nie żyje, a jego śmierć nastąpiła w warunkach przestępstwa - mówi nam emerytowany policjant Bogdan Michalec, założyciel i były szef krakowskiego policyjnego Archiwum X.

- Ciemna liczba zabójstw to przypadki, które oficjalnie w statystykach policyjnych i prokuratorskich figurują jako zaginięcia osób, utonięcia, upadki z wysokości, nieszczęśliwe wypadki, samobójstwa, a w rzeczywistości są zabójstwami - wyjaśnia. 

Takie zabójstwa mogą być "ukryte" w zaginięciach, bo sprawca skutecznie ukrył ciało lub pozbył się go.

W takich przypadkach - jak ocenia Michalec - zbrodni najczęściej dopuszczają się osoby z najbliższego otoczenia ofiary: rodzina - bliższa lub dalsza, lub znajomi - sąsiedzi, współpracownicy, koledzy ze szkoły, podwórka. 

- Do ukrycia zwłok dochodzi, bo sprawca obawia się, że policja powiąże go z ofiarą. Zaplanowanie zbrodni i ukrycie zwłok wymaga z kolei odpowiedniej organizacji oraz czasu, którego w przypadku nieplanowanych zdarzeń o charakterze przestępczym nie ma. W drugim przypadku sprawca porzuca ciało, które prędzej lub później udaje się odnaleźć - wyjaśnia.

Ale - jak dodaje - brak zwłok może też wskazywać na działanie zorganizowanej grupy przestępczej, która "ma swoje metody" na ukrycie ciała. 

- W przypadku Michała na pewno wykluczyłbym samobójstwo. Do dzisiaj nie odnaleziono zwłok chłopaka ani jego szczątków. Osoby, które odbierają sobie życie, nie dbają o to, aby ukryć zwłoki, z reguły udaje się je odnaleźć - stwierdza Michalec. - Poza tym, jak wynika z informacji przekazanych przez rodzinę, Michał nigdy nie podejmował prób samobójczych, nie wykazywał takich tendencji. W okresie poprzedzającym zaginięcie bliscy i znajomi nie zauważyli, aby zachowywał się inaczej, miał jakieś problemy. Także jego rytm życia, sposób postępowania i zachowania nie dają podstaw do tego, aby zakładać, że odebrał sobie życie. Wersję o samobójczej śmierci moim zdaniem należy więc wyeliminować.

Ekspert wyklucza też ucieczkę z domu lub wyjazd za granicę: - Chłopak był zżyty z rodziną. Nigdy nie uciekał z domu, nie zdarzało mu się, aby nie wracał na noc. Nie był też z nikim skonfliktowany. Z tego, co wiemy, wychodząc na dyskotekę, nie zabrał z domu żadnych dokumentów ani większej sumy pieniędzy. Nie miał więc funduszy na to, aby rozpocząć nowe życie z dala od domu. Wykluczyłbym więc ucieczkę w celu zmiany dotychczasowego trybu życia. 

Wersja z nieszczęśliwym wypadkiem, do którego mogło dojść w nocy, kiedy Michał wracał z dyskoteki do domu, też wydaje mu się mało prawdopodobna. - Mielibyśmy zwłoki, które w takich przypadkach sprawcy wypadku porzucają z reguły gdzieś przy drodze, w rowie, czy krzakach - mówi Michalec. I podkreśla. - To, że zwłok nie ma, jest w tej sprawie bardzo ważną wskazówką.

Michał Karaś
Michał Karaś
Źródło: Archiwum rodzinne

Policjanci z Niska o tym, że Michał bawił się na dyskotece z "tajemniczą blondynką", z którą miał później wsiąść do samochodu i "odjechać w nieznanym kierunku", dowiedzieli się "od jednego z jego kolegów, z którymi Michał był na dyskotece", już po trzech dniach od jego zaginięcia, we wtorek, 22 sierpnia. Nie zdecydowali się jednak na sporządzenie portretu pamięciowego kobiety i próbę ustalenia w ten sposób jej tożsamości.

- Czy to błąd?

- Nie chciałbym oceniać działań tamtejszej policji, bo nie widziałem zebranych w sprawie materiałów i nie znam ustaleń, ale "tajemnicza blondynka" wydaje się w tej sprawie jedną z kluczowych postaci, o ile nie kluczową - odpowiada ekspert. I dodaje: - Z ustaleń wynika, że jest to ostatnia osoba, z którą Michał był widziany przed zaginięciem. Policja powinna wtedy zrobić wszystko, aby ustalić jej tożsamość oraz miejsce zamieszkania czy pobytu i przesłuchać. Ta dziewczyna, dzisiaj już dorosła kobieta, może posiadać istotne informacje, które mogą rzucić światło na sprawę i przyczynić się do jej rozwikłania. Ustalenie jej tożsamości wydaje się więc kluczowe. 

- A postać Marka K., właściciela dyskoteki w Bielinach, skazanego w 2018 roku m.in. za kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, która miała na swoim koncie miedzy innymi brutalne rozboje? - pytamy. 

- Myślę, że to może być równie istotny trop w tej sprawie. Być może Michał widział coś, czego nie powinien. Znalazł się "w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie". To wersja, którą należy zweryfikować - uważa Michalec. 

Jak wskazuje były policjant, konieczne są przesłuchania, w tym m.in. pracowników dyskoteki i ochrony oraz uczestników imprezy oraz kolegów, z którymi Michał bawił się w wieczór poprzedzający jego zaginięcie.

- Być może konieczne mogą się okazać badania wybranych osób wariografem, stosowałem taką metodę w pracy, kiedy miałem podejrzenie co do prawdomówności świadków. Ja mogę się pomylić w ocenie, bo ludzie kłamią, wariograf nie - wyjaśnia ekspert. 

- Czy jest szansa, aby po tylu latach rozwikłać zagadkę zaginięcia Michała? - pytam. 

- Oczywiście. To, że upłynęły 23 lata, o niczym nie świadczy. Trzeba zakasać rękawy i jeszcze raz przeanalizować zebrany materiał dowodowy, bo tak naprawdę w tej sprawie nic nie wiemy - odpowiada.

- Punktem wyjścia powinna być analiza materiałów sprawy poszukiwawczej celem ustalenia, czy zaginięcie Michała Karasia nie jest przykładem ciemnej liczby zabójstw w Polsce. Trzeba nakreślić wersje osobowe, kierunkowe i zdarzeniowe tego, co mogło się wydarzyć, i po kolei je eliminować - kontynuuje nasz rozmówca. 

I dodaje. - Najważniejsze ślady w tej sprawie, to brak zwłok i "tajemnicza blondynka", która może stanowić klucz do rozwiązania zagadki zaginięcia Michała. 

Policja wykonała progresję wiekową Michała Karasia. Jeśli żyje, mężczyzna ma dzisiaj 39 lat
Policja wykonała progresję wiekową Michała Karasia. Jeśli żyje, mężczyzna ma dzisiaj 39 lat
Źródło: Policja

Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie

W poszukiwania Michała zaangażowana jest Fundacja ITAKA, która prowadzi internetową bazę danych osób zaginionych oraz całodobową bezpłatną linię wsparcia dla zaginionych i ich rodzin. Aktualnie w bazie ITAKI znajduje się ponad tysiąc zaginionych osób. Michał Karaś został do niej wpisany krótko po zaginięciu w 2000 roku. - Skontaktowała się z nami rodzina chłopaka. Od tamtej pory jest w naszej bazie, cały czas go poszukujemy - mówi nam Agata Nowacka, szefowa Zespołu Poszukiwań i Identyfikacji ITAKA. 

- Czy przez te lata do fundacji zgłaszały się osoby z informacjami w sprawie Michała? - pytamy.

- Tak. W większości spraw, które prowadzimy, pojawiają się różne sygnały, które są przekazywane rodzinie i policji - odpowiada nasza rozmówczyni. 

Część zaginionych - jak przyznaje Agata Nowacka - udaje się odnaleźć właśnie dzięki tak pozyskanym informacjom. 

- Najczęściej informatorzy kontaktują się z nami na początku, kiedy sprawa jest świeża, ale zdarza się też, że odbieramy w Fundacji telefony w sprawie zaginięć sprzed wielu lat. Ludzie przeglądają Internet, osoba z ogłoszenia wydaje im się do kogoś podobna i dzwonią z informacjami - opowiada nasza rozmówczyni. 

Czy po 10-20 latach udaje się odnajdywać zaginionych ludzi? - pytamy.

- Tak, to się zdarza. Chociaż zdecydowanie rzadziej niż w przypadku nowych spraw, ale nie można tego wykluczyć. Zresztą nauczyliśmy się już nie zakładać żadnych scenariuszy. Losy osoby zaginionej mogą się różnie potoczyć. Wiele razy byliśmy zaskoczeni obrotem sprawy - przyznaje Agata Nowacka.

- Zdarzało się, że osoba poszukiwana odnajdywała się po wielu latach w stanie psychicznym, który uniemożliwiał jej odnalezienie rodziny. Czasem zdarza się też tak, że ktoś trafia na szczątki i dopiero po analizie DNA okazuje się, że to poszukiwana osoba - opowiada.

I dodaje: - Dla bliskich osób zaginionych odnalezienie szczątków jest również bardzo ważne. Sprawa ma swój finał, pewnie najgorszy z możliwych, bo okazuje się, że poszukiwana osoba nie żyje, ale rodzina może pochować zmarłego i w jakimś sensie zamknąć ten bardzo trudny etap, jakim jest zaginięcie bliskiej osoby.

Nie grzebie się nadziei

Zgodnie z polskim prawem osobę zaginioną - po upływie określonego czasu - można uznać za zmarłą. Mówi o tym artykuł 29 Kodeksu cywilnego. W pierwszym paragrafie czytamy, że "zaginiony może być uznany za zmarłego, jeżeli upłynęło dziesięć lat od końca roku kalendarzowego, w którym według istniejących wiadomości jeszcze żył". Jeżeli w chwili uznania za zmarłego zaginiony ukończył 70 lat, wystarcza upływ pięciu lat. Paragraf drugi mówi o tym, że "uznanie za zmarłego nie może nastąpić przed końcem roku kalendarzowego, w którym zaginiony ukończyłby 23 lata".

- Uznanie osoby zaginionej za zmarłą to sytuacja, zgodnie z którą - na podstawie określonych przesłanek - przyjmuje się, że dana osoba zaginiona nie żyje - wyjaśnia adwokat Ewelina Furmankiewicz. Podstawową przesłanką - jak informuje - jest określona w czasie nieobecność tej osoby oraz brak możliwości wskazania i ustalenia jej miejsca pobytu.

Sąd wydaje postanowienie o uznaniu za zmarłego po otrzymaniu wniosku i przeprowadzeniu postępowania sadowego. Wniosek - jak informuje adwokat - może złożyć każda osoba, która ma "interes prawny" w uzyskaniu takiego postanowienia: krewni i małżonkowie zaginionego, jego wierzyciele, a także jego przedstawiciel ustawowy lub kurator. We wniosku należy uprawdopodobnić twierdzenie - wskazać dowody, że zaginiony nie żyje. 

- Uznanie za zmarłego ma takie same skutki prawne jak śmierć. Moment oznaczony w orzeczeniu o uznanie za zmarłego jest traktowany jak chwila śmierci zaginionego, co prowadzi do utraty zdolności prawnej oraz zaprzestania bycia podmiotem praw i obowiązków cywilnoprawnych - wyjaśnia Ewelina Furmankiewicz.

Rodzeństwo Michała do dzisiaj nie zdecydowało się na złożenie do sądu wniosku o uznanie Michała za zmarłego. 

- Choć rozum mówi inaczej, serce ciągle chce wierzyć, że tę zagadkę uda się jakoś rozwikłać, że może Michał gdzieś żyje. Postawienie mu nawet symbolicznego grobu to tak, jakbyśmy stracili i pochowali nadzieję na odnalezienie go żywego. Obawiamy się też, że policja mogłaby wtedy przestać szukać Michała - mówi Bożena Martyna.

Rodzina nie ustaje w poszukiwaniach chłopaka. Co jakiś czas w mediach pojawiają się apele o pomoc w ustaleniu, co wydarzyło się 19 sierpnia 2000 roku, i przekazywanie informacji, co stało się z Michałem. 

- Wierzą państwo w to, że kiedyś uda się rozwikłać tę zagadkę? - pytam.

- Różne mam myśli, ale jednego jestem pewna - Michał na pewno nie uciekł z domu. W żaden sposób się do tego nie przygotowywał, nie zabrał plecaka, żadnych ubrań, dokumentów. Być może faktycznie coś wydarzyło się na tej dyskotece. Babilon nie miał dobrej sławy - odpowiada Bożena Martyna.

- Minęło tyle lat, a my właściwie nadal nic nie wiemy. Mam wrażenie, że policja zlekceważyła wtedy sprawę. Być może gdyby podeszła do niej nieco mniej opieszale, coś udałoby się ustalić - zastanawia się Andrzej Karaś.

Z informacji uzyskanych w niżańskiej komendzie wynika, że sprawa dotycząca zaginięcia Michała trafiła do policyjnego archiwum. Policjanci nie mają nowych tropów w sprawie, nie zgłosili się też żadni nowi świadkowie. 

Kilka lat temu od ojca i brata zaginionego 16-latka pobrany został materiał DNA. "W razie odnalezienia zwłok o nieustalonej tożsamości materiał genetyczny zostanie porównany" - informują nas mundurowi.

Bożena Martyna: - Najgorsza jest niepewność. Do dzisiaj nie wiemy, co się stało z naszym bratem. Michał był najmłodszy. Człowiek zastanawia się, co by dzisiaj robił, czy miałby dzieci. Nie ma dnia, abyśmy o nim nie myśleli. Zrobimy, co w naszej mocy, aby dotrzeć do prawdy o tym, co się stało z naszym Michałem. 

***

Policja prosi o kontakt wszystkie osoby, które posiadają informacje na temat zaginionego Michała Karasia. Można przyjść osobiście do Komendy Powiatowej Policji w Nisku lub zadzwonić, tel. 47 826 33 10.

Imię Mateusza zostało na jego prośbę zmienione.

Czytaj także: