Z puszczą nie ma żartów, nawet największy wyga potrafi się zgubić. Nieprzyjemna przygoda zdarzyła się ostatnio dziadkowi z dwójką wnucząt. Gdy 62-letni mężczyzna zasłabł, na pomoc musiał przylecieć helikopter. Policję wezwano dzięki telefonowi dzieci.
To była zwyczajna wycieczka rowerowa po Puszczy Kampinoskiej. I pewnie na szukaniu pierwszych znaków wiosny by się skończyło, gdyby nie fakt, że opiekun grupy zaczął tracić przytomność.
Co gorsza cała trójka - dziadek oraz 14-letni chłopiec z 15-letnią siostrą cioteczną, stracili orientację w gęstym lesie.
- Na szczęście dzieci powiadomiły swoich opiekunów. Oni zadzwonili na policję - mówi TVN24 rzecznik Komendanta Stołecznego Policji, podinspektor Maciej Karczyński.
Ciemno, zimno, do domu daleko
Mimo, że policjanci od razu rozpoczęli akcje ratowniczą z wykorzystaniem psów i kilku radiowozów, nie byli w stanie namierzyć zagubionych. A w puszczy było coraz ciemniej.
- Natychmiast poderwaliśmy nasz policyjny śmigłowiec, który po krótkim czasie odszukał trójkę - mówi Karczyński.
Dzieci uprzedzone, by słysząc helikopter świeciły w górę latarkami, wskazały policjantom lokalizację. Przez gęsty las dojechał do nich bojowy wóz straży pożarnej.
Akcja skończyła się szczęśliwie - dziadek trafił pod opiekę lekarzy a dzieci, w ręce opiekunów.
Źródło: Kontakt TVN24, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, KSP