Tak naprawdę liczy się kandydat Platformy Obywatelskiej i PSL, pod warunkiem że będzie to Władysław Kosiniak-Kamysz - stwierdził w "Faktach po Faktach" w TVN24 były marszałek Sejmu Ludwik Dorn, mówiąc o tym, kto jego zdaniem może reprezentować opozycję w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. - Nie będzie żadnego kandydata wszystkich partii opozycyjnych, to należy między bajki włożyć - przekonywał.
W wyniku wyborów do Sejmu Prawo i Sprawiedliwość zdobyło 235 mandatów (43,59 procent głosów); Koalicja Obywatelska - 134 mandaty (27,40 procent głosów); SLD - 49 mandatów (12,56 procent głosów); PSL - 30 mandatów (8,55 procent głosów), a Konfederacja - 11 (6,81 procent głosów).
W wyborach do Senatu to opozycja zdobyła większość, ale niewielką - 51 mandatów w stuosobowej Izbie.
Dorn: stosunkowo największy sukces odniosło Polskie Stronnictwo Ludowe
Powyborczy układ sił skomentował w "Faktach po Faktach" w TVN24 w środę były marszałek Sejmu Ludwik Dorn.
- Moim zdaniem stosunkowo największy sukces, bez specjalnych cieniów, odniosło Polskie Stronnictwo Ludowe, które nie tylko na trwale uciekło spod gilotyny, którą jest próg wyborczy (...), ale zasadniczo zmieniła się struktura poparcia wyborczego [tej partii - przyp. red.] - ocenił Dorn. Wskazał, że PSL-owi udało się zdobyć mandaty poselskie w kilku dużych miastach, a na przykład Władysław Teofil Bartoszewski został posłem, startując w Warszawie.
Były marszałek Sejmu ocenił, że na sukces PSL miały wpływ dwa czynniki. Jako pierwszy wskazał "strategię przebudowy partii i jej zaplecza społecznego, politycznego, wyborczego od partii rolniczo-wiejskiej do partii, która 'łapie wszystkich' i uzyskanie w niedzielnych wyborach 'mocnych przyczółków w miastach'".
Ocenił, że do wyniku wyborczego Polskiego Stronnictwa Ludowego przyczyniło się także "przedstawianie się jako partii umiarkowanie konserwatywnej, która wyklucza porozumienie z PiS-em, ale nie wyklucza rozmowy".
"Nie będzie żadnego kandydata wszystkich partii opozycyjnych"
Dorn odniósł się także do przyszłorocznych wyborów prezydenckich i do ewentualnego wystawienia przez opozycję wspólnego kandydata. - Nie będzie żadnego kandydata wszystkich partii opozycyjnych, to należy między bajki włożyć - przekonywał.
- PiS wygrał (...), ale w pewnym sensie przegrał i to nie Senat. Nie licząc Konfederacji, opozycja demokratyczna uzyskała 880 tysięcy [głosów - przyp. red.] więcej niż PiS. To jest wynik plebiscytarny. To nie był plebiscyt, tu działa metoda d'Hondta, czyli przeliczania głosów na mandaty i tutaj PiS otrzymał swoją premię za to, że jest jednym i największym podmiotem. Ale za nieco ponad pół roku mamy plebiscyt - wybory prezydenckie - wskazał były marszałek Sejmu.
Ocenił również, że "gdyby opozycja wystawiła jednego kandydata, to Andrzej Duda ma 95 [procent szans - red.], że wygra w pierwszej turze". - Jak antyklerykał i zwolennik małżeństw homoseksualnych z lewicy ma głosować w pierwszej turze na Kosiniaka-Kamysza? Zostanie w domu - wskazywał gość "Faktów po Faktach".
Mówił, że "tak naprawdę liczy się kandydat Platformy Obywatelskiej i PSL-u, pod warunkiem że będzie to pan prezes [lider PSL, Władysław - przyp. red.] Kosiniak-Kamysz".
Dorn: nie sądzę, aby w wyborach prezydenckich w grę wchodził Donald Tusk
Dorn powiedział, że nie sądzi, aby w wyborach prezydenckich mógł wystartować obecny przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. Jak wskazywał, w przypadku gdyby Tusk kandydował, "to cała kampania będzie oparta o argumentację PiS-u, że 'wina Tuska'".
- A jak ktoś był premierem siedem lat, to jednak zawsze ktoś czegoś nie dopatrzył, coś zawalił, bo inaczej się nie da - dodał były marszałek Sejmu.
Dorn ocenił, że w zestawieniu z Tuskiem "zarówno pani marszałek [Małgorzata - przyp. red.] Kidawa-Błońska, jak i pan prezes Kosiniak-Kamysz nie są tak bardzo obciążeni tymi miękkimi, bolącymi miejscami, które biorą się z rządzenia, kiedy jest się premierem".
Ocenił, że Platforma Obywatelska "ma potężny problem, nie tylko z kandydatem na prezydenta, ale także z przywództwem", a "żeby przygotować kampanię, musi być rozstrzygnięta kwestia przywództwa".
Dorn: Kaczyński, Gowin i Ziobro nauczyli się, że nie należy przekraczać pewnej cienkiej czerwonej linii
Gość "Faktów po Faktach" odniósł się także do faktu, że koalicjanci Prawa i Sprawiedliwości - Solidarna Polska i Porozumienie - podwoili swój stan posiadania w Sejmie. W poprzedniej kadencji Solidarna Polska i Porozumienie miały w Sejmie odpowiednio 8 i 12 przedstawicieli. Teraz ugrupowanie Ziobry wprowadzi do Sejmu 17 posłów, a partia Gowina - 18. Jak twierdzą komentatorzy, w ślad za wzmocnieniem tych frakcji pójdzie zapewne wzrost pozycji Gowina i Ziobry w strukturach władzy.
- Zarówno Jarosław Kaczyński, jaki i Jarosław Gowin, jak i Zbigniew Ziobro to są panowie po pewnych politycznych przejściach i nauczyli się, że nie należy przekraczać pewnej cienkiej czerwonej linii - skomentował Dorn.
- Kiedyś Jarosław Kaczyński przekroczył cienką czerwoną linię wobec Zbigniewa Ziobry. Tak jego i jego ludzi upokarzał, że ten nie wytrzymał i założył Solidarną Polskę - wskazał. Przypominał również, że Jarosław Gowin z kolei "miał swoje przejścia z Platformą i [Donaldem - red.] Tuskiem".
- Oni mają ambicje i apetyt nienasycone (...), ale zarówno oni, jak i Jarosław Kaczyński, nauczyli się powściągnąć apetyty, jak i kroki odwetowe, na zasadzie: jesteśmy rozsądnymi, jedziemy na tym samym wózku - stwierdził b. marszałek Sejmu.
Autor: mjz//now//kwoj / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24