|

Kasa Nostra. Jak syn zapłacił matce pieniędzmi z Funduszu Sprawiedliwości

Siedziba Fundacji Lex Nostra
Siedziba Fundacji Lex Nostra
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl

1,5 miliona złotych z dotacji z Funduszu Sprawiedliwości dyrektor Fundacji Lex Nostra Maciej Lisowski przekazał Kancelarii Lex Nostra, czyli spółce kierowanej przez jego matkę Janinę Lisowską - wynika z akt kontroli NIK, do których dotarli dziennikarze tvn24.pl.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Fundusz Sprawiedliwości to, jak przypominał trzy tygodnie temu Michał Jędrzejczyk z Najwyższej Izby Kontroli, państwowy fundusz celowy. - Oznacza to, że część środków została wyodrębniona z budżetu państwa, czyli pieniędzy nas wszystkich, i przekazana do dyspozycji ministrowi sprawiedliwości na określone cele - mówił. I dodawał: - Powstaniu funduszu przyświecała idea, aby z pieniędzy pochodzących od sprawców przestępstw pomagać ofiarom, a z pieniędzy pochodzących z pracy osób osadzonych finansować ich późniejszą readaptację, późniejszy powrót do społeczeństwa po odbyciu kary pozbawienia wolności.

To właśnie NIK szczegółowo zbadała, jak wydawane są pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości. Według kontrolerów łączna wartość "środków wydatkowanych niezgodnie z przepisami, niecelowo, niegospodarnie lub nierzetelnie wyniosła ponad 280 milionów złotych". NIK złożyła pięć zawiadomień o popełnieniu przestępstwa.

Reporterzy tvn24.pl i Konkret24 przyjrzeli się jednej z fundacji, która była przedmiotem kontroli NIK. Jako jedyni przejrzeliśmy pełne akta. To 2224 strony, na których kontrolerzy NIK udokumentowali, w jaki sposób Fundacja Lex Nostra wydawała pieniądze pochodzące z Funduszu.

280 milionów złotych wydane "niegospodarnie i niecelowo"
Źródło: "Fakty" TVN

"Pomaganie to moje hobby"

Fundacji Promocji Mediacji i Edukacji Prawnej Lex Nostra przyznano na lata 2019-2021 z Funduszu ponad 4,5 mln zł (choć nie wypłacono pełnej kwoty, do czego jeszcze wrócimy).

Maciej Lisowski, założyciel fundacji, od dekady pojawia się w mediach jako obrońca praw tych, którzy czują się skrzywdzeni przez system prawny. "Pomaganie innym to moje największe hobby" - zapewniał w jednym z wywiadów.

Wypowiada się w mediach i na konferencjach jako ekspert w dziedzinie prawa, przedstawiany był jako radca prawny, publicysta-edukator, twórca fundacji Lex Nostra i jednocześnie przedstawiciel kancelarii o tej samej nazwie. W rzeczywistości jednak to nie kancelaria adwokacka czy radcowska, ale spółka z ograniczoną odpowiedzialnością o nazwie Kancelaria Lex Nostra.

- Wielu z jego znajomych powie, że to prawnik. Wśród nich są dziennikarze, prawnicy oraz mnóstwo polityków i aferzystów. W tym polityków aferzystów - mówi tvn24.pl były współpracownik Lisowskiego.

Podczas tegorocznego Forum Ekonomicznego w Karpaczu, które zgromadziło przedstawicieli elit, rządu i spółek Skarbu Państwa Lisowski występował jako "profesor". W ubiegłym roku podobnie.

Tytułu tego używa także na swoim profilu na Twitterze, ma z tym tytułem pieczątkę, pisma zaś - m.in. do inspektorów Najwyższej Izby Kontroli - podpisuje jako "profesor" albo "profesor nadzwyczajny".

Jak jednak sprawdziliśmy, Maciej Lisowski nie ma wykształcenia prawniczego. Jego nazwiska nie ma w bazie ludzi polskiej nauki, w której znajdują się wszystkie osoby z tytułem doktora lub wyższym.

Zapytaliśmy, na jakiej podstawie używa tego naukowego tytułu. W odpowiedzi przysłał nam kopię dyplomu ukraińskiego stowarzyszenia.

Dyplom Macieja Lisowskiego
Dyplom Macieja Lisowskiego
Źródło: Archiwum prywatne

Asystent posła Kornela Morawieckiego...

W przeciwieństwie do tytułu naukowego nie budzi żadnych wątpliwości, że Lisowski ma związki ze światem polityki.

Do śmierci posła Kornela Morawieckiego był jego bliskim współpracownikiem i asystentem społecznym. Na relacje z ojcem urzędującego premiera powoływał się m.in., gdy aplikował o granty z Funduszu Sprawiedliwości.

Pisał m.in. o "pomocy prawnej świadczonej osobom zgłaszającym się do Biur Poselskich Posła na Sejm Kornela Morawieckiego", a także o tym, że "w siedzibie Fundacji Lex Nostra mieści się warszawskie Biuro Poselskie Posła na Sejm Kornela Morawieckiego" i o "zadaniu realizowanym we współpracy z Posłem na Sejm Kornelem Morawieckim".

W czerwcu 2019 roku poseł Kornel Morawiecki skierował do Ministerstwa Sprawiedliwości obszerną interpelację na temat unieważnienia konkursów na dotacje z Funduszu Sprawiedliwości.

W niektórych z tych konkursów startowała Fundacja Lex Nostra, która - jak pisał Kornel Morawiecki - jest "powszechnie znaną i szanowaną organizacją pożytku publicznego, a jej przedstawiciele są od lat stałymi komentatorami nie tylko we wszystkich polskich mediach, ale również w mediach czeskich, amerykańskich i brytyjskich".

Z sejmowego archiwum wynika, że interpelacja nie doczekała się odpowiedzi ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.

...i posła Lecha Kołakowskiego

Obecnie Lisowski jest asystentem społecznym innego posła - Lecha Kołakowskiego. Choć to polityk, który sprawuje mandat nieprzerwanie już piątą kadencję, to głośno zrobiło się o nim dopiero w ostatnich miesiącach - wskazywany był jako symbol korupcji politycznej.

Kołakowski najpierw odszedł z klubu PiS, by w kilka miesięcy później do niego powrócić, ratując tym samym większość Zjednoczonej Prawicy w Sejmie. Dziennikarze "Newsweeka" ujawnili, że wraz z powrotem do klubu zrezygnował z sejmowej pensji, ale znalazł pracę jako doradca prezesa państwowego Banku Gospodarstwa Krajowego.

Gdy w sierpniu 2020 roku w siedzibie Fundacji Lex Nostra przy ulicy Siennej w Warszawie pojawili się przedstawiciele Najwyższej Izby Kontroli, by skontrolować realizację projektów dofinansowywanych z Funduszu Sprawiedliwości, Lisowski poinformował ich, że jest asystentem Kołakowskiego. Warszawskie biuro posła (jedno z pięciu, pozostałe cztery znajdują się na Podlasiu) mieści się w siedzibie fundacji.

Politycy w radzie fundacji

O relacjach w świecie polityki świadczy również skład Rady Fundacji Lex Nostra. Zgodnie ze statutem pełni ona rolę "stanowiącą, kontrolną i opiniującą", a jej członków powołuje fundator, czyli właśnie Maciej Lisowski.

Z danych KRS wynika, że radę fundacji tworzą obecnie m.in. były poseł PiS z Krakowa Bogusław Bosak (w Sejmie od 2005 do 2007) oraz polityk różnych prawicowych ugrupowań i urzędnik z Podlasia Leszek Lewoc.

W radzie działa również były poseł Tomasz G., który w Sejmie zasiadał przez trzy kadencje (w latach 2005-2015). Najpierw był członkiem PiS, potem przeszedł do Solidarnej Polski. Jego polityczną karierę przerwali prokuratorzy, którzy oskarżyli polityka z Poznania o wyłudzenie 18 kredytów. Proces karny w tej sprawie jak dotąd nie zakończył się prawomocnym wyrokiem.

W 2018 roku Tomasz G. usłyszał kolejne zarzuty od śledczych: wyłudzenia z Kancelarii Sejmu 400 tysięcy złotych oraz płatnej protekcji.

Były poseł Tomasz G.
Były poseł Tomasz G.
Źródło: TVN24

Fundacja i spółka

W styczniu 2019 roku Fundacja Lex Nostra wzięła udział w kilku konkursach na dotacje z Funduszu Sprawiedliwości. Wygrała dwa.

Pierwsza ze zwycięskich ofert dotyczyła realizacji w 2019 roku projektu pomocy osobom pozbawionym wolności, zwalnianym z zakładów karnych i aresztów śledczych oraz osobom im najbliższym. Na ten cel Fundacja otrzymała z Funduszu Sprawiedliwości 171 856 zł. Pieniądze miały służyć do pokrywania kosztów m.in. czasowego zakwaterowania osób, które wyszły zza krat, pomocy przy uzyskaniu dokumentów czy finansowania żywności, odzieży, środków czystości, organizację i finansowanie poradnictwa prawnego i psychologicznego oraz programów podnoszących kompetencje społeczne. Umowa została podpisana 20 marca 2019 roku.

Druga oferta - na lata 2019-2021 - dotyczyła pomocy ofiarom przestępstw, a także osobom im najbliższym. Umowa została podpisana 15 kwietnia 2019 roku. Widnieje na niej kwota 4 368 394 zł.

Pierwszy projekt udało się Maciejowi Lisowskiemu rozliczyć z Ministerstwem Sprawiedliwości w całości. Drugiego już nie. W trakcie trwania projektu rozpoczęła się bowiem kontrola NIK. Jak pisze Izba w swoim komunikacie, czynności kontrolne wdrożone przez Ministerstwo Sprawiedliwości po zawiadomieniu złożonym w grudniu 2020 przez NIK, "skutkowały [...] wypowiedzeniem przez Dysponenta, w kwietniu 2021 r., umowy dotacji zwartej z tym podmiotem [czyli Lex Nostra - red]". Resort po wypowiedzeniu umowy zobowiązał fundację do zwrotu części środków.

W przypadku grantu wartego ponad 4,3 miliona złotych zadanie Fundacji miało polegać na stworzeniu okręgowego oraz lokalnych punktów pomocy osobom pokrzywdzonym. Okręgowy punkt miał znajdować się w Płocku, osiem lokalnych punktów w podpłockich powiatach. Potrzebujące osoby, które padły ofiarą przestępstw, mogły tam liczyć na pomoc prawną i psychologiczną, a także na wsparcie w opłaceniu rachunków, czy też czasowe zakwaterowanie albo jedzenie i środki czystości.

Zanim jednak Fundacja podpisała te dwie umowy z resortem, zdecydowała się podpisać kilka umów z prywatnym podmiotem, na podstawie których będzie realizować projekty z Funduszu Sprawiedliwości. Tym podmiotem jest spółka z ograniczoną odpowiedzialnością o nazwie Kancelaria Lex Nostra.

Prezeską firmy jest matka Lisowskiego, Janina. Dla spółki świadczącej usługi prawne - jak wynika ze strony internetowej - pracuje aktualnie dwoje stołecznych adwokatów.

Kamienica, w której mieszczą się siedziba Fundacji Lex Nostra, siedziba spółki Kancelaria Lex Nostra oraz biuro poselskie Lecha Kołakowskiego
Kamienica, w której mieszczą się siedziba Fundacji Lex Nostra, siedziba spółki Kancelaria Lex Nostra oraz biuro poselskie Lecha Kołakowskiego
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl

Lisowski podpisuje umowy z Lisowską

Według danych znajdujących się w Krajowym Rejestrze Sądowym, Janina Lisowska od 2011 roku jest także prezeską Fundacji Lex Nostra.

Oba podmioty - Fundacja Lex Nostra i Kancelaria Lex Nostra - mieszczą się pod tym samym warszawskim adresem. Podsumowując: Maciej Lisowski, dyrektor Fundacji Lex Nostra (a jednocześnie prokurent w firmie Kancelaria Lex Nostra) podpisał umowy ze swoją matką Janiną Lisowską, prezes Kancelarii Lex Nostra (a jednocześnie prezes fundacji).

Jak wynika z akt kontrolnych NIK, dwie kluczowe umowy - każda dla jednego projektu - o obsługę prawną i psychologiczną zostały zawarte 1 lutego 2019 roku (czyli przed podpisaniem umów z ministerstwem). W treści obu jest informacja, że fundacja dopiero stara się o resortowe dofinansowanie. W umowie podpisanej w związku z ofertą na pomoc pokrzywdzonym stawka prawnika i psychologa jest określona na 160 zł brutto za godzinę pracy. W tej podpisanej w związku z ofertą na pomoc osobom pozbawionym wolności stawki wynoszą (odpowiednio) 3 tys. zł i 5 tys. zł brutto miesięcznie za udzielenie pomocy.

Tego samego dnia fundacja, której prezesem jest Janina Lisowska, podpisała także umowę zlecenie z samą Janiną Lisowską na pracę w lutym i marcu 2019 roku, a więc w okresie, gdy granty z Funduszu Sprawiedliwości nie zostały jeszcze formalnie przyznane.

Jakie zadania dla Janiny Lisowskiej wynikały z umowy? Miała ona udzielać pomocy osobom pokrzywdzonym przestępstwem oraz ich najbliższym, jako tzw. osoba pierwszego kontaktu, czyli przyjmować zgłoszenia, kierować do specjalistów i udzielać podstawowych informacji, dotyczących osób pokrzywdzonych przestępstwem, o procedurach, instytucjach wsparcia itp.

Po czterech miesiącach podpisano podobną umowę zlecenie na pracę od czerwca do grudnia 2019 roku na te same działania. Na obu umowach widać podpisy Lisowskiej i jej syna, a jednocześnie dyrektora w Fundacji. W umowach nie ma określonej stawki Lisowskiej. Wynagrodzenie miało być wypłacane na podstawie przedstawianych przez nią rachunków.

Pierwsza i ostatnia strona umowy podpisanej przez Macieja Lisowskiego i Janinę Lisowską
Pierwsza i ostatnia strona umowy podpisanej przez Macieja Lisowskiego i Janinę Lisowską
Źródło: NIK/tvn24.pl

1,5 miliona złotych

W sierpniu 2020 roku w ramach kontroli Funduszu Sprawiedliwości do drzwi fundacji zapukali kontrolerzy NIK. Jak policzyli, z kwoty dotacji 171 856 zł, jaką otrzymała w 2019 roku Fundacja Lex Nostra na projekt pomocy osobom opuszczającym zakłady karne i areszty oraz ich najbliższym 96 tys. zł - czyli 55,8 proc. środków z dotacji - zapłaciła ona za usługi pomocy prawnej oraz psychologicznej Kancelarii Lex Nostra.

Lisowski wyjaśnił kontrolerom, że spółka miała kadrę, doświadczenie i tanią, w stosunku do rynkowej, ofertę.

Z kolei z wydanej w 2019 i w 2020 roku dotacji z Funduszu Sprawiedliwości na pomoc prawną i psychologiczną ofiarom przestępstw oraz osobom im najbliższym Fundacja Lex Nostra zapłaciła Kancelarii Lex Nostra 1,4 mln zł, czyli 48,3 proc. przyznanej dotacji (ostatecznie nie cała kwota z przyznanej dotacji została przelana na konto fundacji). 

Podczas kontroli fundacja dowodziła, że w ramach realizacji drugiej z umów pomogła m.in. 489 osobom pokrzywdzonym przestępstwem, 17 ich bliskich oraz siedmiu świadkom. Z pomocy prawnej miało skorzystać 486 osób, z psychologicznej - 128.

Kontrolerzy NIK zwrócili uwagę, że już na etapie oferty fundacja wskazała bardzo ogólne i niemierzalne rezultaty planowanego projektu dla byłych osadzonych.

Korzyścią dla beneficjentów projektu miała być "nowa jakość atmosfery np. w domu rodzinnym", wzrost "satysfakcji z możliwości pożytecznego gospodarowania wolnym czasem" czy "samoświadomość i zdolność wglądu we własne stany psychiczne".

Efekty projektu okazały się równie ogólne - fundacja nie dysponowała dokumentacją potwierdzającą faktyczny zakres udzielonego wsparcia. Fundacja Lex Nostra przedstawiła kontrolerom NIK jedynie dokumentację księgową, czyli faktury i rachunki. Nie potwierdzały one, ilu byłych osadzonych, a ile ofiar przestępstw, oraz kto i kiedy korzystał z zakwaterowania, czy jaką konkretnie pomoc otrzymał.

Kto wskazał dworek?

Z niektórymi beneficjentami programów prowadzonych przez Fundację Lex Nostra kontrolerom NIK udało się jednak porozmawiać.

Wśród nich był m.in. Edward Sz. Jak sprawdziliśmy, to znany biznesmen zatrzymany w 2018 roku przez CBA w sprawie dotyczącej obietnic załatwiania rządowych kontraktów przy budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego.

- O możliwości korzystania z pomocy dowiedziałem się osobiście od znajomej, pani Anny Rożek, ówczesnej radnej Warszawy, która miała kontakt z Maciejem Lisowskim z Fundacji - powiedział Sz. podczas przesłuchania w Najwyższej Izbie Kontroli.

Anna Maria Rożek to kolejna osoba zasiadająca w Radzie Fundacji Lex Nostra. W latach 2014-2018 była radną Prawa i Sprawiedliwości w Radzie Warszawy. Jest prawniczką z wykształcenia, przez wiele lat działała w młodzieżówce PiS.

Siedziba fundacji przy ulicy Siennej w Warszawie
Siedziba fundacji przy ulicy Siennej w Warszawie
Źródło: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl

Edward Sz., jako były osadzony, miał za pośrednictwem fundacji m.in. otrzymywać bony na jedzenie, korzystać z pomocy prawnika i psychologa, by "wrócić do społeczeństwa".

Jak wynika z protokołu z przesłuchania mężczyzny w NIK, oświadczył on, że fundacja zapewniła mu - gdy wyszedł z aresztu, czyli w lutym 2019 roku - jako "miejsce zakwaterowania" pałacyk w podwarszawskim Drwalewie. 

Dopytywany przez kontrolera (przesłuchanie miało miejsce w grudniu 2020 roku) przyznał, że nadal mieszka w Drwalewie.

Nadal, czyli już po zakończeniu programu pomocy ze środków Funduszu Sprawiedliwości, każdy były aresztant mógł bowiem korzystać z tej pomocy przez trzy miesiące po wyjściu na wolność.

Na koniec wyznał kontrolerom jeszcze: - Przed aresztowaniem znałem to miejsce i zamieszkiwałem tam. Ja wskazałem fundacji to miejsce do zapewnienia mi zakwaterowania.

Do protokołu oświadczył, że to on podpowiedział Maciejowi Lisowskiemu, iż w zespole pałacowo-parkowym w Drwalewie "mogłoby przebywać od 20 do 50 osób".

"Znajomy celebrytów i gwiazd"

Z dokumentów wynika, że Fundacja Lex Nostra podpisała umowę na korzystanie z zabudowań pałacyku 1 stycznia 2019 roku. Na umowie widnieje podpis formalnej właścicielki dworku, a prywatnie partnerki Edwarda Sz.

Jak to możliwe, skoro było to jeszcze przed podpisaniem umowy o dotację z Funduszu Sprawiedliwości? Co więcej, było to na miesiąc przed tym, jak Edward Sz. wyszedł na wolność.

Gdy zapytaliśmy Macieja Lisowskiego, kto wskazał Drwalew jako miejsce kwaterunku dla byłych aresztantów, zaprzeczył wersji Edwarda Sz. Odpisał nam, że po prostu znał partnerkę Edwarda Sz., a jej oferta była najlepsza i najtańsza.

Na podstawie umowy otrzymywała ona 2,5 tysiąca złotych miesięcznie za każdą osobę, którą zakwaterowała. 

Zgodnie z umową Fundacja Lex Nostra wynajęła od kobiety pomieszczenie o powierzchni 55 metrów kwadratowych. Dopiero po dziesięciu miesiącach umowa została aneksowana i odtąd właścicielka Drwalewa udostępniała powierzchnię 300 metrów kw. Jak zwrócili uwagę kontrolerzy, w pewnym momencie na tych 55 metrach miało być zakwaterowanych 15 osób.

Prawie 10 milionów złotych dla fundacji znikąd
Źródło: "Fakty" TVN

Edward Sz. znał pałacyk dobrze - to tam właśnie został zatrzymany w lipcu 2018 roku przez CBA.

Jako pierwsi poinformowali wtedy o tym dziennikarze RMF: "Znany biznesmen, właściciel pałacyku pod Grójcem, znajomy celebrytów i gwiazd, zatrzymany przez CBA w sprawie dotyczącej obietnic załatwiania rządowych kontraktów przy budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego".

Oficjalnie potwierdził te doniesienia ówczesny rzecznik służby antykorupcyjnej. Jak informował Piotr Kaczorek, według ustaleń CBA Edward Sz. działał w grupie z pięcioma innymi osobami, które poprzez swoje wpływy w ministerstwach, urzędach centralnych i wśród posłów zobowiązały się m.in. do błyskawicznego odrolnienia 50 hektarów gruntów. Za sześć milionów złotych mieli się także zobowiązać do załatwienia intratnych kontraktów przy zapowiadanej budowie CPK.

Cała akcja powoływaczy była odpowiednio opakowana, uprawdopodobniona między innymi spotkaniami w załatwianych sprawach, które odbywały się w instytucjach i biurach parlamentarzystów, ale bez ich udziału.
Piotr Kaczorek, rzecznik CBA, wypowiedź z lipca 2018 roku

Edwardowi Sz. postawiono zarzuty, ale śledztwo, jak dotąd, nie znalazło swojego sądowego finału.

Przestępcy z ofiarami

Z dokumentów kontroli wynika również, że w trakcie trwania programów pomocowych Fundacji Lex Nostra do Drwalewa - w tym samym czasie - trafiały równoległe zarówno ofiary przestępstw, jak i wychodzący z aresztów i więzień sprawcy przestępstw.

To, że przestępcy będą mieszkać wraz z wychodzącymi z traumy osobami, nie przeszkadzało dyrektorowi Lisowskiemu. Pytany o to przez kontrolerów NIK wyjaśnił, że teren samego pałacyku, jak i dawnych zabudowań gospodarczych był wystarczająco duży. Dlatego też, stwierdził, aneksowano umowę wynajmu z początkowych 55 metrów kwadratowych do 300 metrów.

W odpowiedzi na pytania tvn24.pl Lisowski napisał: "Należy wskazać, iż osoby zakwaterowane w ramach obu projektów nie miały wiedzy, kto mieszka w wskazanej lokalizacji, a więc nie mogła wystąpić u osób pokrzywdzonym przestępstwem obawa o spotkanie z osobami opuszczającymi zakłady karne".

NIK napisze później w informacji o wynikach kontroli o zagrożeniu "wtórną wiktymizacją ofiar przestępstw w związku z ich przebywaniem w tej samej nieruchomości, co sprawcy czynów karalnych lub osoby oskarżone o takie czyny". A braki w dokumentacji Fundacji opisze tak:

Jedynymi dokumentami potwierdzającymi udzielenie przez Fundację poszczególnym beneficjentom świadczeń z zakresu zapewnienia zakwaterowania, pomocy prawnej, pomocy psychologicznej oraz pomocy w uzyskaniu dowodu osobistego i innych dokumentów były faktury i rachunki (dokumentacja księgowa). Brak było natomiast dokumentacji źródłowej, potwierdzającej np. przebywanie beneficjentów w określonych terminach w nieruchomości w Drwalewie, wymiar godzinowy udzielonej pomocy prawnej i psychologicznej lub pokwitowania przez wszystkich beneficjentów udzielonej pomocy rzeczowej. Fundacja nie dysponowała również ankietami ewaluacyjnymi, ani sporządzoną przez psychologa dokumentacją potwierdzającą przeprowadzenie szkoleń przewidzianych jako rezultaty i produkty projektu. W konsekwencji, brak było możliwości dokonania weryfikacji racjonalności i efektywności poniesionych przez Fundację wydatków, a tym samym oceny ich kwalifikowalności.
Informacja o wynikach kontroli NIK

Dyrektor fundacji wyjaśniał kontrolerom, że nie gromadził dokumentacji, bo Ministerstwo Sprawiedliwości tego nie wymagało.

Lisowski przedstawia posła

Z akt wynika, że szef fundacji Lex Nostra nie był dla kontrolerów łatwym przeciwnikiem - już samo umówienie się z nim na spotkanie okazało się sporym wyzwaniem.

W trakcie czynności kontrolnych, jak opisują w notatce kontrolerzy NIK, Maciej Lisowski wprowadził do sali konferencyjnej fundacji, w której przedstawiciele NIK czytali dokumenty, posła Lecha Kołakowskiego i przedstawił im go. Kontrolerzy - jak sami relacjonowali - wyrazili zdziwienie odwiedzinami posła, nie dostrzegając "żadnych merytorycznych powodów tej wizyty".

Zapytaliśmy posła Kołakowskiego o Macieja Lisowskiego, m.in. o to, od kiedy się znają. Odpowiedział pytaniami.

- To są sprawy, o których w taki sposób się nie rozmawia. W jakim kontekście pan pyta? Czy to jest kronika towarzyska, czy to są zarzuty?

- Ma pan biuro poselskie w siedzibie fundacji. Z czego to wynika? - dopytaliśmy.

- To jest kontynuacja biura po marszałku Kornelu Morawieckim - wyjaśnił.

- Dlaczego w trakcie kontroli NIK został pan przedstawiony kontrolerom przez Macieja Lisowskiego?

Kołakowski: - Nie pamiętam takiej sytuacji. Nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć.

- To sprawa opisana w dokumentach - zwróciliśmy uwagę.

- Mam prawo być w biurze, iść po herbatę czy do łazienki.

- Nie pytamy o picie herbaty. Kontrolerzy - jak wynika z akt kontroli - czytali dokumenty w sali konferencyjnej, gdy został pan do niej wprowadzony przez Lisowskiego i przedstawiony przedstawicielom NIK.

- Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Mam tyle spraw, spotykam setki ludzi. Nie mogę ani potwierdzić, ani zaprzeczyć - zaznaczył poseł.

Poseł Lech Kołakowski
Poseł Lech Kołakowski
Źródło: "Fakty" TVN

Dokumenty zginęły

Kontrolerzy nie mogli także doprosić się przekazania odpowiedniej dokumentacji.

W piśmie do NIK z 18 września 2020 roku Lisowski w odpowiedzi na żądanie przekazania dokumentacji "w postaci całości teczek osobowych beneficjentów" stwierdził, iż fundacja nie może udostępnić wskazanych dokumentów, ponieważ zawierają one "dane wrażliwe oraz informacje i dokumenty objęte tajemnicą zawodową radców prawnych i adwokatów w tym tajemnicą obrończą".

Po kolejnych mailach Lisowski zagroził kontrolerom, że ich nieustępliwe działanie "może wypełniać znamiona, o których mowa w art. 231 kodeksu karnego [przekroczenie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego - red.], albowiem m.in. sprawozdanie z wykonania umowy zostało zatwierdzone przez Dysponenta Funduszu Sprawiedliwości".

Kontrolerzy jednak nie odpuszczali i zwrócili się z prośbą o przekazanie teczek z dokumentacją dotyczącą konkretnych pokrzywdzonych.

W odpowiedzi na tę prośbę Maciej Lisowski napisał w mailu do NIK o kradzieży 10 wytypowanych do kontroli teczek. Do kradzieży miało dojść 25 stycznia 2020 roku w punkcie pomocy pokrzywdzonym w Płocku.

Z postanowienia prokuratury o umorzeniu dochodzenia w tej sprawie, o jakie zwrócił się kontroler, wynika, że o włamaniu zawiadomił sam Lisowski.

Według prokuratury na zapisie monitoringu widać, że do lokalu fundacji weszła zamaskowana osoba, która spędziła w nim 3 minuty. W opinii biegłego zamek nie nosił śladów włamania, a firma ochroniarska poinformowała, że alarm tego dnia nie został uzbrojony. Według szefa fundacji zginęły tylko teczki z dokumentami, bo komputery były schowane w sejfie.

Pismo Macieja Lisowskiego do Najwyższej Izby Kontroli w sprawie brakujących teczek
Pismo Macieja Lisowskiego do Najwyższej Izby Kontroli w sprawie brakujących teczek
Źródło: NIK/tvn24.pl

Rekordowe zarobki

Kontrolerzy NIK sprawdzili zarobki 17 tzw. osób pierwszego kontaktu zatrudnionych w 2019 oraz w I połowie 2020 roku w ramach projektu pomocy pokrzywdzonym przestępstwem oraz osobom im najbliższym. Fundacja Lex Nostra wydała na świadczoną przez nie pracę łącznie 372 323 zł.

Jak wynika z przygotowanego przez kontrolerów zestawienia, najwięcej zarobiła Janina Lisowska - na podstawie dwóch umów zleceń. W sumie było to 78 273 zł. Żadna inna osoba pierwszego kontaktu nie otrzymała tyle pieniędzy za odbieranie telefonów.

Zbliżoną kwotę do Janiny Lisowskiej zarobiła jedynie prawniczka kancelarii Lex Nostra - 76 320 zł, ale było to wynagrodzenie za doradztwo prawne.

Gdy o zarobki Lisowskiej kontrolerzy zapytali jej syna, ten wyjaśnił, że zarobiła ona najwięcej, ponieważ pracowała najwięcej. Do 20 godzin na dobę, nawet w niedziele i święta.

Kontrolerzy przesłuchując Lisowskiego jeszcze niemal miesiąc później, 8 grudnia 2020 roku, zapytali go, jaki był katalog pomocy świadczony przez jego matkę. "Miał charakter informacyjny o tym, że w najbliższym czasie będzie udzielana pomoc w określonych miejscach. Zapisywano również dane kontaktowe do przyszłych beneficjentów" - oświadczył Lisowski.

Kontroler stwierdził też, iż z przekazanej mu dokumentacji wynika, że Lisowska "samodzielnie pełniła dyżur telefoniczny w maksymalnych liczbach godzin przypadających na dany miesiąc tj. 672 godziny w lutym (tj. 24 godziny dziennie przez 28 dni) oraz 744 godziny w marcu (tj. 24 godziny dziennie przez 31 dni)".

"Wydatkowane środki były nieproporcjonalne do uzyskanych efektów (…) co w konsekwencji należy uznać za działanie niegospodarne" - konkludował potem w notatce kontroler.

W informacji o wynikach kontroli NIK napisała później:

Okręgowy Ośrodek Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem w Płocku oraz dziewięć Lokalnych Punktów Pomocy rozpoczęły działalność dopiero od maja 2019 r. i przed tą datą Fundacja nie zapewniła potencjalnym beneficjentom możliwości złożenia wniosku o pomoc, ani dostępu do wsparcia specjalistów - prawników i psychologa. Ponadto dopiero pod koniec kwietnia 2019 r. Fundacja poinformowania właściwe miejscowo sądy powszechne, jednostki Prokuratury i Policji o rozpoczęciu świadczenia pomocy, a także (na początku maja 2019 r.) opublikowała te informacje na swojej stronie internetowej. W związku z powyższym wymienione powyżej wydatki na wynagrodzenie Prezes Fundacji [czyli Janiny Lisowskiej - red.] za okres luty-kwiecień 2019 r. należy uznać za nieracjonalne i nieefektywne, a w konsekwencji, na podstawie § 3 ust. 9 pkt b umowy dotacji, za wydatki niekwalifikowalne.
Informacja o wynikach kontroli NIK

Obok prezesa Mariana Banasia

Szef Fundacji Lex Nostra ostatecznie złożył nawet wniosek o odsunięcie kontrolerów, w którym zarzucał im m.in. brak bezstronności, brak kultury, wypowiadanie się w sposób "nacechowany wyższością" i żądania wydania dokumentów zawierających dane wrażliwe, a także w czasie, gdy Lisowski był na zwolnieniu lekarskim.

Jego wniosek nie znalazł uznania w oczach przełożonych kontrolerów. Z notatek wynika, że informował ich, iż kiedy m.in. chcieli z nim przeprowadzać czynności 17 września, był na obchodach rocznicy agresji ZSRR na Polskę, na której odznaczeniem został uhonorowany… prezes NIK Marian Banaś.

Czytaj także: