- "Tchórzostwo" zabolało mnie najbardziej. Dla żołnierza to największa obelga. Ja po prostu starałem się wykonywać swoją pracę jak najlepiej - opowiada major Grzegorz Pietruczuk o wydarzeniach z 2008 r., kiedy odmówił lotu do objętej wojną stolicy Gruzji, czego domagał się prezydent Lech Kaczyński. Na pilota później zostało złożone doniesienie do prokuratury o odmowie wykonania rozkazu. W piśmie nazwano go tchórzem.
Mjr Pietruczuk w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" relacjonuje, że o locie do Tbilisi rozmawiał najpierw z dowódcą 36. specpułku płk. Tomaszem Pietrzakiem, który poparł jego decyzję, by nie podejmować takiego ryzyka. I wylicza, że załoga nie posiadała danych o sytuacji na lotnisku w stolicy Gruzji - o łączności, warunkach pogodowych i istnieniu zabezpieczenia radiotechnicznego.
O tym, że nie poleci do Tbilisi, Pietruczuk poinformował ministrów Władysława Stasiaka i Macieja Łopińskiego. Pietruczuk w wywiadzie mówi, że świadkiem tych rozmów był major Robert Grzywna, drugi pilot samolotu, który 10 kwietnia leciał do Smoleńska.
Telefon, faks, wizyta prezydenta w kabinie
Jak relacjonuje pilot, zadzwonił do niego p.o. dowódca wojsk lotniczych Krzysztof Załęski i nakazał wylot. Gdy generał nie potrafił powiedzieć o szczegółowych warunkach lądowania, zapytał, czy stery może objąć drugi pilot płk. Arkadiusz Protasiuk. Pietruczuk tłumaczy, że było to jednak niemożliwe, bo Protasiuk nie był wtedy wyszkolonym dowódcą załogi.
Później oficjalny rozkaz lotu do Tbilisi został wysłany faksem. Mjr Pietruczuk go nie posłuchał. Wtedy do kabiny wszedł prezydent Kaczyński, który - jak wynika z relacji pilota - miał go zapytać, "czy wie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych".
- Odpowiedziałem: "Tak, wiem, panie prezydencie". Na co prezydent miał stwierdzić: "W takim razie polecam wykonać lot do Tbilisi". - Pan prezydent odwrócił się i wyszedł" - opowiada pilot.
Pietruczuk nakazu prezydenta nie wykonał. - Miałem wrażenie, że walę głową w mur. Bo na moje racjonalne argumenty nie było żadnej merytorycznej argumentacji. (...) Od początku do końca wiedziałem, że mam rację - wyjaśnia w rozmowie z "GW".
"Tchórzostwo" - największa obelga dla żołnierza
Kilkanaście dni po tym incydencie poseł PiS Karol Karski złożył do prokuratury doniesienie, że Pietruczuk "odmówił wykonania nakazu", nazwał go tchórzem i stwierdził, że pilot "przyniósł wstyd państwu polskiemu i jego siłom zbrojnym".
- To "tchórzostwo" zabolało mnie najbardziej. Dla żołnierza to największa obelga. Ja po prostu starałem się wykonywać swoją pracę jak najlepiej. Do moich obowiązków należy zapewnić maksimum bezpieczeństwa pasażerom, a w tym konkretnym przypadku bardzo ważnym pasażerom - przyznaje major.
I podkreśla: - Latam do Iraku, do Afganistanu, latałem w czasie konfliktu do Bośni, do Czadu i nigdy strachu nie czułem. Odmowa prezydentowi wymagała wielkiej odwagi.
Lądował bo naciskano?
Pietruczuk nie chciał jednak odpowiedzieć na pytanie czy według niego przyczyną decyzji z 10 kwietnia kpt. Arkadiusza Protasiuka mogły być naciski na niego, by lądował w Smoleńsku. Ale zaznaczył:
- Przez głowę mi przeszło, że tak mogło być - powiedział tylko.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"