Interwencja policji była zupełnie niepotrzebna - mówi kobieta zatrzymana w sobotę po południu przed budynkiem radiowej Trójki.
Policja w sobotę po południu zabrała do radiowozu kobietę, która stała przed siedzibą radiowej Trójki z rowerem i transparentami "PiSiory mordują utwory" oraz "Wolna Trójka bez dyrektora PiSiora". Na nagraniu opublikowanym przez posłankę Lewicy Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk widać, jak kobieta rozmawia z dwoma policjantami. Po chwili podjeżdża radiowóz, wysiada kolejnych trzech policjantów. Funkcjonariusze zabierają kobietę z rowerem do samochodu. Słychać, jak kobieta krzyczy: "proszę mnie zostawić".
W niedzielę rano rzecznik Komendy Stołecznej Policji oświadczył, że powodem zatrzymania był fakt, że kobieta nie chciała podać swoich danych, gdy policjanci chcieli ją wylegitymować.
"Zupełnie niepotrzebna" interwencja
Kobieta oceniła w rozmowie z TVN24, że interwencja "była zupełnie niepotrzebna". - Od początku mówiłam, że nie mam żadnego dokumentu tożsamości, natomiast nie chciałam podać swoich danych. Wypytywano mnie o dane, a ja powiedziałam, że nic takiego nie zrobiłam, żebym musiała panu (policjantowi - red.) swoje dane podawać - relacjonowała pani Beata w rozmowie z TVN24.
Jak powiedziała, funkcjonariusze trzykrotnie próbowali dowiedzieć się, jakie ma imię i nazwisko. - Powiedziano mi, że jeżeli nie podam swoich danych to zostanę zabrana na komisariat. Więc powiedziałam, że jak jest taka konieczność, to trudno, pojadę. I tak się stało - opowiadała. Gdy na komisariacie zapytała o powód, dla którego kazano jej się wylegitymować, miała usłyszeć, że "konieczne jest ustalenie tożsamości", ponieważ może być "osobą zaginioną lub poszukiwaną".
"To jest moja osobista prywatna kontestacja tej zmiany"
Zapytana, dlaczego zaczęła protest, pani Beata odparła: - To jest moja osobista prywatna kontestacja tej zmiany, która jest niedobrą zmianą, która zaczęła się w 2016 roku.
- To było naprawdę słychać w radiu, było słychać, jak zmieniają się audycje - powiedziała.
W związku z unieważnieniem 1998. notowania Listy Przebojów, na szczycie której znalazł się utwór Kazika "Twój ból jest lepszy niż mój" - nawiązujący do wizyty prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego na zamkniętym z powodu epidemii Cmentarzu Powązkowskim - z pracy w rozgłośni zrezygnowało wielu dziennikarzy. Wśród nich znaleźli się wieloletni prowadzący Listę Przebojów Marek Niedźwiecki, jak również Piotr Kaczkowski, Agnieszka Szydłowska, Hirek Wrona, Marcin Kydryński i Piotr Stelmach.
"Zapłacę, jeśli jestem winna"
Pani Beata uczestniczyła także w piątkowym proteście przed budynkiem radiowej Trójki, gdzie wieczorem zebrały się dziesiątki ludzi, sprzeciwiający się ostatnim wydarzeniom w rozgłośni. Jak powiedziała, wówczas także policjanci dwukrotnie próbowali wyciągnąć od niej dane osobowe, jednak nie została wylegitymowana, ani zatrzymana. Jak wskazała, wtedy jeszcze nie miała ze sobą transparentów.
- Później (w piątek - red.) przyjechałam na rowerze już z plakatami, wieczorem, było już bardzo mało ludzi. Wtedy pan policjant powiedział, że mogę dostać mandat za jeżdżenie po chodniku. Powiedziałam, że nie jest to chodnik, tylko parking, ale że skoro mogę dostać za to mandat, to nie będę już jeździła i przestałam jeździć. Także tych prób było strasznie dużo - mówiła.
Jak poinformowała, na razie nie została ukarana. - Myślę, że przyjmę mandat z pokorą. Zapłacę, jeśli jestem winna - zapewniła pani Beata.
Policja o zatrzymaniu kobiety
- Wbrew informacjom sugerowanym przez część osób, powodem zatrzymania nie było posiadanie transparentów czy pewnych napisów, ale fakt niepodania danych osobowych podczas czynności prowadzonych przez policjantów. Jest to obowiązek, kiedy policjanci legitymują osobę - tłumaczył w niedzielę tvn24.pl nadkomisarz Sylwester Marczak, rzecznik KSP.
Jak podkreślił, policjanci wielokrotnie rozmawiali z kobietą, a ona za każdym razem odmawiała podania swoich danych. - W takich sytuacjach istnieje prawdopodobieństwo, że możemy mieć na przykład do czynienia z osobą poszukiwaną. Wystarczyło podać swoje dane i pani mogłaby bez problemu przemieszczać się dalej - zaznaczył.
Rzecznik stołecznej policji odniósł się do tej sytuacji także podczas zorganizowanej przed południem konferencji prasowej w sprawie "strajku przedsiębiorców". - Podkreślam jeszcze raz, w ogóle nie interesuje nas, jakie ta osoba posiadała transparenty. Nie była traktowana jako uczestnik żadnego zgromadzenia, była sama, przejeżdżała kilkukrotnie w jedno i w drugie miejsce. Ale musimy mieć na uwadze jedną rzecz, że w ostatnim czasie dochodziło tam do zgromadzeń nielegalnych - mówił Marczak.
Dopytywany o tę sprawę zaznaczył, że w związku z protestami policjanci muszą zwracać uwagę na to, co może się wkrótce wydarzyć, a zjawienie się w tym miejscu osoby z transparentem "może wskazywać na to, że zaraz pojawi się nielegalne zgromadzenie". Jak dodał, dlatego kobieta była pytana, czy może dochodzić do kolejnych manifestacji i proszona o podanie swoich danych. - Już sam ten fakt wskazuje na to, jaki był cel działań ze strony policjantów - wskazał Marczak.
- Niestety można odnieść wrażenie, że raczej (kobiecie - red.) zależało na tym, żeby zostało to zarejestrowane przez media i podkręcane. W momencie, kiedy ta osoba została przewieziona do komendy, nie było żadnego problemu z podaniem swoich danych - zaznaczył. Dodał, że przekazała je jeszcze przed wejściem do komendy.
Źródło: TVN24