Były premier i były szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz mówił w "Faktach po Faktach", że polityka zagraniczna należy do kompetencji rządu, a prezydent "oczywiście ma prawo interesować się polityką zagraniczną" i może wyrażać publicznie swoje opinie, ale "z założeniem lojalnej współpracy z rządem". - To nie powinno być konfrontacyjne - mówił.
Gościem "Faktów po Faktach" był Włodzimierz Cimoszewicz - były premier, były szef MSZ i były minister sprawiedliwości, a teraz kandydat Lewicy do Parlamentu Europejskiego. Mówił, że to rząd posiada kompetencje w zakresie polityki zagranicznej Polski, a prezydent wypowiada się na tematy polityki zagranicznej bez konsultacji z Radą Ministrów, co jest według niego "naruszeniem zasad" współpracy.
- Konstytucja mówi o zgodnym współdziałaniu prezydenta i rządu, ale w tym przypadku główna kompetencja jest jednoznacznie przypisana Radzie Ministrów. Prezydent oczywiście ma prawo interesować się polityką zagraniczną, sposobem reprezentowania państwa i tak dalej. Ma prawo rozmawiać i z premierem, i z ministrem spraw zagranicznych o tych kwestiach, w trakcie tych rozmów ma prawo wyrażać swoją opinię - mówił Cimoszewicz.
Czytaj też: Sikorski o słowach Dudy. "To nie pomaga Polsce"
- Może nawet to robić publicznie (wyrażać swoją opinię - red.), ale z założeniem lojalnej współpracy z rządem. To nie powinno być konfrontacyjne - twierdzi były premier.
Wśród ważnych kwestii, w których zabierał głos prezydent bez uzgodnienia z rządem, Cimoszewicz wymieniał postulat zwiększenia wydatków na obronę przez członków NATO, zapowiedź Nuclear Sharing i wskazanie swojego kandydata na komisarza Komisji Europejskiej.
- Wszystko to było niekonsultowane z rządem, czyli to jest w moim przekonaniu naruszenie zasady, jaką prezydent powinien przestrzegać - uważa gość "Faktów po Faktach".
Pytany o prawdopodobny spór na linii prezydent - rząd w kwestii wyboru polskiego kandydata na komisarza w Unii Europejskiej powiedział, że "najprawdopodobniej będzie to wyglądało w ten sposób, że prezydent może publicznie mówić, kto jego zdaniem powinien być komisarzem". Doprecyzował, że sam prezydent nie ma kompetencji, aby zgłosić kandydata.
"Przyszedł czas na to, żeby Polska powalczyła o stanowisko wyjątkowo ważne"
- W Brukseli znają polską konstytucję i wiedzą, kto ma prawo w imieniu Polski zgłosić kandydata na komisarza. I prawdopodobnie pojawi się nazwisko proponowane przez rząd - dodał.
Przyznał, że "trudno jest przesądzić", czy będzie to Radosław Sikorski, bo szef MSZ jest "wymieniany w kontekście utworzenia nowego stanowiska komisarza odpowiedzialnego za kwestię obrony", którego pomysłodawczynią jest Ursula von der Leyen.
- Uważam, że nadszedł czas po 20 latach naszej obecności w Unii, w okresie wyraźnego wzrostu pozycji Polski i w związku z wojną w Ukrainie na to, żeby Polska powalczyła o stanowisko wyjątkowo ważne w tych okolicznościach, czyli stanowisko wysokiego przedstawiciela do spraw stosunków zewnętrznych, a więc szefa unijnej dyplomacji. To jest stanowisko, które teraz sprawuje pan Josep Borrell. Moim zdaniem Sikorski by się do tego nadawał - mówił.
- Wyobrażam sobie, że rząd przedstawi, poinformuje Brukselę po prostu, kto jest kandydatem rządu (na komisarza - red.). Rozlegną się zapewne protesty ze strony prezydenta, że nie konsultowano tego z nim, ale rząd nie ma takiego obowiązku, więc prezydent naraża się po prostu na ośmieszenie. Moim zdaniem to nie powinno niczego wstrzymywać, spowalniać. Rząd powinien robić swoje - uważa Cimoszewicz.
Cimoszewicz o wynikach Lewicy w eurowyborach: nie spodziewam się fajerwerków
Włodzimierz Cimoszewicz, eurodeputowany i kandydat Lewicy w czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego był pytany też o spodziewany wynik Lewicy. - Nie spodziewam się jakichś wielkich fajerwerków. Mówię to niby z uśmiechem, ale tak naprawdę ze smutkiem - przyznał.
Powiedział, że ma nadzieję, że Lewica ma szansę na trzy mandaty. - Gdybym nie miał takiej nadziei, to sam bym nie kandydował - dodał.
- Nie sądzę, żeby stał się cud i żeby Lewica raptem dostała 15 czy 20 proc. głosów. Jeżeli rzeczywiście nie osiągnie 5 proc., to będzie to nokautująca klęska Lewicy. Zacznie się marginalizacja - uważa Cimoszewicz.
Tłumaczył, że głosy posłów Lewicy "są niezbędne do stworzenia większości rządowej, więc to oczywiście oznacza, że Lewica będzie funkcjonowała i w Sejmie, i w rządzie". - Mogą się częściej pojawiać takie propozycje czy głosy, jakie już miały miejsce, że być może Lewica ma za dużo do powiedzenia w rządzie, jeżeli ma słabe poparcie - powiedział.
Dodał, że według niego, jeśli Lewica będzie miała zły wynik w wyborach do PE, to liderzy Lewicy - Robert Biedroń i Władysław Czarzasty, "oczywiście powinni podać się do dymisji". - Jeżeli to będzie wynik przyzwoity, to oczywiście nadal mogą funkcjonować - powiedział.
Źródło: TVN24