10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata - taki wyrok usłyszał były szef kancelarii premiera Tomasz Arabski, skazany w sprawie organizacji lotu do Smoleńska z 10 kwietnia 2010 roku. Wyrok jest nieprawomocny, Arabski zapowiedział już, że złoży apelację. Podkreślił w rozmowie z TVN24, że uważa "ten wyrok po prostu za niesprawiedliwy, w pewnym sensie absurdalny".
- W kontekście materiału dowodowego przyznam, że uważam ten wyrok za po prostu za niesprawiedliwy, w pewnym sensie absurdalny - podkreślił Tomasz Arabski w czwartek w rozmowie telefonicznej z TVN24.
Były szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów zapowiedział, że złoży apelację. - Czekamy na uzasadnienie sądu - dodał.
Również w czwartek obrońca Arabskiego mecenas Andrzej Bednarczyk ocenił wyrok jako niesprawiedliwy.
- Będę zalecał złożenie apelacji, ale to zależy od mojego klienta - mówił. Proszony przez dziennikarzy o komentarz do oceny sądu powiedział, że "do tego lotu [10 kwietnia 2010 roku, do Smoleńska - przyp. red.] w ogóle na tych zasadach nie powinno dojść".
Bednarczyk przekonywał, że jego klient nie miał na to wpływu.
CZYTAJ WIĘCEJ: Arabski skazany w procesie dotyczącym lotu do Smoleńska >
10 miesięcy więzienia w zawieszeniu
Sprawa toczyła się w pierwszej instancji przed Sądem Okręgowym w Warszawie od ponad trzech lat.
Stołeczny sąd skazał byłego szefa kancelarii premiera Tomasza Arabskiego na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. Karę 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok wymierzył ówczesnej urzędniczce kancelarii premiera Monice B. Troje urzędników uniewinnił.
Sąd uznał Arabskiego "za winnego tego, że w okresie od 16 marca 2010 roku do 10 kwietnia 2010 roku w Warszawie, będąc szefem KPRM, nie dopełnił ciążących na nim obowiązków z tytułu koordynatora odpowiedzialnego za organizowanie lotów polskich wojskowych statków powietrznych".
- W zawiązku z planowaną na 10 kwietnia 2010 roku wizytą zagraniczną prezydenta RP oraz towarzyszących mu osób na terytorium Rosji dopuścił na wykorzystanie specjalnego transportu lotniczego, wiedząc, że w Smoleńsku nie ma lotniska, na którym dopuszczone byłoby wykonanie operacji lądowania, czym spowodował rzeczywiste niebezpieczeństwo - uznał sąd.
- Sytuacja, jaka zaistniała przy organizacji lotu z 10 kwietnia 2010 roku podważa zaufanie do państwa. Co ma pomyśleć obywatel o państwie, które w sposób prawidłowy nie potrafi zorganizować lotu dla prezydenta i najważniejszych osób w państwie - wskazał sędzia Hubert Gąsior w uzasadnieniu wyroku.
Jednocześnie sędzia podkreślił, że w sprawie organizacji lotu zawinili nie tylko skazani w czwartek oskarżeni - ale instytucje państwa - poza KPRM także Kancelaria Prezydenta RP, która złożyła zapotrzebowanie na lot, oraz wojsko - 36. specpułk zajmujący się transportem najważniejszych osób w państwie.
Oskarżycielami bliscy ofiar katastrofy
Proces został zainicjowany z oskarżenia prywatnego. Podstawą złożonego w 2014 roku prywatnego aktu oskarżenia był artykuł 231 Kodeksu karnego, który przewiduje do 3 lat więzienia za niedopełnienie obowiązków funkcjonariusza publicznego.
Akt oskarżenia wniesiono po tym, gdy Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga umorzyła prawomocnie śledztwo w sprawie organizacji lotów premiera i prezydenta do Smoleńska 7 i 10 kwietnia 2010 roku. Oskarżycielami w tej sprawie zostali bliscy kilkunastu ofiar katastrofy, między innymi Anny Walentynowicz, Janusza Kochanowskiego, Andrzeja Przewoźnika, Władysława Stasiaka, Sławomira Skrzypka i Zbigniewa Wassermanna. Na początku procesu - który ruszył w marcu 2016 roku - do sprawy przyłączyła się prokuratura.
Na ławie oskarżonych zasiedli - poza byłym szefem Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z lat 2007-2013 Tomaszem Arabskim - dwoje urzędników kancelarii premiera - Monika B. i Miłosław K. oraz dwoje pracowników ambasady RP w Moskwie - Justyna G. i Grzegorz C.
Niedopełnione obowiązki
Arabskiemu oskarżyciele zarzucili między innymi niedopełnienie obowiązków w zakresie nadzoru i koordynacji nad zapewnieniem specjalnego transportu wojskowego dla prezydenta RP, w tym niepoczynienie ustaleń co do statusu lotniska w Smoleńsku, a także niepoinformowanie "uprawnionych służb o znanym mu statusie tego terenu, podczas gdy status lotniska miał istotne znaczenie dla bezpieczeństwa lotu i zakresu obowiązków służb".
Przekonywano ponadto, że Arabski "nie zapewnił sprawnego i terminowego" obiegu dokumentów niezbędnych do prawidłowego przebiegu lotu. Pozostałym urzędnikom zarzucono między innymi brak ustaleń w sprawie statusu lotniska, nieterminowe dostarczanie dokumentów oraz niezweryfikowanie aktualności tak zwanych kart podejścia do lotniska.
Monika B. uznana została za winną tego, że "będąc funkcjonariuszem publicznym - zastępcą dyrektora Biura Dyrektora Generalnego KPRM i osobą właściwą do dysponowania specjalnym transportem lotniczym na podstawie upoważnienia (...) udzielonego jej przez szefa KPRM nie dopełniła obowiązków (...) w ten sposób, że w związku z planowaną wizytą prezydenta w dniu 10 kwietnia 2010 roku (...) skierowała do realizacji zapotrzebowanie Kancelarii Prezydenta (...) pomimo braku wskazaniu w zapotrzebowaniu lotniska lądowania, dopuszczając w ten sposób do zorganizowania i wykonania lotu na miejsce lądowania, które nie było lotniskiem".
Prawomocny wyrok w sprawie byłego wiceszefa BOR
Dotychczas jedynym wątkiem dotyczącym wizyty z 10 kwietnia 2010 roku i zakończonym prawomocnym wyrokiem jest sprawa byłego wiceszefa Biura Ochrony Rządu generała Pawła Bielawnego.
W kwietniu 2017 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał orzeczenie pierwszej instancji skazujące Bielawnego na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata za nieprawidłowości przy ochronie wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Katyniu 7 i 10 kwietnia 2010 roku.
Autor: js//now / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Tomasz Gzell/PAP