Fundacja Lex Nostra musi wyprowadzić się z atrakcyjnego biura w centrum Warszawy, które wynajmowała po preferencyjnych cenach - zdecydowały władze dzielnicy Śródmieście. Z milionowych publicznych dotacji prezes fundacji płacił swojej matce, a w ich zdobywaniu wykorzystywał fakt, że był asystentem ojca premiera, Kornela Morawieckiego.
Zarząd dzielnicy zajął się sprawą wynajmu niemal 130 metrowego biura w ostatnią środę. - W wyniku analizy ustaliliśmy, że w tym lokalu występuje wiele nieuprawnionych do tego podmiotów, co stanowi naruszenie warunków umowy najmu - przekazała nam Karolina Jakobsche z biura rzecznika prasowego ratusza.
Asysta Kornela Morawieckiego
Fundacja Lex Nostra wynajmowała biuro od lat po preferencyjnych stawkach, dalekich od rynkowych. Jak urzędnicy sprawdzili, pod tym samym adresem zarejestrowane są inne działalności gospodarcze. Umowy z nimi podpisywał twórca Fundacji Promocji Mediacji i Edukacji Prawnej Lex Nostra Maciej Lisowski - pełniący funkcję dyrektora.
Jak ujawniliśmy na łamach tvn24.pl i następnie w reportażu "Kwestia zaufania" w "Czarno na białym", fundacja w 2019 roku dostała 4,5-milionowy grant z Funduszu Sprawiedliwości. Podczas aplikowania o te pieniądze dyrektor fundacji Maciej Lisowski powoływał się na relacje z ojcem premiera, którego był asystentem społecznym. W dokumentach pisał, że za te środki będzie udzielał "pomocy prawnej osobom zgłaszającym się do biur poselskich Kornela Morawieckiego", a także o tym, że "w siedzibie Fundacji mieści się warszawskie biuro poselskie posła Kornela Morawieckiego".
W czerwcu 2019 roku poseł Morawiecki skierował do Ministerstwa Sprawiedliwości obszerną interpelację na temat unieważnienia konkursów na dotacje. W niektórych z tych konkursów startowała Lex Nostra, która - jak pisał Morawiecki - jest "szanowaną organizacją pożytku publicznego a jej przedstawiciele są od lat stałymi komentatorami nie tylko we wszystkich polskich mediach, ale również w mediach czeskich, amerykańskich i brytyjskich".
Samozwańczy profesor
Rzeczywiście prezes fundacji Maciej Lisowski wypowiadał się często jako ekspert w dziedzinie prawa, przedstawiany był jako radca prawny. Tyle że jak odkryli dziennikarze tvn24.pl, nie miał wykształcenia prawniczego. Co więcej: nie miał nawet wykształcenia wyższego, choć na licznych imprezach (np. podczas Forum Ekonomicznego w Karpaczu) gromadzących przedstawicieli rządu, spółek Skarbu Państwa występował jako "profesor". Gdy zapytaliśmy samego Lisowskiego o to, jakie ma podstawy do używania tytułu profesora, przesłał nam dyplom mało znanego ukraińskiego stowarzyszenia.
Asystent posła PiS
Po śmierci Kornela Morawieckiego prezes Maciej Lisowski zacieśnił współpracę z posłem PiS Lechem Kołakowskim. Warszawskie biuro poselskie zaczęło działać w pomieszczeniach fundacji, a jej pracownicy wykonywali pracę na rzecz posła.
Kołakowski stał się znany, gdy w 2021 roku odszedł z klubu PiS, by wrócić po kilku miesiącach, ratując tym samym większość w Sejmie. Dziennikarze "Newsweeka" ujawnili, że wraz z powrotem do klubu zrezygnował z sejmowej pensji, ale za to dostał znacznie wyższą gażę doradcy prezesa państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego.
Matka prezesa
Zanim Fundacja Lex Nostra podpisała umowy z resortem sprawiedliwości na kwotę 4,5 miliona, podpisała kilka umów ze spółką Kancelaria Lex Nostra. Prezeską tej firmy była matka prezesa fundacji - Janina Lisowska. Oba podmioty mieszczą się pod tym samym adresem, prezesem obydwu była matka dyrektora Lisowskiego. Niemal połowa ministerialnej dotacji trafiła właśnie do spółki Kancelaria. Spółka także wypłacała pieniądze matce dyrektora Lisowskiego. Wystawiała ona rachunki za "pomoc osobom pokrzywdzonym przestępstwem jako tak zwana osoba pierwszego kontaktu", zarabiając w ten sposób w sumie ponad 78 tysięcy złotych.
Operacja CBA
Ministerialna dotacja - poprzez fundację - trafiała również do Edwarda Sz., biznesmena, który ledwie rok wcześniej był zatrzymywany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Wpadł, gdy powoływał się na liczne znajomości wśród polityków Prawa i Sprawiedliwości, obiecując załatwianie kontraktów np. przy budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego.
Edward Sz. wynajmował swoją podwarszawską posiadłość dla "ofiar przestępstw" oraz więźniów, którzy niedawno opuścili zakłady karne. Kontrola Najwyższej Izby Kontroli podała w wątpliwość, czy ci poszkodowani rzeczywiście przebywali na terenie posiadłości biznesmena.
Robert Zieliński, Grzegorz Łakomski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: facebook.com/FundacjaLexNostra