Wybory samorządowe powinny się odbyć jesienią 2023 roku. Również jesienią przyszłego roku przypada termin wyborów parlamentarnych. Jednak, zgodnie z zapowiedziami przedstawicieli PiS, wybory samorządowe mogą zostać przesunięte na 2024 rok. Opozycja mówi o "manipulacji", która ma pomóc rządzącym, a eksperci o "psuciu demokracji".
Zgodnie z art. 98. Konstytucji "wybory do Sejmu i Senatu zarządza Prezydent Rzeczypospolitej, wyznaczając [je] na dzień wolny od pracy, przypadający w ciągu 30 dni przed upływem 4 lat od rozpoczęcia kadencji Sejmu i Senatu". Termin wyborów samorządowych reguluje z kolei Kodeks wyborczy, który mówi, że "datę wyborów wyznacza się na dzień wolny od pracy przypadający nie wcześniej niż na 30 dni i nie później niż na 7 dni przed upływem kadencji rad". Kadencja ta natomiast zgodnie z art. 16. Ustawy o samorządzie gminnym trwa 5 lat, licząc od dnia wyborów. Wynika stąd, że najbliższe wybory samorządowe powinny się odbyć we wrześniu bądź październiku 2023 r., natomiast wybory parlamentarne - w październiku bądź listopadzie, czyli zaledwie miesiąc-półtora później.
Tymczasem rząd uważa, że to zbyt mały odstęp, by Państwowa Komisja Wyborcza była w stanie ze wszystkim sobie poradzić. Jak stwierdził rzecznik prasowy rządu Piotr Mueller, pojawia się też ryzyko dodatkowych komplikacji: - Jeśli w tym samym czasie jest prowadzona kampania wyborcza i ktoś kandyduje do dwóch miejsc [tj. w samorządzie i w parlamencie jednocześnie - przyp. red.], posługuje się dwoma różnymi limitami wyborczymi - powiedział dziennikarzom. Dodał również, że przesunięcie terminu wyborów powinno być na rękę samorządowcom, bo kolejne budżety będą już konstruować nowo wybrane władze.
Wybory samorządowe dopiero wiosną 2024?
- Jesteśmy zdecydowani zaproponować ustawę, która przesunie termin wyborów samorządowych o pół roku - zapowiedział na antenie Radia Kraków wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki z klubu parlamentarnego PiS. Nowych samorządowców mielibyśmy więc wybrać dopiero wiosną 2024 r. Albo nawet jeszcze później, bo wtedy z kolei czekają nas wybory do europarlamentu, a w zmianie terminu miałoby przecież chodzić o to, by nie doszło do "kumulacji" mogącej sprawić trudność PKW.
Trudność widzą przede wszystkim posłowie PiS. Były szef Państwowej Komisji Wyborczej Wojciech Hermeliński uważa, że przeprowadzenie na jesieni przyszłego roku wyborów zarówno samorządowych, jak i parlamentarnych nie stanowi problemu. - Półtoramiesięczna przerwa wystarczyłaby, żeby wybory przeprowadzić zgodnie z konstytucją - stwierdził na antenie wtorkowych "Faktów" TVN.
Przełożenie wyborów samorządowych z 2023 r. byłoby niedemokratyczne?
Ale czy rząd będzie konsultował się z PKW w tej sprawie? Wcześniej nie przejmował się ostrzeżeniami Komisji dotyczącymi wyborów kopertowych w czasie pandemii, co przypominają teraz samorządowcy. Sami świetnie zdają sobie sprawę z logistycznych wyzwań, jakie stawia przeprowadzenie dwóch rodzajów wyborów w niewielkim odstępie czasu. - Wybory są organizowane przede wszystkim przez samorządy. My wiemy, jaki jest w tym zakresie trud - mówi w TVN prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Jego wrocławski odpowiednik Jacek Sutryk podkreśla jednak: - Tych konstytucyjnych terminów należy po prostu dochowywać.
Tego samego zdania jest też lider największej partii opozycyjnej Donald Tusk. - Prawdziwa demokracja polega na tym, że wiadomo, kiedy są wybory. Jeśli pozwolimy na to, że [...] rząd i partia rządząca będzie manipulować terminami wyborów, to strach pomyśleć, co może być następnym krokiem - ostrzega. - To jest oczywiście bardzo zła decyzja, jeszcze jeden przykład psucia państwa prawa i polskiej demokracji - wtóruje Tuskowi prof. Antoni Dudek, politolog z Uniwersytetu im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego, komentując pomysł przesunięcia daty wyborów.
Dlaczego PiS chce przesunąć wybory samorządowe?
Według opozycji władza ma jednak również inne powody, by ten pomysł za wszelką cenę wdrożyć w życie. - Posłowie PiS, jak tu się z nimi o tym rozmawia, biorą pod uwagę, że mogą przegrać wybory parlamentarne, i namawiają Kaczyńskiego, żeby tak zmienił ordynację i tak [...] przesunął wybory, żeby oni, jak nie dostaną się do Sejmu, kandydowali w wyborach samorządowych - mówi Dariusz Joński z Koalicji Obywatelskiej.
- Boją się, że przegrają wybory samorządowe - zwraca z kolei uwagę Tomasz Trela z Nowej Lewicy. - A jak przegrają wybory samorządowe, to na tej fali będą też mieli trudniej w wyborach parlamentarnych - przewiduje. Podobnie ocenia sytuację prof. Ewa Marciniak, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego: - Jeśli opozycja wygra wybory samorządowe, to potem ludzie mogą tymi tropami myślowymi i preferencjami iść dalej - mówiła na antenie TVN24. A opozycja ma spore szanse wygrać, bo w dużych miastach ma przewagę, za nimi natomiast pójść może reszta kraju.
Przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy nie chcą jednak przyznać, że mają interes w przesunięciu wyborów. Jak powiedział minister sportu i turystyki Kamil Bortniczuk: - Myślę, że Prawo i Sprawiedliwość nie boi się niczego.
Źródło: TVN24