Policjanci weszli do prywatnego mieszkania w warszawskim Ursusie i zarekwirowali flagę Polski z dorysowaną błyskawicą, jednym z symboli Strajku Kobiet. Stało się to w sobotni wieczór, gdy w mieszkaniu był sam ojciec z trójką dzieci. - Czynności w zakresie zabezpieczenia śladów i dowodów muszą odbyć się natychmiast lub niezwłocznie po ujawnieniu przestępstwa - zapewnia policja. Na pytanie, kto uznał, że w ogóle doszło do przestępstwa, jednak nie odpowiada.
Narodowa flaga z dorysowaną błyskawicą - jednym z symboli Strajku Kobiet - wisiała na balkonie mieszkania na niewielkim zamkniętym osiedlu w warszawskiej dzielnicy Ursus. Wisiała, jak mówi właściciel mieszkania, od miesiąca. - Wspierałem w ten sposób żonę, która chodziła na marsze z innymi kobietami - wyjaśnia.
Zabrali flagę z błyskawicą Strajku Kobiet
W sobotę, tuż przed godziną 20, w mieszkaniu rozległ się sygnał domofonu. Mężczyzna tego wieczoru sam opiekował się trójką dzieci. - Po chwili w drzwiach stanęła umundurowana nasza dzielnicowa oraz towarzyszący jej policjant. Weszli do mieszkania bez mojej zgody i natychmiast skierowali się na balkon, skąd ściągnęli flagę. Nie zwracali uwagi na coraz bardziej przerażone sytuacją dzieci - relacjonuje mężczyzna.
Funkcjonariusze, jak wynika z jego opowieści, wyjaśnili, że podjęli interwencję, bo "ktoś przyszedł na komisariat i złożył zawiadomienie".
Według tej osoby mogło dojść do przestępstwa opisanego w artykule 137 paragraf 1 Kodeksu karnego, który brzmi: "kto publicznie znieważa, niszczy, uszkadza lub usuwa godło, sztandar, chorągiew, banderę, flagę lub inny znak państwowy podlega karze ograniczenia wolności do roku".
Nasz rozmówca twierdzi, że od funkcjonariuszy nie otrzymał żadnego dokumentu. Dopiero następnego dnia, podczas krótkiej wizyty na komisariacie, dowiedział się, że całość materiałów została przekazana przez interweniujących policjantów do prokuratury.
Pomoc sąsiada
W trakcie interwencji najstarsze z dzieci zjechało kilka pięter niżej i poprosiło, by do mieszkania przyszedł sąsiad - zawodowy żołnierz, w stopniu pułkownika.
- To, co się działo w moim mieszkaniu, przeraziło mnie, przerosło. Policjanci powtarzali, że ich obrażam, utrudniam czynności. Chciałem mieć świadka, że nic takiego nie robię, a sąsiad jako zawodowy żołnierz ma więcej doświadczenia w takich sytuacjach - mówi mężczyzna.
Reporterce TVN24 mężczyzna powiedział: - Cały czas nie mogę się uspokoić. To, co mnie najbardziej uderzyło, to zachowanie tych policjantów. Zachowanie w stosunku do mnie i taka bierność wobec dzieci, które płaczą i nie wiedzą, co się dzieje. I tak naprawdę brak trochę kultury i zachowania wobec ludzi, którzy przyszli mnie wspomóc w tej sytuacji. Mnie bulwersuje sama forma tego, co zostało zrobione. Jakieś wezwanie? Prośba o usunięcie? Może takie kroki [powinna podjąć policja - red.] najpierw?
Duża część policyjnej interwencji została również nagrana na dyktafon w telefonie. W trwającym ponad 45 minut nagraniu, które odsłuchaliśmy, nie ma żadnych przekleństw czy sygnałów wskazujących na agresywne zachowanie właściciela mieszkania.
Z nagrania wynika, że był tylko jeden nerwowy moment, gdy już w czasie obecności policjantów w mieszkaniu znów rozległ się sygnał domofonu. Z nagrania wynika, że jednocześnie za słuchawkę próbowali chwycić tak właściciel mieszkania, jak i policjant.
- To mój dom - wyjaśnia mężczyzna. - Zresztą, co słychać na nagraniu, po chwili okazało się, że i tak muszę ja odebrać domofon, gdyż policjant nie potrafił otworzyć drzwi kolejnej parze policjantów wezwanych im do pomocy - mówi.
Dodatkowo na miejsce przyjechał patrol Żandarmerii Wojskowej, który został wezwany przez sąsiada mężczyzny. Żandarmi jednak ograniczyli się do zebrania informacji od policjantów i oficera wojska.
Zażalenie na działania policji
Właściciel mieszkania jeszcze tego samego dnia skontaktował się z prawnikiem.
- Rozważamy poddanie kontroli zarówno czynności dokonanych przez policjantów, jak też samego zachowania policjantów w trakcie wykonywania czynności. Nie wykluczamy tu złożenia skargi czy zażalenia. Policja powinna, nim przystąpiła do odebrania flagi, wpierw wezwać mojego klienta do dobrowolnego jej wydania. Z pewnością czynność dokonana przez policję nie mieści się w katalogu "czynności niecierpiących zwłoki" i jej dokonywanie nie musiało przebiegać w sobotę przed godziną 20.00. W sobotę wieczorem policja mogła ograniczyć się do zrobienia dokumentacji zdjęciowej i podjęcia działań w późniejszym terminie, a nie gdy właściciel mieszkania opiekował się trójką dzieci - mówi mecenas Bartosz Obrębski.
Natomiast mężczyzna dodaje: - Nie rozumiem, w jaki sposób znieważyłem flagę. Co w takim razie choćby z kibicami naszych reprezentacji, którzy piszą na nich najróżniejsze hasła?
Skontaktowaliśmy się z oficerem prasowym Komendy Rejonowej Policji Warszawa III, której podlega komisariat w Ursusie. Poprosił o przesłanie pytań mailem. Zapytaliśmy w nim m.in. o to, czy sytuacja była aż tak nagła, że wymagała podjęcia interwencji na oczach trójki dzieci, w sobotę wieczorem, w momencie, gdy w domu był jedynie opiekujący się nimi ojciec?
"12 grudnia bieżącego roku policjanci z Komisariatu Policji Warszawa Ursus przyjęli zawiadomienie o przestępstwie z art. 137 kodeksu karnego w związku ze znieważeniem flagi narodowej poprzez umieszczenie na niej znaku tzw. 'błyskawicy'. Zawiadamiający wskazał flagę umieszczoną na konkretnym balkonie w jednym z bloków na terenie dzielnicy. W związku z zawiadomieniem funkcjonariusze policji zobligowani są do wykonania czynności w trybie art. 308 kodeksu postępowania karnego, tj. czynności w niezbędnym zakresie, gdzie w tym wypadku mieli obowiązek zabezpieczenia materiału dowodowego w postaci m.in. wskazanej im flagi. W trakcie czynności właściciel mieszkania otworzył im drzwi i po przedstawieniu się, okazaniu legitymacji oraz wskazania celu wizyty dobrowolnie wpuścił funkcjonariuszy do mieszkania, którzy następnie zabezpieczyli przedmiotową flagę demontując ją z poręczy balkonu" - napisał do nas mł. asp. Karol Cebula.
"Interwencja trwała kilkadziesiąt minut"
Karol Cebula zaznaczył też w odpowiedzi: "W myśl prawa procesowego m. in. ww. art. 308 k.p.k. czynności w zakresie zabezpieczenia śladów i dowodów muszą odbyć się natychmiast lub niezwłocznie po ujawnieniu przestępstwa. Cała interwencja trwała kilkadziesiąt minut i została przeprowadzona bez użycia jakiegokolwiek środka przymusu bezpośredniego".
Potwierdził też, co przekazał nam wcześniej właściciel mieszkania, że całość materiałów została przekazana do prokuratury. Zaznaczył też, że tam powinniśmy zwracać się o dalsze informacje.
Reporterka TVN24 prosiła policję o wystąpienie w tej sprawie przed kamerą, ale nikt z Komendy Stołecznej Policji się na to nie zdecydował.
Policję pytaliśmy też, kto zdecydował, że dorysowanie błyskawicy - symbol Strajku Kobiet na fladze narodowej stanowi jej znieważenie w myśl artykułu 137 Kodeksu karnego? Na to pytanie jednak nie dostaliśmy odpowiedzi.
O dalsze losy tej sprawy zapytaliśmy już prokuraturę. We wtorek po południu prokuratura poinformowała o wszczęciu śledztwa w sprawie znieważenia flagi.
"Forma ekspresji"
O ocenę postępowania policji była też we wtorek pytana w "Rozmowie Piaseckiego" dr Hanna Machińska, zastępczyni Rzecznika Praw Obywatelskich.
- Flaga jest chroniona. Jest ochrona konstytucyjna, ochrona w prawie karnym. Ale czy użycie tego symbolu, który charakteryzuje Strajk Kobiet, czyli błyskawicy [na fladze - red.], to znieważenie? - powiedziała Machińska pytana przez Konrada Piaseckiego o zdarzenia z Ursusa. - Ludzie kiedyś byli karani za noszenie białej róży - przypomniała. - Czy teraz będziemy za ten symbol Strajku karać ludzi? Wejście do mieszkania to naruszenie miru [domowego - red.]. To nieproporcjonalne działania - stwierdziła. Dodała, że tę sytuację oceni sąd.
Jej zdaniem, symbol błyskawicy to "forma ekspresji". - To mieści się w granicach wolności wypowiedzi - podkreśliła.
Źródło: tvn24.pl, TVN24