Jedni straszą hordami migrantów; drudzy twierdzą, że Polska jest wyłączona z lokowania migrantów. Jedni alarmują, że pakt migracyjny już działa; drudzy uspokajają, że nie wejdzie w życie. Wyborca może odnieść wrażenie, że Unia Europejska właśnie decyduje w sprawie paktu migracyjnego - nic bardziej mylnego. To kampanijna gra. Ekspert tłumaczy, dlaczego się opłaca.
W mediach społecznościowych krąży takie nagranie z kampanijnego szlaku Magdaleny Biejat: do kandydatki Lewicy podchodzi młody mężczyzna i opowiada, że dwa lata temu, jak chodził po siedleckich ulicach, nie widział migrantów, "nie było Ukraińców, nie było osób czarnoskórych, nie było osób z Bliskiego Wschodu". "A teraz ja to po prostu widzę, że oni są, faktycznie. Mijam ich na ulicach codziennie" - stwierdza.
Biejat słucha spokojnie i przytakuje: "No tak, są". Mężczyzna kontynuuje: "I to jest właśnie, to jest realizacja paktu migracyjnego. Ja wiem, że PiS wydał 375 tysięcy....". Tu mu jednak Biejat przerywa: "Ale pakt migracyjny jeszcze nie wszedł w życie. On nie działa".
"Ale przyjmujemy imigrantów" - upiera się mężczyzna. Polityczka tłumaczy, że owszem, migranci przyjeżdżają, szukają u nas pracy, bo w Polsce jest coraz lepiej. "To jest naturalne. Niezależnie od tego, czy jest jakiś pakt migracyjny, czy nie. Bo on jeszcze nie działa, nikt nie przysyła nam w ramach żadnych kwot migrantów i mam nadzieję, że to się nigdy nie będzie działo" - przekonuje Biejat.
Mężczyzna sugeruje, że może należałoby na forum Unii Europejskiej zgłosić weto wobec paktu migracyjnego. Biejat tłumaczy, że PiS tego zrobił, że jest za późno, a przyjęcie ustaw wdrażających pakt migracyjny będzie naszym narzędziem wpływu na to, jak ów pakt dostosować do polskich potrzeb.
Idą jakiś czas obok siebie, ona mu spokojnie tłumaczy, on słucha. Rzadki widok.
Teza, którą młody wyborca ma w głowie - że trwa "realizacja paktu migracyjnego", bo on widzi na ulicach cudzoziemców - już rzadkością jednak nie jest. Można powiedzieć, że pakt ten stał się zakładnikiem obu stron sporu w trwającej kampanii prezydenckiej. Wygodną w użyciu piłką, którą można wrzucić do ogródka politycznego rywala. Rozegrać nią temat, który rozbudza emocje zarówno zwolenników obecnej władzy, jak też opozycji. A w każdym razie nie pozostawia wyborcy obojętnym. Straszy się nim, przerzuca niczym gorącym kartoflem, w końcu atakuje.
Przede wszystkim jednak manipuluje. Wyborca nieobeznany z tematyką nie wie bowiem, że od wielu miesięcy nic się w Unii Europejskiej w kwestii paktu migracyjnego nie zmieniło. To polscy politycy sprytnie łączą kolejne wydarzenia z rzekomym "działaniem paktu" bądź wyrzekają się nagle tego, co już uchwalono. Idzie im tym łatwiej, im częściej Polacy słyszą na ulicy obcy język.
Uporządkujmy więc, co w trwającej kampanii prezydenckiej jest prawdą na temat paktu migracyjnego, a co nią nie jest.
Manipulacja 1: PiS "zatrzymał", Tusk "podpisał" - a w sprawie relokacji nic się nie zmieniło
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że temat paktu migracyjnego zjednoczył w tej kampanii wszystkie strony sceny politycznej - czyli że główni kandydaci na prezydenta prezentują to samo stanowisko. Tylko w kwietniu 2025 roku hasło: "Nie dla paktu migracyjnego" pojawiło się na profilach społecznościowych zarówno Rafała Trzaskowskiego, jak też Konfederacji czy polityków PiS relacjonujących kampanię Karola Nawrockiego, kandydata tej partii.
Ta zgodność stanowisk jest jednak myląca, co uwypuklił 27 kwietnia 2025 roku na konwencji wyborczej Karola Nawrockiego prezes PiS Jarosław Kaczyński. "Kto na lata zatrzymał pakt migracyjny, a kto go natychmiast po dojściu do władzy podpisał? Myśmy zatrzymywali - tu siedzi premier Morawiecki, który zatrzymywał. A oni, powtarzam, tylko doszli do władzy, to przyjęli" - przekonywał.
"My" - to PiS i Suwerenna Polska, którzy rządzili w latach 2015-2023. "Oni" - to obecny rząd Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i Polskiego Stronnictwa Ludowego. Zdaniem prezesa PiS rząd Zjednoczonej Prawicy "zatrzymał" pakt migracyjny, a rząd Tuska go "przyjął". Żadna z tych tez nie jest prawdziwa.
Pakt migracyjny - czyli unijny Pakt o Migracji i Azylu - to zestaw dziesięciu rozporządzeń i dyrektyw zaproponowanych przez Komisję Europejską we wrześniu 2020 roku. Oznacza nowe podejście do polityki migracyjnej w Unii Europejskiej, ponieważ ma uregulować szeroki zakres spraw. Mimo że w Polsce pakt migracyjny kojarzy się głównie z relokacją migrantów, czyli jednym z tzw. mechanizmów solidarnościowych zapisanych w jednym z rozporządzeń, to jednak pakt dotyczy wielu kwestii: od unowocześnienia unijnej bazy odcisków palców, przez walkę z przemytem migrantów, do wprowadzenia nowych procedur azylowych.
Od przedstawienia propozycji paktu we wrześniu 2020 roku do grudnia 2023 roku wewnątrz Unii Europejskiej trwały długotrwałe negocjacje poszczególnych dokumentów wchodzących w skład paktu. Choć Jarosław Kaczyński twierdzi, że premier Morawiecki "zatrzymywał" pakt, nie jest to prawdą - Rada Europejska, na której szczyty jeździł Morawiecki, nie podejmowała wiążących decyzji w tej sprawie. Decydujący głos miała Rada Unii Europejskiej składająca się z ministrów krajów członkowskich (najczęściej w składzie ministrów odpowiedzialnych za sprawy wewnętrzne). Najpierw 8 czerwca 2023 roku porozumiała się ona w sprawie rozporządzenia o zarządzaniu azylem i migracją (w Polsce utożsamiane jest z całym paktem, bo wprowadza mechanizmy solidarnościowe, czyli relokację, pomoc finansową lub operacyjną). Polskę na tym posiedzeniu reprezentował Bartosz Grodecki - wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Morawieckiego. Wraz z reprezentantem Węgier zagłosował on przeciwko dalszym pracom nad paktem, ale został przegłosowany przez 21 innych krajów - nie "zatrzymał" więc paktu.
To głosowanie dało hiszpańskiej prezydencji w Radzie UE mandat do dalszych negocjacji szczegółów paktu z Parlamentem Europejskim. Porozumienie między tymi instytucjami osiągnięto 20 grudnia 2023 roku. Mimo że w Polsce władzę sprawował już gabinet Donalda Tuska, to - wbrew słowom Kaczyńskiego - nie miał on wpływu na tę decyzję, ponieważ podjęli ją negocjatorzy Rady UE i Parlamentu. We wszystkich następnych głosowaniach przedstawiciele polskiego rządu byli przeciwko przyjęciu paktu migracyjnego.
Najpierw 8 lutego 2024 roku porozumienie Rady UE i Parlamentu zaakceptował Komitet Stałych Przedstawicieli (Coreper), czyli ambasadorów krajów członkowskich przy UE. Polski ambasador zagłosował przeciwko, ale ponownie został przegłosowany: z medialnych przekazów wynika, że tak samo zagłosowali jedynie przedstawiciele Słowacji i Węgier. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji wydało komunikat, w którym zapowiedziało, że nowy rząd będzie konsekwentnie sprzeciwiać się przyjmowaniu paktu migracyjnego podczas kluczowych głosowań wiosną 2024 roku.
Pakt musiał bowiem zostać jeszcze ostatecznie zaakceptowany przez Parlament Europejski i Radę UE. PE zatwierdził pakt 10 kwietnia stosunkiem 322 głosów "za" przy 266 głosach "przeciwko" i 31 wstrzymujących się. Zdecydowana większość polskich europosłów zagłosowała przeciwko. Głosowanie w Radzie UE odbyło się 14 maja. Polski rząd reprezentował minister finansów Andrzej Domański - zgodnie z zapowiedzią głosował przeciwko. Ponownie weto Polski, Słowacji i Węgier nie wystarczyło do zablokowania paktu.
Tak więc ministrowie rządu Tuska - podobnie jak ich poprzednicy - konsekwentnie głosowali przeciwko paktowi, ale za każdym razem byli przegłosowywani. Przyjęcie paktu już po zmianie rządu w Polsce wynikało jedynie z unijnego harmonogramu prac; polscy rządzący nie mieli na to wpływu. Na tym zakończył się proces uchwalania paktu i rozpoczął się okres przejściowy, w trakcie którego wszystkie państwa członkowskie mają przygotować się do wdrożenia nowych przepisów. Oficjalne wejście w życie paktu migracyjnego wyznaczono na 1 lipca 2026 roku.
Ale co najważniejsze: od 14 maja 2024 roku w sprawie paktu migracyjnego nie zaszły żadne istotne zmiany. To wówczas przyjęto m.in. przepisy o przyszłych mechanizmach solidarnościowych (w tym relokacji czy pomocy finansowej) - i od tego czasu nie toczy się już nad nimi w UE dyskusja. W pakcie podano daty realizacji kolejnych etapów: na przykład ocena państw, które są pod presją migracyjną - w październiku 2025 roku; wejście w życie paktu - w lipcu 2026. Czyli wbrew temu, co opowiadają politycy w kampanii, wokół paktu od maja ubiegłego roku nie trwają żadne ustalenia.
Manipulacja 2: "wypowiem pakt migracyjny", "Polska nie będzie implementowała paktu"
Główni kandydaci na prezydenta RP prezentują różne podejście do samej idei paktu migracyjnego, z tym że obie strony sporu politycznego wprowadzają w błąd. Kandydat PiS Karol Nawrocki od początku swojej kampanii zapowiada, że wypowie pakt migracyjny. "Mówię jasno: nie wpuścimy tutaj nielegalnych migrantów. Jednostronnie wypowiem pakt migracyjny" - obiecywał już w lutym 2025 roku. To samo głosi Sławomir Mentzen. "Uszczelnię granice, odrzucę pakt migracyjny, nie zgodzę się na masowe migracje" - zapowiadał również w lutym kandydat Konfederacji.
Z kolei obóz rządzący zapewnia, że Polska nie będzie realizować postanowień paktu migracyjnego. A dokładnie: że nie będziemy go implementować. Tak zadeklarował premier Donald Tusk 4 lutego 2025 roku: "Polska nie będzie implementowała żadnego paktu migracyjnego ani żadnego zapisu tego typu projektów, które miałyby doprowadzić do przymusowego przyjmowania przez Polskę migrantów". Kilka dni później na kontach Platformy Obywatelskiej w mediach społecznościowych ogłoszono natomiast: "Polska jest wyłączona z przyjmowania migrantów!".
Podobnie mówił 1 kwietnia kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski, odpowiadając na pytanie dziennikarza. Zapewnił, że "żaden pakt migracyjny nie będzie obowiązywał w Polsce". Wyjaśniał: "Dlatego że myśmy swoje już dawno zrobili. Przyjęliśmy miliony uchodźców z Ukrainy. I teraz, jeżeli Komisja Europejska będzie próbowała wprowadzić jakiekolwiek finansowe obciążenia na Polsce za nieprzyjmowanie innych uchodźców, no to w tym momencie my jasno powiemy, że Unia Europejska w takim razie powinna nam zapłacić za wszystkich Ukraińców, których przyjęliśmy do Polski. W związku z tym mamy tu mega silne karty i na pewno pakt migracyjny nie wejdzie".
Tyle że zarówno zapewnienia o "jednostronnym wypowiedzeniu" paktu migracyjnego, jak i o jego "nieimplementowaniu" są raczej populistycznymi hasłami. Polska nie może wypowiadać aktów prawa unijnego, które zostały przegłosowane przez większość państw - zaakceptowała takie zasady, wstępując do UE. Ewentualne niewykonywanie zapisów paktu wiązałoby się z wysokimi karami finansowymi, które znamy z czasów rządów Zjednoczonej Prawicy. Nie ma też konieczności implementowania zapisów paktu, ponieważ w większości składa się on z rozporządzeń - a te stają się prawem krajowym "z automatu", bez konieczności uchwalania dodatkowych ustaw. Nawet jeśli więc Polska zostałaby zwolniona z obowiązków wynikających z paktu, i tak musi zaimplementować jego przepisy.
Manipulacja 3: "Polskę zaleją hordy migrantów", "Polska zwolniona z paktu"
Co do skutków wejścia paktu migracyjnego w życie, główne obozy polityczne odmiennie je przedstawiają - lecz dziś nie można stwierdzić, że zgodnie z prawdą. Opozycja straszy tysiącami migrantów, którzy mają przybyć do Polski na podstawie unijnych ustaleń. Na przykład poseł PiS Dariusz Matecki mówił 8 stycznia w Sejmie: "Drodzy mieszkańcy naszego kraju, w prezencie od Unii Europejskiej dostaniecie też pakt migracyjny, czyli Polskę zaleją hordy migrantów z Afryki, Azji". Kandydat tej partii Karol Nawrocki w lutym 2025 roku pisał w mediach społecznościowych: "Gangi migrantów terroryzują Polaków, więc Donald Tusk ogłasza kolejne medialne pokazówki. Tymczasem recepta na przywrócenie bezpieczeństwa jest prosta: twarda obrona polskich granic oraz wypowiedzenie paktu migracyjnego".
Jeszcze bardziej migrantami straszą Sławomir Mentzen czy Grzegorz Braun. "Imigracja to dla nas poważne zagrożenie! Widzimy wzrost przestępczości, w tym zamachów bombowych i przestępstw seksualnych na Zachodzie Europy. Polska na razie jest bezpieczna, ale Unia Europejska chce sprowadzić takich imigrantów również do nas" - brzmiał jeden z postów Mentzena, który powtarza to na kolejnych spotkaniach z wyborcami. "Jeśli eurokołchozowy 'pakt migracyjny' nie zostanie jednoznacznie odrzucony, grozi nam nieodwracalna dewastacja naszego życia" - alarmował Grzegorz Braun.
Na tę chwilę nie ma jednak podstaw, by mówić o "hordach" czy "tysiącach migrantów" relokowanych do Polski w ramach paktu migracyjnego. Mówienie o "gangach migrantów" czy "wzroście przestępczości" w kontekście paktu jest zwykłym straszeniem, bo wciąż nie wiadomo, czy Polska będzie musiała pomagać innym krajom, czy sama otrzyma pomoc.
Z drugiej strony teza Rafała Trzaskowskiego, że Polska nie będzie musiała przyjmować migrantów, bo "myśmy swoje już dawno zrobili", bo "przyjęliśmy miliony uchodźców z Ukrainy", jest również tylko przewidywaniem przyszłości. W pakcie, a konkretnie w rozporządzeniu o zarządzaniu azylem i migracją, zapisano trzy mechanizmy solidarnościowe, które mają być pomocą dla państw poddanych presji migracyjnej. Inne państwa członkowskie będą mogły im pomagać przez przyjmowanie migrantów na czas rozpatrzenia wniosków azylowych, pomoc finansową lub pomoc operacyjną, czyli np. wysyłanie na miejsce własnych strażników granicznych.
Strona rządowa twierdzi, że Polska będzie zwolniona z obowiązku świadczenia takiej pomocy, ponieważ nasz kraj już jest poddany presji migracyjnej z powodu uchodźców z Ukrainy. Zasugerowała to przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w lutym 2025 roku, mówiąc, że "Polska przyjęła największą liczbę uchodźców z Ukrainy (...) i Unia Europejska będzie to brała pod uwagę". Są to jednak wyłącznie publiczne deklaracje - ostateczną decyzję, które kraje znajdują się pod presją migracyjną i potrzebują pomocy, Komisja Europejska podejmie dopiero w październiku 2025 roku. Na tym etapie nic nie jest więc przesądzone.
Manipulacja 4: "pakt już działa....", czyli wszystko da się przykleić do tematu
Jednak chyba najmocniej działającą na wyborców manipulacją związaną z paktem migracyjnym są wszelkie "dowody" polityków prawej strony na to, że pakt migracyjny jest już realizowany i że to na jego podstawie już relokuje się migrantów do Polski. Europoseł Piotr Mueller 9 lutego, kilka dni po deklaracji premiera o nieimplementowaniu zapisów paktu, mówił w telewizji wPolsce24: "[Donald Tusk] w praktyce doprowadził do tego, że Rada Unii Europejskiej to przyjęła i to stało się prawem! To już obowiązuje! To się po prostu już dzieje!".
Mimo że od blisko roku w sprawie paktu migracyjnego nie zaszły żadne zmiany - wciąż nie działa - opozycja łączy go z aktualnymi wydarzeniami. Przykładami są Centra Integracji Cudzoziemców oraz kwestia przekazań lub zawróceń obcokrajowców z Niemiec do Polski.
Centra Integracji Cudzoziemców (CIC) to projekt stworzenia miejsc skierowanych do migrantów legalnie przebywających w Polsce, głównie Ukraińców i Białorusinów, w których będą oni mogli otrzymać pomoc np. w nauce języka polskiego czy znalezieniu pracy. Politycy PiS i Konfederacji fałszywie twierdzą, że otwieranie centrów to realizacja paktu migracyjnego. "Tusk przygotowuje się do wdrożenia paktu migracyjnego. W Polsce powstaną Centra Integracji Cudzoziemców" - napisał już w październiku 2023 roku poseł PiS Marcin Warchoł. On i kolejni politycy prawicy informują teraz, że centra w rzeczywistości mają być ośrodkami dla "nielegalnych imigrantów" relokowanych w ramach paktu, choć to nieprawda.
U Karola Nawrockiego temat centrów integracji pojawił się m.in. podczas wizyty w dotkniętym powodzią Prudniku w województwie opolskim, gdzie w lutym 2025 roku mówił: "Podczas gdy wy, drodzy państwo, czekacie na pomoc państwa polskiego po tej strasznej powodzi, to nasze państwo buduje centra integracji dla imigrantów". Pakt migracyjny z centrami wiąże także Sławomir Mentzen, który na nagraniu z lutego 2025 mówił: "Pakt, na podstawie którego Polska będzie musiała przyjmować nielegalnych imigrantów albo płacić 20 tysięcy euro za każdego nieprzyjętego. I Tusk wprawdzie mówi, że on ich nie będzie przyjmował, ale dlaczego w takim razie za pół miliarda złotych otwiera 49 Centrów Integracji Cudzoziemców? Po co nam te centra, jak ma nie być migrantów?".
Wiązanie tych dwóch tematów pozwala opozycji stwarzać wrażenie, jak to polski rząd aktywnie przygotowuje się do wdrożenia paktu migracyjnego. Tymczasem rząd wciąż nie przesłał do Brukseli planu wdrażania paktu, co miał zrobić do grudnia 2024 roku.
Podobnie jest z kwestią przekazań i zawróceń migrantów z Niemiec do Polski. Od kilku miesięcy politycy opozycji alarmują, że nielegalni migranci są "wpychani" lub "przerzucani" przez naszą zachodnią granicę i jest to relokacja zaplanowana w pakcie migracyjnym. To oczywiście nieprawda - co najmniej z kilku powodów. Po pierwsze, pakt wciąż nie wszedł w życie; po drugie, migranci nielegalnie przybywający do Niemiec z Polski są zgodnie z prawem przekazywani polskiej Straży Granicznej już od wielu lat; po trzecie, większość przypadków określanych jako "wpychanie" lub "przerzucanie" to tak naprawdę zawracanie na granicy polsko-niemieckiej osób bez prawa wjazdu do Niemiec, głównie obywateli Ukrainy.
W ten sposób jednak politycy opozycji wykorzystują procesy funkcjonujące w UE od wielu lat - także za rządów Zjednoczonej Prawicy - do budowania fałszywego wrażenia u opinii publicznej, że pakt migracyjny właściwie już obowiązuje.
"Prosty temat, bo na razie można wiele o tym mówić, a niewiele da się zrobić"
Dlaczego właśnie pakt migracyjny stał się takim "politycznym złotem" w tej kampanii wyborczej, choć w zapisach od roku nic się nie zmieniło? Doktor Mateusz Zaremba, politolog i socjolog z Uniwersytetu SWPS, w rozmowie z Konkret24 tłumaczy, że stoją za tym co najmniej dwa powody.
- Z jednej strony jest narracja o tym, że pakt zagraża bezpieczeństwu, a bezpieczeństwo jest jedną z podstawowych potrzeb w piramidzie Maslowa. Więc ten temat uderza w strunę, która dobrze rezonuje u wyborców. Każde wybory potrzebują kwestii, wokół której definiuje się kampania wyborcza. Kiedyś to był wymiar ekonomiczny, była kwestia 500 plus, a teraz z racji tego, że jest wojna na granicy, jest to kwestia bezpieczeństwa. A pakt migracyjny to jeden z elementów bezpieczeństwa - wyjaśnia politolog.
- Po drugie, w roku wyborczym 2015 udowodniono, że obecność obcości kulturowej, społecznej i ekonomicznej budzi pewne obawy i wówczas to przyniosło polityczny efekt. Oczywiście dzisiaj stosunek do tego jest zupełnie inny, bo w międzyczasie mieliśmy kryzys migracyjny, wojnę i sytuację na granicy, co wpłynęło na opinię Polaków, jednak jest to zjawisko dynamiczne, bo sytuacja geopolityczna się zmienia, więc stosunek do tego, jak się zachowywać wobec migrantów, też się zmienia. Ponadto poglądy polityczne polityków na ten temat też są dynamiczne, ale to jest inna sprawa - dodaje dr Zaremba.
Ekspert zauważa ponadto, że w przypadku paktu migracyjnego znaczenie ma jego powiązanie z Unią Europejską. - Z tego powodu można pokazywać, że "to nie jest nasze". To jest kwestia stosunku Polski do Unii Europejskiej. Wszystko jest więc osadzone w polityce międzynarodowej tak naprawdę, w podejściu do polityki międzynarodowej i roli Polski. Jedna strona mówi, że ten pakt to realizacja części wspólnotowej, a druga mówi, że to jest narzucone i wprowadza zagrożenie - tłumaczy Zaremba.
Na pytanie, dlaczego politycy obu stron operują jednak różnego rodzaju nieprawdami na temat paktu, odpowiada: - Ten temat będzie dalej rozgrywany przez obie strony, bo politycy szukają tematów, w których można się dobrze i dość łatwo podzielić. Zazwyczaj istotne tematy wymagają złożonych działań, a akurat sprawa paktu migracyjnego nie wymaga wielu działań od polityków. W tym sensie to jest prosty temat, bo na razie można wiele o tym mówić, a niewiele da się zrobić.
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock