Funkcjonariusz policji powinien przestrzegać prawa, powinien być przeszkolony, by umieć to robić, a także szanować ludzi oraz ich godność i zachowywać się w sposób humanitarny - mówił w TVN24 doktor Piotr Kładoczny, karnista z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Komentował działania policji podczas protestów w Warszawie.
Protest Strajku Kobiet pod hasłem "Blokada Sejmu" rozproszył się w środę wieczorem na ulicach Warszawy. Kamery TVN24 zarejestrowały między innymi sytuację, gdy w tłumie doszło do przepychanek, a do akcji wkroczyli zamaskowani mężczyźni z pałkami teleskopowymi i gazem łzawiącym. Część miała odblaskowe opaski z napisem "policja" na ramieniu, ale nie wszyscy.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak przyznał, że to nieumundurowani policjanci. Zdementował też pojawiające się w mediach społecznościowych informacje o tym, że mogło tam dojść do ataku bojówkarzy lub pseudokibiców.
"Najgorsze, co może się zdarzyć, to bezkarność"
Dr Piotr Kładoczny, karnista z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka komentował w TVN24 nagrania z protestów w Warszawie, na których zarejestrowano działania policji.
Pierwsze nagranie, które komentował Kładoczny, zostało zarejestrowane w czwartek przed Sądem Okręgowym. Widać na nim, jak funkcjonariusz odepchnął jedną z osób, która brała udział w manifestacji solidarnościowej.
- Ja bym to ocenił jako oczywiste przekroczenie granic dopuszczalnych i dopuszczalnej interwencji policyjnej. Nie wiemy oczywiście, co się stało w trakcie działania, na przykład co powiedziała ta osoba, która została powalona. Tym niemniej niezależnie od tego, co powiedziała, wszelka interwencja powinna być proporcjonalna. Nie widać żadnego uzasadnienia do tego, żeby trzeba było człowieka popchnąć, czy ewentualnie popchnąć tak, żeby się przewrócił. Jest to przekroczenie. Powinna policja działać także proporcjonalnie. Nie o to chodzi, żeby w ogóle nie mogła używać środków przymusu bezpośredniego, natomiast one muszą być po pierwsze celowe, po drugie muszą być proporcjonalne. Tutaj w ogóle nie widać uzasadnienia do zastosowania takiego środka - powiedział Kładoczny.
- Nie ma tutaj podstaw do tego działania, a wszelkie działania, które są bez podstawy prawnej, sugerują jasno przekroczenie uprawnień przez funkcjonariusza, czyli można by powiedzieć, że artykuł 231 mógłby tu być zastosowany - dodał.
Art. 231 § 1. Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3. § 2. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. § 3. Jeżeli sprawca czynu określonego w § 1 działa nieumyślnie i wyrządza istotną szkodę, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2. § 4. Przepisu § 2 nie stosuje się, jeżeli czyn wyczerpuje znamiona czynu zabronionego określonego w art. 228.
Kładoczny zaznaczył, że musielibyśmy poznać kontekst tego, co się wydarzyło, a w tej sprawie powinien zadecydować sąd. Dodał, że aby postępowanie zostało wszczęte, taką sprawę należałoby zgłosić. - Najgorsze, co może się zdarzyć, to bezkarność, zwłaszcza wtedy, kiedy widzimy, co się wydarzyło - powiedział.
"Nie ma żadnego powodu, żeby podejść i psikać"
Na kolejnym nagraniu, tym razem ze środowych protestów w Warszawie, widać, jak posłanka Lewicy Magdalena Biejat pokazuje legitymację policjantom i dostaje gazem w twarz od nieumundurowanego funkcjonariusza. - Wydaje się, że sprawa jest zupełnie oczywista. Nie ma powodu do jakiejkolwiek interwencji, nie ma powodu do psikania gazem, już nie mówiąc o tym, że przez osobę nieumundurowaną - powiedział Kładoczny.
- To jest oczywiste naruszenie przepisów prawa i uprawnień policjanta. Niezależnie od tego, czy ta pani poseł coś mówiła, czy nie, nie ma żadnego powodu, żeby podejść do niej i psikać - stwierdził. - To jest karygodne i należałoby wszcząć postępowanie dyscyplinarne w tej sprawie co najmniej, jeżeli nie karne również - dodał.
Zaznaczył, że funkcjonariusz powinien przestrzegać prawa, powinien być przeszkolony, by umieć to robić, a także szanować ludzi oraz ich godność i zachowywać się w sposób humanitarny.
"Ci ludzie nie byli agresywni tak, żeby coś podpalali, kogoś bili"
Na kolejnym wideo widać, jak grupa nieumundurowanych policjantów użyła pałek teleskopowych wobec ludzi na placu Powstańców Warszawy.
- W sytuacji, w której mamy otoczony plac umundurowanymi jednostkami policji, policjantami, z tego placu wydostać się nie można, demonstranci widzą wszędzie policjantów umundurowanych, to muszą się bardzo ci demonstranci zdziwić, jeżeli wpada do nich kilkanaście czy kilkadziesiąt osób nieumundurowanych i krzyczy "policja". Ponieważ policji jest wszędzie pełno umundurowanej. Takie działanie, moim zdaniem, ze strony policji nosi znamiona nawet pewnej prowokacji - ocenił Kładoczny.
Według świadków i parlamentarzystów nieumundurowani funkcjonariusze nie krzyczeli "policja", ale mieli na ramionach specjalne opaski. - Wejście czy wtargnięcie osób zupełnie nieoznakowanych, a nawet jeśli by mieli te opaski, to można je sobie kupić i każdy może je sobie kupić i założyć, to powoduje, że demonstrujący są przekonani, że działa jakaś bojówka czy bandyci. W związku z tym nie słuchają poleceń takich osób, to jest zupełnie oczywiste. Co więcej, bronią się przed takim działaniem osób nieoznakowanych jako policjanci, bo traktują ich jako potencjalne niebezpieczeństwo - komentował karnista.
Dodał, że "trzeba powiedzieć jasno - nieumundurowani policjanci, którzy tam wtargnęli, takie niebezpieczeństwo zamieszania i starć stworzyli, ponieważ nie było żadnego uzasadnienia do tego, żeby człowieka, który spokojnie w miarę przynajmniej stoi, demonstruje, krzyczy, wyciągać na siłę i bić ludzi pałkami teleskopowymi". - Bardzo się dziwię. Jestem bardzo zawiedziony postawą policji z przedwczoraj, ponieważ do tej pory wydawało się, że rozumie, że jest częścią społeczeństwa, do tego społeczeństwa następnie po zdjęciu munduru wróci i musi i powinna z tym społeczeństwem współżyć - mówił.
Powiedział, że nie wie, jeśli to prawda, dlaczego w ogóle wykorzystano antyterrorystów. - Ci ludzie nie byli agresywni tak, żeby coś podpalali, kogoś bili, czy wykonywali jakieś inne niebezpieczne działania - dodał.
"Nie wydaje mi się, żeby aż tylu funkcjonariuszy było potrzebnych"
Na ostatnim nagraniu pokazanym doktorowi Kładocznemu widać trzech funkcjonariuszy wynoszących dziewczynę z transparentem.
- Ja tu widzę przede wszystkim bardzo wątłą, nie urażając niczyich uczuć, osobę, którą trzech policjantów w tej chwili niesie, przypuszczalnie do samochodu policyjnego. Prawdopodobnie dlatego, tak myślę, że nie chciała sama tam pójść. Natomiast czy jest to niezbędne - zupełnie nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby aż tylu funkcjonariuszy było potrzebnych. Tym niemniej można założyć taką sytuację, że policjanci powiedzieli: poprosimy panią do samochodu, a ona nie chciała, w związku z czym podjęli działania interwencyjne w tym zakresie - powiedział Kładoczny.
Zaznaczył, że do takiego transportowania kobiety mógł być jakiś powód, ale na nagraniu go nie widać.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24