We wtorek w Częstochowie odbył się pogrzeb Krzysztofa Tyfla. Polak zginął na początku grudnia, walcząc jako ochotnik po stronie ukraińskiej w wojnie z Rosją. - Jeśli miałbym Krzyśka opisać jednym słowem, to byłoby to słowo "rycerz". Bo on żył takim kodeksem rycerskim - wspominał zastępca komendanta głównego Związku Strzeleckiego Adam Dłużniak. - To było dla niego sensem i za te ideały oddał życie - dodał.
Ceremonia pogrzebowa rozpoczęła się we wtorek wczesnym popołudniem w kaplicy Cmentarza Komunalnego przy ulicy Radomskiej w Częstochowie. Po nabożeństwie urna z prochami 33-latka została złożona do grobu. Uroczystość odbyła się z asystą wojskową, z udziałem przedstawicieli lokalnych władz i pocztów sztandarowych - między innymi Związku Strzeleckiego i Związku Harcerstwa Polskiego z Częstochowy. Krzysztof Tyfel działał w obu tych organizacjach.
Przed wyjazdem na wojnę w Ukrainie Krzysztof Tyfel mówił, że musi tam być, bo ludziom dzieje się krzywda. - Był idealistą, uosobieniem uczciwości, szczerości i honoru, nigdy nie odmawiał pomocy - wspominali go znajomi i przyjaciele.
Walczył w międzynarodowym legionie
Krzysztof Tyfel walczył w Międzynarodowym Legionie Obrony Ukrainy. To jeden z Polaków, którzy zginęli przed kilkoma tygodniami na froncie w Ukrainie. Inny to Janusz Szeremeta, pseudonim Kozak, pochodzący w Podkarpacia. Obu Polaków oraz innego poległego żołnierza Legionu, Amerykanina Claytona Hightowera, pożegnano 9 grudnia w Ukrainie.
Robert Majer poznał przed laty Krzysztofa w hufcu ZHP w Częstochowie. Potem kontakt się urwał. Spotkali się ponownie w marcu tego roku, gdy Tyfel jechał na Ukrainę i Majer też się tam wybierał, by pomagać w centrum humanitarnym. Razem pojechali na granicę.
- Krzysztof, podobnie jak cała nasza harcerska ekipa, bardzo patrzył na drugiego człowieka. Głównie o to chodziło. Nie miał jakichś planów życiowych, rodzinnych, prywatnych i postanowił, że pojedzie tam, by w ten sposób pomóc - wspominał Majer kilka dni po śmierci Tyfla.
"Mówił, że musi tam pojechać, bo ludziom dzieje się krzywda"
Od 2007 do 2010 roku Tyfel działał w Związku Strzeleckim, także później utrzymywał kontakty z członkami tej organizacji. Zastępca komendanta głównego Związku Strzeleckiego Adam Dłużniak, który znał Krzysztofa od kilkunastu lat, mówił, że choć przez pierwsze miesiące wojny zajmował się on szkoleniem Ukraińców, bardzo chciał znaleźć się na pierwszej linii frontu.
- Zgłaszał się do bardzo niebezpiecznych zadań, wielu jego kolegów zginęło. Był szalenie odważny, ale nie był samobójcą, realizował misję walki ze złem. Chciał żyć i wrócić - powiedział zastępca komendanta.
CZYTAJ NA KONKRET24: "Wracają do Polski z Ukrainy w trumnach"? Prokremlowska dezinformacja >>>
- Kiedy w Ukrainie wybuchła wojna, mówił, że musi tam pojechać, bo ludziom dzieje się krzywda. "Czuję, że powinienem tam być" - powiedział, kiedy spytałem go, czy jest pewny tej decyzji. Jak mówił, sam nie ma rodziny i dzięki temu, że tam będzie, któryś z Ukraińców, który ma rodzinę, ma dzieci, będzie mógł zostać w domu, że może go na tej wojnie zastąpić - kontynuował.
- Jeśli miałbym Krzyśka opisać jednym słowem, to byłoby to słowo "rycerz". Bo on żył takim kodeksem rycerskim, zapomnianym, staromodnym dla większości ludzi. Ale to było dla niego sensem i za te ideały oddał życie - opowiadał Dłużniak.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Facebook/Jakub Bociaga