- Donald Tusk zapomniał o jednej podstawowej zasadzie - rząd już od czasów rzymskich ma za zadanie zapewnić obywatelom nie tylko chleb, ale i igrzyska - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 Roman Giertych. Jego zdaniem w poprzedniej kadencji igrzyska były, a "teraz jest nuda". Krytycznie rząd ocenił też Władysław Frasyniuk. - Dzisiaj widać, że ta ekipa od stu dni to jest ekipa, która zaczyna zupełnie od nowa - powiedział Frasyniuk.
Giertych pytany o powody spadku poparcia dla rządu powiedział: - W poprzedniej kadencji były igrzyska - spór pomiędzy prezydentem Kaczyńskim a premierem, spór PO i PiS, spór dotyczący Smoleńska. Coś się działo, a dziś nuda. To jest wina Donalda Tuska, że nie znalazł ciekawego tematu dla obywateli - zauważył były minister edukacji.
Jego zdaniem "wybory przekonały Polaków, że zagrożeniem nie jest dla nich już Jarosław Kaczyński i że on już do władzy nie wróci". - To spowodowało, że Tusk jest wnikliwie oceniany za wszystkie działania ministrów - zaznaczył Giertych.
Tykająca bomba
Z kolei zdaniem Władysława Frasyniuka "w poprzedniej kadencji Donald Tusk był zwolniony z jakiejkolwiek odpowiedzialności". - Najpierw miał alibi - Kaczyński, potem Smoleńsk i bardzo zręcznie to wykorzystywał. Rząd nie podejmował żadnych istotnych działań poza jednym, które zmniejsza przywileje emerytalne. Sądzę, że poszczególni ministrowie mają dużo więcej doświadczenia w zarządzaniu swoimi resortami, niż premier w rządzeniu państwem - stwierdził Frasyniuk.
Pytany o przegląd ministrów obecnego rządu przekonywał, że - wbrew opinii premiera - minister Rostowski nie jest najlepszym ministrem. - Przeciwnie, sądzę, że jest to największe zagrożenie dla Donalda Tuska, to jest tykająca bomba - ocenił.
To zupełnie inna kadencja
Łagodniej na wzrost niezadowolenia z działań rządu zareagował doradca prezydenta Tomasz Nałęcz. - Moim zdaniem pewien zawód z działania rządu bierze się właśnie z bardzo poważnego traktowania polityki. Moim zdaniem Polacy uwierzyli, że druga kadencja będzie zupełnie inną kadencją. To co opinia publiczna zauważyła to wpadki poszczególnych ministrów, idące na konto premiera - powiedział Nałęcz.
Według niego "kampania wyborcza przyzwyczaiła wyborców, że ministrowie to jest scenografia sceny politycznej, a liczy się premier". - Ten zawód wziął się stąd, że te pierwsze sto dni to nie były działania Herkulsa, tylko wpadki poszczególnych ministrów - ocenił Nałęcz.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24