Co roku - zwłaszcza w sezonie letnim - powraca temat utonięć i tego, jak Polacy zachowują się nad wodą. Według danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny, w 2024 roku zgłoszono policji 488 wypadków, w wyniku których śmierć poniosły 444 osoby. Najwięcej osób utonęło w rzekach - było ich 121.
O statystykach utonięć mówiła w debacie "Śmierć pod wodą" w TVN24+ dziennikarka tvn24.pl Anna Kwaśny, autorka reportażu "Z plaży na cmentarz. Jak Polacy toną każdego lata". - Te liczby nie są w Europie bardzo dokładnie podawane, natomiast wiemy, że jesteśmy w czołówce, tej tragicznej - powiedziała.
- W tym sezonie najwięcej utonięć było 6 lipca, sześć w ciągu doby. Nie sposób nie połączyć tego z tym, że temperatura wynosiła 32 stopnie, ostrzeżenia w 13 województwach przed upałem. Niestety, słońce nas przyciąga - przekazała.
Kto najczęściej jest wymieniany w statystykach utonięć
Jak poinformował ekspert ratownictwa wodnego Marcin Siwek, podręcznikowy, najbardziej statystyczny przykład osoby, który jest najczęściej wymieniany w statystykach, to mężczyzna po 55. roku życia - często pod wpływem alkoholu.
- Pozytywna informacja jest taka, że dzieci i młodzież to jest absolutna mniejszość w tej statystyce. Te nasze dzieci i nasza młodzież jest naprawdę doedukowana - dodał. Zdaniem eksperta przyczyny utonięć są wielopłaszczyznowe, jednak zgodził się z tym, że "piękna pogoda prowokuje nas do wejścia do wody".
O tym, jak obecnie wygląda nauka pływania dzieci, mówiła była zawodniczka i trenerka Adrianna Wawrzynkiewicz. - Teraz nadal dzieci mniej więcej w drugiej klasie zaczynają chodzić na basen szkolny, ale to, co my myślimy o tym, co tam się dzieje, daleko odbiega od tego, jak by każdy chciał, żeby to wyglądało. Przede wszystkim jest za dużo dzieci na instruktora - oceniła.
Wskazała również na to, że w grupach często są dzieci, których umiejętności pływania są na różnym poziomie. - Nie chodzi o to, żeby te dzieci nauczyły się pływać kraulem, delfinem czy jakimkolwiek stylem (...), tylko chodzi o samo bezpieczeństwo w wodzie, żeby one potrafiły podstawy, czyli nauka oddychania i nauka samego leżenia na wodzie - tłumaczyła.
Świadomość "na wagę życia"
Kwaśny powiedziała, że ratownicy wodni zwracają uwagę na to, że nauka pływania jest w Skandynawii obowiązkowa - w przeciwieństwie do Polski. - Dlaczego uczymy dzieci zdawania na kartę rowerową, przepisów ruchu drogowego, a nie uczymy ich bezpieczeństwa w wodzie? - zapytała.
Siwek, na przykładzie szwedzkiego modelu nauki pływania, tłumaczył, że pierwotnym jego celem jest "uświadomić osobie, czy umiem pływać". - Jak mamy lekcję w drugiej klasie w tym programowym minimum i ta niefortunna 10-12-osobowa grupa bardzo niejednolitej młodzieży, dzieci, wchodzi na basen - to część sobie uświadamia, że może popłynąć od brzegu do liny (...), a druga w sposób dość bolesny uświadamia sobie, że tego nie może zrobić. To naprawdę głęboko zapada w pamięć - wyjaśniał.
- Świadomość, że nie umiem pływać jest na wagę życia - ocenił.
Na co uważać na otwartych wodach
Według trenera i byłego pływaka Tomasza Pąchalskiego, jedną z najbardziej istotnych rzeczy, gdy wybieramy się pływać na wody otwarte, jest "zdroworozsądkowe podejście" i "przewidywanie tego, co może się wydarzyć". - Jeżeli pływamy, to pływajmy wzdłuż brzegu. Jeżeli wchodzimy do wody, to starajmy się raczej w zespole, czyli z kimś dodatkowo. Jeżeli wchodzimy sami, to zadbajmy o to, żeby ktoś na brzegu obserwował nas - przekonywał.
- Prostym i łatwo dostępnym elementem obecnie na rynku jest boja, którą można nadmuchać i przypiąć do pasa. Ona ma dwie funkcje. Po pierwsze utrzymuje nas na tafli wody. Nawet jeżeli doszłoby do skurczu, złego samopoczucia, jesteśmy w stanie się jej złapać i leżąc na wodzie spokojnie utrzymujemy się na tafli. Druga kwestia jest taka, że to jest z reguły sprzęt, który ma bardzo jaskrawy kolor - tłumaczył.
W kwestii sprzętu wypornościowego przypomniał, że często ratownicy wodni zwracają uwagę na dmuchane materace, zwłaszcza na wspomnianych wodach otwartych, gdzie "dopóki człowiek znajduje się na materacu, jest bezpieczny". - Wówczas jego ciało się nagrzewa i jeżeli przyjdzie fala, podmuch wiatru, który powoduje, że człowiek spada do wody, wówczas ta sytuacja robi się bardzo niebezpieczna i często generuje zagrożenia. Czasami ludzie nie są w stanie w ogóle dopłynąć z powrotem do brzegu - ostrzegł.
Anna Kwaśny przypomniała także, że kiedy jesteś świadkiem tonięcia i chcemy pomóc, nigdy nie powinniśmy podawać tonącemu bezpośrednio ręki. Jak wyjaśniła, możemy wykorzystać gałąź, fragment koca, ręcznik lub odzież, w ten sposób nie narazimy siebie na wciągnięcie pod wodę.
Autorka/Autor: kgr/kab
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: FotoDax/AdobeStock