Stwierdzamy dzisiaj, że mamy do czynienia ze służbą partyjną, a nie państwową - powiedziała na czwartkowej konferencji Marta Lempart, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Komentowała reakcję policji na protest, który odbył się w środę w Warszawie. - Policjanci nie mieli naszywek, dokonywali bezprawnie legitymowania, nie podawali faktycznej podstawy prawnej swoich działań, a poza tym zachowywali się agresywnie w stosunku do demonstrujących, eskalowali, użyli środków przymusu całkowicie bezprawnie - mówiła.
Protest pod hasłem "Blokada Sejmu" rozproszył się w środę wieczorem po ulicach Warszawy. Pochód przez Śródmieście zakończył się na placu Powstańców Warszawy, gdzie policyjne oddziały prewencji odcięły drogi wyjścia i rozpoczęły legitymowanie uczestników. Dochodziło tam do przepychanek. Policja użyła gazu łzawiącego.
Kamery TVN24 zarejestrowały między innymi sytuację, gdy w tłumie doszło do przepychanek, a do akcji wkroczyli zamaskowani mężczyźni z pałkami teleskopowymi i gazem łzawiącym. Rzecznik komendy stołecznej przyznał, że to nieumundurowani policjanci.
Lempart o "bezprecedensowej sytuacji"
W czwartek przedstawicielki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet odniosły się do tych wydarzeń na konferencji prasowej.
Liderka OSK Marta Lempart mówiła, że "bezprecedensowa sytuacja zdarzyła się wtedy, kiedy prywatna osoba, pan wicepremier Kaczyński zarządził, że zajmie sobie kilkanaście ulic w Warszawie barierkami". Nawiązała tym do otoczenia barierkami terenu Sejmu i zamknięcia ulicy Wiejskiej.
Jak przekonywała Lempart, "nikt w urzędzie miasta nie słyszał nic o żadnym zajęciu terenu, nikt się o żadne zgody nie zwracał". - To oznacza, że ktoś po prostu wystawił nam tutaj całą masę żelastwa na ulice, wszystkie otaczające Sejm - powiedziała.
Zdaniem liderki Strajku Kobiet, "ważniejsze jest w tej sytuacji to, że panowie w policyjnych mundurach przyjęli prywatne zlecenie od pana Kaczyńskiego ochrony tego żelastwa, ochrony tych barierek".
Jak oceniła, "to jest standard węgierski". - Z tym mieliśmy do czynienia wczoraj - dodała.
"Wczoraj ostatecznie skompromitowała się formacja, która powinna być policją państwową"
Lempart uznała, że "wczoraj ostatecznie skompromitowała się formacja, która powinna być policją państwową". - Natomiast stała się policją partyjną, bo przyjęła (…) zlecenie prywatne od bardzo przestraszonego, jak wiemy, pana posła Kaczyńskiego - dodała.
Według niej, funkcjonariusze "służyli jako jego prywatna armia". Przekonywała także, że odmawiali podawania numeru służbowego czy nazwisk. - Policjanci nie mieli naszywek, dokonywali bezprawnie legitymowania, nie podawali faktycznej podstawy prawnej swoich działań, a poza tym zachowywali się agresywnie w stosunku do demonstrujących, eskalowali, użyli środków przymusu całkowicie bezprawnie - wyliczała.
- Stwierdzamy dzisiaj, że mamy do czynienia ze służbą partyjną, a nie państwową i tam, gdzie będzie to możliwe, będziemy mówić o panach w policyjnych mundurach, a nie o Polskiej Policji, bo to nie jest policja - uznała Lempart.
Gierdal: dotarłyśmy do 21 osób, które były wczoraj zatrzymane
Koordynatorka Grupy Prawnej Stowarzyszenia "Kampania Przeciw Homofobii" mec. Karolina Gierdal poinformowała, że OSK udało się dotrzeć do 21 osób, które zostały wczoraj zatrzymane. - Większość została zwolniona nad ranem dzięki wspaniałej pracy adwokatów i radców prawnych, którzy współpracują z nami i którzy po prostu siedzieli na komendach do 5-6 nad ranem i towarzyszyli wszystkim w czynnościach - mówiła.
- Dwie osoby mają wpisane w protokół zarzut czynnego udziału w zbiegowisku. Kilka osób usłyszało zarzuty związane z naruszeniem nietykalności cielesnej funkcjonariusza, w tym trzy osoby naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza nieustalonego - wyliczała. Jak wyjaśniała, termin ten oznacza, że "policja nie zna jego danych".
- Kilka osób usłyszało zarzut znieważenia funkcjonariusza oraz pojawiły się zarzuty z Kodeksu wykroczeń. Te, które są powiązane z rozporządzeniem covidowym, a wiec dotyczą tego, że ktoś organizuje bądź uczestniczy w zgromadzeniach, naruszając rozporządzenie ograniczające obecnie możliwość zgromadzeń - kontynuowała Gierdal.
Przekazała także, że w przypadku dwóch osób na prośbę ich obrońców organizowana jest obdukcja. - Każda osoba, o której dostałyśmy informację, ma obrońcę. Tak że wszystkie osoby są zaopiekowanie - zapewniła mecenas.
Rzecznik KSP o interwencji policji na proteście
Wyliczał, że chodzi o znieważenie i naruszenie nietykalności cielesnej policjantów, udział w czynnym zbiegowisku o charakterze chuligańskim, uszkodzenie mienia, zmuszanie policjantów do zaprzestania czynności służbowych. Pozostałe osoby zatrzymano, ponieważ odmówiły podania danych osobowych podczas legitymowania. Rzecznik KSP podkreślił, że zostały one zwolnione po ustaleniu ich personaliów na komisariacie.
Dodatkowo wylegitymowanych zostało 479 osób, skierowano 320 wniosków do sądu o ukaranie oraz 297 notatek do sanepidu o nałożenie kar administracyjnych za łamanie pandemicznych obostrzeń.
Marczak mówił, że na placu Powstańców Warszawy policjanci kilkukrotnie wydawali komunikaty nawołujące protestujących do rozejścia się. - Osoby nie reagowały. Zostały otoczone kordonem w prostym celu: wylegitymowania wszystkich osób i skierowania notatek do sanepidu, a w indywidualnych sytuacjach nałożenia mandatu karnego - powiedział. Wyjaśniał też, że funkcjonariusze reagowali na sytuacje, gdy zgromadzeni na placu próbowali wydostać się z kordonu i uniknąć legitymowania.
Protesty po decyzji o TK w sprawie przepisów aborcyjnych
Od 22 października w całym kraju trwają protesty, będące sprzeciwem wobec zaostrzenia - w wyniku orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego - przepisów antyaborcyjnych. Trybunał pod kierunkiem Julii Przyłębskiej orzekł, że przepis tak zwanej ustawy antyaborcyjnej z 1993 roku zezwalający na przerwanie ciąży w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Przepis straci moc wraz z publikacją wyroku, ale ten nie został jak dotąd ogłoszony.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24