Na Ukrainie trwa dramat cywilów, którzy próbują wydostać się z ogarniętego wojną kraju. Gdy jest to możliwe, próbują uciekać korytarzami humanitarnymi. Jednak te często wcale nie są bezpieczne. O zagrożeniu mówił w "Faktach po Faktach" wolontariusz i dokumentalista Mateusz Lachowski.
- Z tymi korytarzami humanitarnymi jest naprawdę problem. Kiedy one były wcześniej otwierane w tym rejonie, zginęła na przykład trzyosobowa rodzina, bo została ostrzelana przez Rosjan. Wycofywała się i mimo pomocy ze strony Ukraińców nie udało się jej uratować. Z korytarzami humanitarnymi jest prawdziwy problem ze strony Rosjan. Albo nie są wprowadzane albo nie są respektowane, a jak już są, to są wykorzystywane do użytku wojennego - stwierdził Lachowski.
"Ataki na zachodzie, żeby zniszczyć morale Ukraińców, co będzie miało odwrotny skutek"
W niedzielę wojska rosyjskie przeprowadziły atak rakietowy na Międzynarodowe Centrum Operacji Pokojowych i Bezpieczeństwa w Jaworowie w obwodzie lwowskim, około 20 km od granicy z Polską.
- Tutaj wszyscy się spodziewają ataków na zachodnią Ukrainę. Spodziewano się ataku lądowego od strony białoruskiej. Dla nas, Polaków to jest dość wstrząsające, bo podobno to bombardowanie było słychać nawet w Polsce, a dla nich to wydaje mi się jest chleb codzienny. To jest efekt tej taktyki, którą stosują Rosjanie - atakowania cywili, tych miejsc, gdzie jeszcze jest bezpiecznie. Zachód Ukrainy jest teraz tym miejscem, gdzie jest bardzo dużo uchodźców, schroniło się dużo cywili, którzy uciekli ze wschodniej Ukrainy. Zachód kraju był zawsze mentalnym sercem - tam się mówi tylko po ukraińsku - więc myślę, że to jest tylko taki atak, żeby zniszczyć morale Ukraińców, co będzie miało totalnie odwrotny skutek - ocenił.
Lachowski dotarł na front 600 metrów od pozycji rosyjskich. - Mimo bombardowania, ostrzału w nocy, morale jest świetne, ale też usłyszałem, że rosyjskie morale jest słabe, że jest problem z jedzeniem, z temperaturą, bo jest strasznie zimno - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24. Opisywał, że ukraińscy żołnierze chronią się przed ostrzałem i bombardowaniem w ziemiankach.
"Tam wszystko jest zniszczone, prawie całe miasto jest prawie zrównane z ziemią"
Jak dodał, niedziela była bardziej "intensywna" pod kątem rosyjskiego ataku niż poprzednie kilka dni. - Dziś było sześć, siedem syren oznajmiających nalot i ostrzał rakietowy. One raczej spadały w bocznych obszarach Kijowa, nie w centrum. Ale to był dość intensywny dzień, ostatnie dni były spokojniejsze. To w nocy zaczynały się poważne ostrzały. Możliwe, że wszystkich nie słyszałem, bo byłem przez pół dnia na froncie - podkreślił dokumentalista.
Najgorzej - jak wyjawił - jest w Irpieniu. - Tam trwa tragedia. Jak ktoś powiedział, nie ma już żywych ludzi. Tam po prostu wszystko jest zniszczone, prawie całe miasto jest prawie zrównane z ziemią, dzisiaj zginął tam reporter amerykański - dodał Lachowski.
OGLĄDAJ NA ŻYWO W TVN24 GO:
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24