W takim miejscu, do jakiego nas przewieziono z hotelu, nie zostawiłabym nawet psa - żaliła się klientka biura "Kopernik" Beata Myślak. Najpierw - jak twierdzi - więziono ją w hotelu, a po interwencji konsula MSZ przewieziono do miejsca, które - jej zdaniem - uwłaczało ludzkiej godności. Jerzy Lach z urzędu marszałkowskiego województwa mazowieckiego zapowiedział, że jutro zostanie złożony wniosek do prokuratury ws. "Kopernika".
Od początku coś było nie tak
Ja jestem cała pogryziona przez pchły. Warunki koszmarne: brud, pleśń. Beata Myślak, poszkodowana klientka "Kopernika"
- Z chwilą, gdy wylądowaliśmy, zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak - powiedziała Myślak, która na wakacje wybrała się z dziećmi. - Najpierw turystów zostawiono samych w autokarze, poźniej przewieziono do (niewłaściwego) hotelu, wreszcie dostaliśmy w nocy karteczkę pod drzwi, że o godz. 11 musimy opuścić hotel - opowiadała w programie "24 godziny".
Jednak i to nie okazało się łatwe. Według relacji kobiety, najpierw rezydent próbował zabrać podróżnym paszporty, a po wymeldowaniu z hotelu pojawiła się policja z bronią. Polacy mieli też usłyszeć, że nie zostaną wypuszczeni, jeśli nie zapłacą za hotel. Uwolniono ich dopiero po interwencji polskiego konsula.
Ja bym tam nie zostawiła psa
Jednak na tym nie koniec przejść. - Pojechaliśmy, nawet nie wiem, jak mam to określić, w jakie miejsca. Ja bym nawet psa nie zostawiła w tym hotelu - opisywała sytuację Myślak. - Ja jestem cała pogryziona przez pchły. Warunki koszmarne: brud, pleśń.
Choć pani Beata za wycieczkę zapłaciła 3 tys. złotych, to podkreśliła, że nie chodzi o pieniądze. - Nikt nie odzyska tego czasu, tego urlopu - mówiła klientka 'Kopernika".
Jutro zawiadomienie do prokuratury
Uważam, ze to jest działalność przestępcza. Jerzy Lach, dyrektor Departamentu Kultury, Promocji i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Marszałkowskiego
O tym, że działanie upadłego biura podróży to działalność przestępcza, mówił w "24 godzinach" Jerzy Lach, dyrektor Departamentu Kultury, Promocji i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego. Zaznaczył, że jutro zostanie złożone zawiadomienie do prokuratury. Według niego, dyrekcja biura podróży w ogóle nie chciała współpracować.
- Udało nam się w ciągu 48 godzin sprowadzić do Polski prawie 1000 osób - podkreślał i mówił, jak wielkim wysiłkiem logistycznym to było. Lach poinformował, że pieniądze na wyczarterowanie samolotów i przewiezienie Polaków do kraju pochodziły z puli 1,2 miliona złotych. To suma, na jaką ubezpieczony był "Kopernik" w dwóch firmach ubezpieczeniowych.
Odnosząc się do sytuacji pani Beaty, Lach powiedział, że "nie bierzemy odpowiedzialności za to, co się dzieje na miejscu", bo za to odpowiada MSZ. Podkreślił jednak, że współpraca na linii MSZ-urząd marszałkowski, była "wręcz wzorcowa".
Podkreślił, że prawdziwymi winnymi sytuacji nie jest ani urząd marszałkowski, ani MSZ, tylko dyrekcja biura podróży, z którą do tej pory nie udało się skontaktować.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24