Termin porodu był wyznaczony na 26 grudnia, ale rodzice nie zdążyli dojechać do szpitala. Iga urodziła się wcześniej i do tego w samochodzie. Mama i córeczka czują się dobrze.
W środę do pana Mariusza zadzwoniła żona i powiedziała, że rodzi. Małżeństwo myślało, że ma jeszcze czas, bo termin porodu wyznaczony był na 26 grudnia. Spodziewali się, że może to być fałszywy alarm, ale ruszyli w drogę z Cieszyna do Rudy Śląskiej.
- Żona już tydzień temu była spakowana. Nie przypuszczaliśmy jednak, że tak szybko to pójdzie - mówi pan Mariusz.
Poród w samochodzie
Jak przyznaje, gnał ile fabryka dała. Do pokonania mieli 70 kilometrów. Dziecko jednak nie chciało dłużej czekać. - Żona urodziła w samochodzie, ok. 20 km przed szpitalem - dodaje szczęśliwy tata.
Dziewczynka waży ok. 4 kg i ma 55 centymetrów. W skali Apgar zdobyła 10 punktów. - Nic nie wskazywało na to, że losy tak się potoczą. Wczoraj byliśmy na kontroli. Życie jednak płata figle i dzidzia postanowiła, że razem spędzimy święta - przyznaje mama.
Śmieją się, że małej Idze było tak śpieszno, bo pewnie nie chciała odpuścić prezentu. Od tego roku zamierzają świętować o jeden dzień dłużej.
"Zdrowa i piękna córeczka"
W trakcie porodu, dzielna mama cały czas była w kontakcie z lekarzem. Gdy już było po wszystkim, owinęła dziewczynkę szlafrokiem, który miała na sobie. Zgodnie z zaleceniami lekarza zacisnęła też pępowinę. - Jedyne, co miałam pod ręką to gumka do włosów. Zacisnęłam więc nią pępowinę - mówi pani Iza.
Wszystko skończyło się dobrze. - Na świat przyszła zdrowa i piękna córeczka. Tatuś i mamusia byli bardzo dzielni - powiedziała pielęgniarka, która opiekuje się małą Igą.
Autor: pk / msin / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24