Zdolności produkcyjne, które objęliśmy po rządach naszych poprzedników de facto nie istniały - zauważył szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, pytany o stan zapasów amunicji w wojsku. Przekonywał, że teraz "musimy to nadrabiać". - Szkoda, że tamten czas został zmarnowany, ale my to na pewno nadrobimy - zapewniał.
Wicepremier i szef resortu obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz został poproszony w środę na konferencji w Jasionce o odniesienie się do słów szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego generała Dariusza Łukowskiego dotyczących m.in. polskich zapasów amunicji.
Łukowski we wtorek w Polsat News na pytanie, czy to prawda, że wojsko ma zapas amunicji na ledwie pięć dni wojny, odpowiedział, że "jest to możliwe w wielu typach amunicji", ale nie można powiedzieć, że "we wszystkich typach środków mamy taką samą sytuację".
Zaznaczył, że zależy, o jakich środkach bojowych, do jakiego sprzętu jest mowa, bo trzeba pamiętać, że w armii jest "dzisiaj jeszcze mix starego typu sprzętu i to dotyczy głównie tego obszaru przestarzałej techniki, do której częstokroć już nie produkujemy środków bojowych, a więc dysponujemy tym, co zgromadziliśmy lata temu w zapasach Sił Zbrojnych".
Zapytany, jak długo możemy się bronić skutecznie przed nadejściem pomocy ze strony sojuszników, generał Łukowski ocenił, że "w zależności od sposobu prowadzenia tej walki, obrona mogłaby być prowadzona przez tydzień lub dwa, przy dzisiejszym poziomie zapasów".
Szef MON o amunicji. "To temat, którym zajmuję się od pierwszego dnia"
Jak zapewniał Kosiniak-Kamysz, zapasy amunicji "to jest temat, którym zajmuje się od pierwszego dnia". - Bo zdolności produkcyjne, które objęliśmy po rządach naszych poprzedników, de facto nie istniały. Szczególnie w obszarze amunicji 155 milimetrów - powiedział minister.
Dlatego - podkreślił - już w początkach jego urzędowania, w grudniu 2023 roku, podpisana została umowa na zakup amunicji artyleryjskiej 155 mm, a w ubiegłym roku uchwalona ustawa o finansowaniu działań zmierzających do zwiększenia zdolności produkcji amunicji.
- Czyli w pierwszych dniach urzędowania zrobiłem wszystko, żeby ta sytuacja się zmieniała. Ona oczywiście wymaga czasu. Wybudowanie fabryki to nie jest jeden dzień - zaznaczył.
"Tamten czas został zmarnowany, ale my to na pewno nadrobimy"
Szef MON stwierdził, że teraz "wielkie wyzwanie stoi szczególnie przed Polską Grupą Zbrojeniową". - My im daliśmy oprzyrządowanie, zabezpieczyliśmy finansowo, zrobiliśmy wszystko ze strony politycznej, teraz Polska Grupa Zbrojeniowa musi się wykazać zdolnością do postawienia fabryk amunicji - przekonywał.
Dodał, że w tym obszarze umożliwił kontakty ze stroną słowacką - w lutym ministrowie obrony obu państw podpisali list intencyjny mający na celu rozwój współpracy wojskowo-technicznej, m.in. w sprawie produkcji amunicji, w tym kalibru 155 mm.
Minister obrony stwierdził, że "tych zdolności nie było w wielu miejscach". - Musimy to nadrabiać. Szkoda, że tamten czas został zmarnowany, ale my to na pewno nadrobimy - zapewniał Kosiniak-Kamysz.
Hołownia: zapasy amunicji, które nie były największe, uzupełniamy na bieżąco
O słowa szefa BBN został też w środę zapytany na konferencji w Białymstoku marszałek Sejmu, lider Polski2050 i kandydat na prezydenta Szymon Hołownia. Powiedział, że na miejscu generała Łukowskiego uważałby "z takimi komentarzami i z takimi uwagami". - Nie wiem, po co to mówi. Po to, żeby straszyć ludzi? - pytał.
Hołownia stwierdził, że obecne władze "odziedziczyły nieprostą sytuację", bo - wskazywał - kontrakty z 2017 roku, które zawierał PiS "to było 23 tysiące sztuk amunicji artyleryjskiej, a to są dwa dni strzelania na froncie w Ukrainie".
- My teraz musimy produkować setki tysięcy sztuk amunicji, głównie tej artyleryjskiej, bo ona jest teraz najbardziej chodliwym towarem rocznie i te zdolności są radykalnie zwiększane. Kupujemy, gdzie możemy - powiedział.
Zaznaczył, że planowanych jest kilka fabryk amunicji oraz wspominał o zakupie technologii i linii produkcyjnej amunicji od Słowaków. Mówił o "restartowaniu" oddziału firmy zbrojeniowej Mesko w Pionkach w związku z potrzebą produkcji prochu.
- My dzisiaj jesteśmy w nieporównanie lepszej sytuacji niż byliśmy 10 lat temu, jeśli chodzi o naszą obronność. Zapasy amunicji, które nie były największe, uzupełniamy na bieżąco przez zakupy i przez produkcję. Musimy robić to jeszcze bardziej i jeszcze mocniej - zaznaczył Hołownia.
Plany dozbrajania
Pod koniec grudnia 2023 roku Agencja Uzbrojenia i Konsorcjum PGZ-Amunicja zawarły umowę wykonawczą na dostawy blisko 300 tysięcy sztuk amunicji artyleryjskiej o kalibrze 155 mm. Wartość kontraktu to ponad 10 miliardów złotych. Dostawy amunicji określono na lata 2024-2029.
W listopadzie 2024 roku uchwalona została ustawa o finansowaniu działań zmierzających do zwiększenia zdolności produkcji amunicji. Daje ona podstawy do przekazania 3 miliardów złotych na inwestycje w zdolności produkcyjne amunicji do Funduszu Inwestycji Kapitałowych: 2 miliardy złotych ze środków resortu obrony narodowej, pozostały miliard ma zostać przekazany w postaci papierów wartościowych RARS. Dzięki tym środkom Fundusz będzie mógł inwestować w zakłady, które złożą odpowiednie wnioski, by mogły zaangażować się w budowę fabryki amunicji.
W lutym szefowie MON Polski i Słowacji podpisali list intencyjny mający na celu rozwój współpracy wojskowo-technicznej. Porozumienie obejmuje cztery obszary, wśród których jest m.in. wspólne działanie w celu podnoszenia zdolności produkcji amunicji, szczególnie kalibru 155 mm.
Temat zapasów amunicji podnosił w ostatnim czasie kandydat Konfederacji na prezydenta Sławomir Mentzen. Twierdził on, że według ekspertów, w wypadku konfliktu zbrojnego Polsce starczyłoby amunicji na trzy-cztery dni walk. Pytany o te słowa wiceszef MON Cezary Tomczyk podkreślił niedawno, że podobne słowa słyszał już w rosyjskiej telewizji, a powielając takie informacje Mentzen "niczym nie różni się od rosyjskich propagandystów". Dopytywany, na ile dni walk Polsce starczyłoby amunicji, Tomczyk zaznaczył, że nie są to informacje, które jakikolwiek minister obrony mógłby ujawnić.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Darek Delmanowicz