W pierwszych dniach maja dowiemy się co z wyborami. Dowiemy się, jakie poprawki zgłosił Senat, a potem, czy Sejm zdoła je odrzucić – mówił w "Debacie Faktów. Koronawirus" były marszałek Sejmu i minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn. Odnosząc się do terminu wyborów prezydenckich dodał, że jego zdaniem "wyborów 10 maja nie będzie".
W związku z panującą pandemią COVID-19 i rosnącym ryzykiem epidemiologicznym, ze strony niektórych partii opozycyjnych słychać żądania przeniesienia na inny termin wyborów prezydenckich planowanych na 10 maja. Swój sprzeciw wobec tej daty wyraził także były wicepremier i lider wchodzącego w skład koalicji rządowej Porozumienia Jarosław Gowin, który w związku z tym na początku kwietnia podał się do dymisji.
Minister zdrowia Łukasz Szumowski w piątek powiedział, że "bezpieczne wybory w tradycyjnej formie będą możliwe najwcześniej za dwa lata, ale jeśli partie polityczne się z tym nie zgodzą, to jedyną bezpieczną formą są wybory korespondencyjne".
"Bojkot nie podważy legitymizacji aktu wyborczego"
Do sprawy w "Debacie Faktów. Koronawirus" odniósł się były marszałek Sejmu i minister spraw wewnętrznych Ludwik Dorn. Jak mówił, o tym, co z wyborami, dowiemy się na początku maja. - Najpierw dowiemy się, jakie poprawki zgłosił Senat, a potem, czy Sejm zdoła je odrzucić czy nie. Natomiast, niezależnie od tego, sądzę, że wyborów 10 maja nie będzie. Jeżeli będą to 17 bądź 23 lub 24 maja - dodał.
Zdaniem byłego marszałka Sejmu "żadnej przestrzeni do rozmów, do porozumienia się obozu władzy z opozycją, nie ma". - Wszystko okaże się podczas głosowania. Następnie przed opozycją stanie zadanie udzielenia spójnej odpowiedzi czy bojkotować [wybory-przyp.red] czy nie - powiedział.
Jak dodał, może się to okazać trudne, ponieważ "już PSL i Lewica powiedziały, że nie będą wzywać do bojkotu".
- Bojkot nie podważy legitymizacji aktu wyborczego. Będzie 30 procent i pan [prezydent Andrzej-przyp.red.] Duda zostanie prezydentem samozwańcem i obóz władzy będzie mógł się na to powoływać, bo: trzeba było iść do wyborów i głosować na innych kandydatów - powiedział.
"Po co to upieranie się przy głosowaniu korespondencyjnym?"
Jak powiedział Ludwik Dorn, "wszystkie te zmiany, całe to głosowanie korespondencyjne w moim głębokim przekonaniu ma pewne drugie dno". - Ma zapewnić panu [Jarosławowi - przyp. red.] Kaczyńskiemu, Prawu i Sprawiedliwości możliwość sfałszowania wyborów, gdyby nie wszystko poszło po myśli obozu władzy - powiedział Ludwik Dorn.
- Po co to upieranie się przy głosowaniu korespondencyjnym? Po co całkowite wyłącznie Państwowej Komisji Wyborczej z procesu wyborczego? Po co podporządkowanie całego procesu wyborczego ministrowi [Jackowi-przyp.red.] Sasinowi? - pytał.
Jak dodał "szalenie trudno w tej rzeczywiści ustrojowej stworzonej przez PiS podważyć sfałszowane wybory".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24