Rzecznik Prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie Piotr Skiba poinformował w piątek, że podejrzany Łukasz Ż. usłyszał zarzut i przyznał się do zarzucanego mu czynu. Sąd rejonowy podtrzymał wniosek o 3-miesięcznym areszcie dla podejrzanego.
Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście w Warszawie przeprowadziła w piątek czynności procesowe z podejrzanym Łukaszem Ż.
Łukasz Ż. usłyszał zarzut spowodowania w dniu 15 września 2024 r. przy ul. Armii Ludowej w Warszawie wypadku samochodowego, którego następstwem była śmierć jednego z pasażerów innego pojazdu i zaistnienie u pasażerów i kierującej innego pojazdu ciężkich obrażeń ciała, przy czym kierował samochodem osobowym marki Volkswagen Arteon wbrew zakazowi prowadzenia pojazdów, a następnie zbiegł z miejsca zdarzenia.
- Podejrzany przyznał się do popełnienia przedstawionego mu czynu, odmówił składania wyjaśnień i podania informacji o sposobie zarobkowania, utrzymywania się - dodał Skiba.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia podtrzymał wniosek prokuratury o utrzymanie i przedłużenie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego aresztowania wobec podejrzanego na 3 miesiące.
Łukasz Ż. jechał ponad 200 km/h
Wpłynęły dwie z trzech opinii, dotyczące zabezpieczonych informatycznych danych powypadkowych. Pochodzą z volkswagena oraz forda. W oparciu o te opinie ustalona została prędkość i sposób działania kierowców na przestrzeni pięciu sekund poprzedzających zderzenie obu pojazdów.
- Ford, którym podróżowała pokrzywdzona rodzina, przed zderzeniem poruszał się z prędkością zmienną w terenie, gdzie obowiązuje ograniczenie prędkości do 80 kilometrów na godzinę, od 62 do 59 kilometrów na godzinę, czyli prędkością bardzo bezpieczną - podkreślił Skiba.
- Kierujący volkswagenem Łukasz Ż., poruszał się z prędkością zwiększającą się od 205 do 226 kilometrów na godzinę - doprecyzował Skiba.
Dodał, że z opinii biegłego wynika również, że pomiędzy piątą a pierwszą sekundą przed zdarzeniem pedał gazu został wciśnięty do końca, co - jak mówił Skiba - spowodowało bardzo szybkie przyśpieszenie. Prokurator podkreślił, że biegły nie stwierdził, by następowały jakiekolwiek ślady hamowania.
- W oparciu o uzyskane dowody wiadomo, że Łukasz. Ż. na chwilę przed zdarzeniem, trzymał w ręku telefon komórkowy, którym nagrywał swoją jazdę - informuje rzecznik. W trakcie zatrzymania przez stronę niemiecką, nie ujawniono telefonu przy podejrzanym.
Czy podejrzany był pod wpływem alkoholu?
Prokuratura bada również kwestię tego, czy podejrzany znajdował się pod wpływem alkoholu oraz czy ścigał się z innym pojazdem.
- Nie uzyskaliśmy jeszcze opinii z zakresu toksykologii, rachunku retrospektywnego, w oparciu o który można by było uznać, czy podejrzany Łukasz Ż. i drugi z podejrzanych, kierujący cuprą, w trakcie jazdy znajdowali się pod wpływem alkoholu – zaznaczył Skiba.
Jednak jest monitoring, jednego z warszawskich lokali, na którym widać imprezujących, w tym Łukasza Ż. - Biesiadowanie rozpoczęło się o godzinie 00.15, zakończyło się o godzinie 1 w nocy. W ciągu tych 45 minut Łukasz Ż. wypił osiem kieliszków wódki. Natomiast jego kolega wypił pięć. O godzinie 1.02 wszystkie osoby uczestniczące w tej imprezie, wsiadły do dwóch pojazdów i odjechały w stronę Pragi. Po 15 minutach doszło do wypadku – opisał nagranie Skiba.
W sprawie prokuratura oczekuje jeszcze na kilka opinii biegłych, m. in. z rekonstrukcji wypadków drogowych i badań retrospektywnych na zawartość alkoholu we krwi oraz opinii medycznych pozwalających na kwalifikację prawną obrażeń u poszczególnych pokrzywdzonych w tym zdarzeniu. "Nie wykluczamy, że po ich uzyskaniu treść zarzutów wobec Łukasza Ż. zostanie zmieniona. Aktualnie ogłoszono podejrzanemu zarzut będący podstawą ENA" - podała prokuratura.
Nowe ustalenia
Początkowo Damian J. i Mikołaj N. byli uważani za pasażerów VW Arteon. Ustalenia ostatnich tygodni wskazują, że obaj, celem zmylenia organów ścigania i wprowadzenia ich w błąd co do tożsamości osoby kierującej pojazdem marki VW Arteon, jak i tożsamości osób przebywających w tym pojeździe, przesiedli się z innego auta, a następnie mieli składać fałszywe zeznania.
- Damian J. i Mikołaj N. przybyli na miejsce zdarzenia cuprą, prowadzoną przez Kacpra K. Opuścili ten pojazd, a następnie zachęcali i ułatwiali opuszczenia miejsca zdarzenia osobom znajdującym się w pojeździe VW, tj. Sarze S. oraz Adamowi K. Prawdopodobne, że Łukasz Ż. odjechał razem z nimi. - poinformowała prokuratura.
Podejrzani mieli spotkać się w mieszkaniu Adama K., który udostępnił mieszkanie i telefon Łukaszowi Ż. - Z niego miały być wydzwaniane rozmowy i ustalenia dotyczące dalszej ucieczki - tłumaczy rzecznik.
Zarzuty dla reszty podejrzanych
W sprawie zatrzymano osiem osób o statusie podejrzanego, w tym siedem zostało tymczasowo aresztowanych, a jedna pozostaje pod dozorem policji.
Pozostali na miejscu wypadku Damian J., Maciej O. oraz Mikołaj N., jak i zbiegli z miejsca zdarzenia Adam K. i Kacper K., usłyszeli zarzuty nieudzielenia pomocy oraz utrudniania śledztwa, pomagając sprawcy przestępstwa. Wobec wszystkich zastosowano środek zapobiegawczy w postaci tymczasowego aresztowania.
Sara S. usłyszała zarzut nieudzielenia pomocy. Biorąc pod uwagę jej brak zaangażowania w utrudnianie postępowania, zastosowano wobec niej dozór policji, nie areszt tymczasowy.
Aleksander G. jako jedyny nie był obecny w miejscu wypadku. Miał on jednak pomóc w przekazaniu samochodu Cupra Kacpra K. Łukaszowi Ż. Usłyszał w związku z tym zarzuty utrudnienia śledztwa pomagając sprawcy przestępstwa.
Ekstradycja do Polski
Łukasz Ż. wrócił do Polski na podstawie zgody niemieckiego sądu w ramach procedury ENA. Volkswagen, za kierownicą którego siedział Łukasz Ż., najechał na tył forda, który następnie uderzył w bariery energochłonne. Fordem podróżowała czteroosobowa rodzina. W zderzeniu zginął 37-letni mężczyzna, do szpitala trafiły jego 37-letnia żona oraz dzieci w wieku czterech i ośmiu lat. Ranna została także pasażerka volkswagena.
Wielokrotnie karany
Łukasz Ż. był wielokrotnie karany: za jazdę pod wpływem alkoholu, za jazdę bez uprawnień, za oszustwa i posiadanie narkotyków. Pięciokrotnie sądy zakazywały mu prowadzenia pojazdów. Najczęściej skazywany był na prace społeczne. Raz za złamanie sądowego zakazu trafił do więzienia, odsiedział 11 miesięcy.
Ostatni wyrok dla Łukasza Ż., również dotyczący złamania zakazu, zapadł niespełna dwa miesiące przed wypadkiem, w Sądzie Rejonowym dla Warszawy Pragi-Północ. Wówczas sąd orzekł, że mężczyzna musi wrócić do więzienia - na półtora roku. Decyzja nie zdążyła się jednak uprawomocnić.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP