Rządzący zrobili niewiele, żeby rozwiązać problem z ukraińskim zbożem. O tym, że problem istnieje wiedzieli już w lutym. Wtedy polskie władze po raz pierwszy miały informować Brukselę o wykryciu pestycydów zakazanych w Unii Europejskiej. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Problemy polskich rolników z ukraińskim zbożem zaczęły się wiele miesięcy temu. Efekt jest taki, że dziś z tym polskim nie ma co zrobić. Od lipca ubiegłego roku, kiedy Unia Europejska zniosła cła i kontyngenty na produkty rolno-spożywcze z Ukrainy, aż do 15 kwietnia tego roku rządzący w sprawie kryzysu zrobili bardzo niewiele, żeby nie powiedzieć nic.
- Wiem, że o tym rolnicy mówili. Nie zlekceważyliśmy tego, tylko drabina różnych działań miała swoją eskalację i dzisiaj to są działania najbardziej radykalne - mówi wiceminister finansów Artur Soboń.
Żeby tranzytowe zboże jednak nie zostawało w kraju, można było wprowadzić system kaucyjny lub kontrole GPS. Pomysłów było kilka - wystarczyło chcieć. - Jeżeli płaci się na granicy przy wjeździe do Polski i zwraca się kaucje przy wyjeździe, to albo by ktoś musiał bardzo dużo zapłacić, albo by wytransferował to zboże - mówi analityk finansowy Domu Inwestycyjnego Xelion Piotr Kuczyński.
Obawy o jakość ukraińskiego zboża
Na polskim rynku według rożnych szacunków jest kilka milionów ton zboża ze wschodu. Odpowiedzieć na pytania o jakość zbóż z Ukrainy ma prokuratura w Rzeszowie.
- Prokuratorzy badają kwestie doprowadzenia do niekorzystnego rozporządzenia mieniem wielkiej wartości w kwocie 1,5 miliona złotych polskich producentów pasz oraz artykułów spożywczych oraz zatajenie, że zboże zostało sprowadzone z Ukrainy jako zboże techniczne - wskazuje rzeczniczka Prokuratury Regionalnej w Rzeszowie Hanna Biernat-Łożańska.
Jak przekazało RMF FM, już w lutym polskie władze po raz pierwszy zaczęły informować Brukselę, że w zbożu wykryto zakazane w Unii Europejskiej pestycydy.
- Ta substancja została wycofana między innymi dlatego, że była bardzo szkodliwa dla zapylaczy i w związku z tym Unia Europejska podjęła taką decyzję w obawie o zdrowie nas wszystkich - podkreśla redaktor naczelny "Farmera" Radosław Iwański.
Rolnicy już jesienią alarmowali, że ukraińskie zboże może zawierać środki ochrony roślin, pozostałości pestycydów i inne niebezpieczne dla ludzi związki. Rolnicy informują, że w lutym ówczesny minister Henryk Kowalczyk miał informować o wprowadzeniu dopiero od stycznia wybiórczych kontroli weterynaryjnych.
Pytania o badania jakości zbóż z Ukrainy
Dziennikarze zwrócili się do instytucji, które kontrolują ukraińskie zboże. W przypadku paszowego to Główny Inspektorat Weterynarii, konsumpcyjnego sanepid i Inspekcja Jakości Handlowej.
Główny Inspektorat Ochrony Roślin i Nasiennictwa w przesłanym oświadczeniu zaznacza, że przeprowadził ponad 400 kontroli i nie stwierdził nieprawidłowości, choć zaznacza, że jakość ziarna do zasiewów jest zawsze bardzo wysoka.
- Graniczne stacje sanitarno-epidemiologiczne w Dorohusku, Hrebenne oraz Przemyślu, czyli te, które są odpowiedzialne za kontrole żywności napływającej z Ukrainy, w 2022 roku przeprowadziły 27 tysięcy kontroli, natomiast w tym roku 5419 - mówi rzecznik Głównego Inspektora Sanitarnego Szymon Cienki.
Dane sanepidu dotyczą głównie zboża, ale także innych produktów. W przypadku sześciu transportów wykryto pestycydy. Kontrole dotyczyły tylko zboża deklarowanego w dokumentach jako konsumpcyjne, a tak zwanego technicznego nikt nie badał.
- Musimy sprzedać nadwyżkę, ale którą? Polską czy ukraińską? Po świecie się rozchodzi informacja, że produkcja rolna nie jest na tym poziomie bezpieczeństwa jakościowego, co w Unii Europejskiej - stwierdza Radosław Iwański.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: AYDO8 / Shutterstock.com