Przed siedzibą sądu okręgowego w alei "Solidarności" odbyła się demonstracja osób sprzeciwiających się zatrzymaniu aktywistki 26 października. Policjanci zatrzymali kilka osób. Na miejscu mediowały posłanki opozycji.
Pikieta była wyrazem solidarności z aktywistką zatrzymaną niespełna miesiąc temu na placu Trzech Krzyży i oskarżoną o czynną napaść na funkcjonariusza policji. Jak przekazał po godzinie 14 reporter TVN24 Przemysław Kaleta, przed budynkiem sądu było nerwowo. Dochodziło do przepychanek z policjantami. Na miejscu pojawiły się posłanki, które próbowały deeskalować sytuację. Funkcjonariusze otoczyli protestujących, ale po godzinie 14.30 policja odstąpili od działań i protest zakończył się.
"Policjanci zatrzymali co najmniej trzy osoby"
Przemysław Kaleta z TVN24 od początku obserwował sytuację przed Sądem Okręgowym w Warszawie. - Policjanci usunęli osoby, które znajdowały się w alei "Solidarności" (na jezdni - red.). Druga grupa osób usiadła na schodach sądu. Emocje nie opadają, dalej jest dość nerwowo pomiędzy osobami protestującymi a policjantami - mówił reporter.
Protestujący krzyczeli między innymi: "wszystkich nas nie zamkniecie". Dojście do drzwi zablokował kordon złożony z funkcjonariuszy.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak potwierdził, że na miejscu interweniowali policjanci. - Na wysokości Sądu Okręgowego w alei Solidarności osoby zablokowały ruch w kierunku Pragi, uniemożliwiając jednocześnie odjechanie radiowozu z osobą zatrzymaną - powiedział policjant.
- Policjanci zatrzymali co najmniej trzy osoby do naruszenia nietykalności cielesnej policjantów - podkreślił Marczak. Dodał, że trwają czynności z pozostałymi osobami, które między innymi odmówiły podania swoich danych. - Te osoby zostały otoczone przez policjantów - przekazał.
"To był spokojny protest, zaczęło się od prowokacji policji"
Jak relacjonował reporter TVN24, jeszcze przed godziną 14 na miejscu pojawiła się posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus, aby mediować. Parlamentarzystka podeszła do osób, które wciąż znajdują się na dziedzińcu. - Policjanci stoją w rzędzie przed wejściem do sądu i nie pozwalają przekroczyć tego miejsca, chyba że rzeczywiście idzie się do sądu. Na schodach wciąż siedzą protestujący - opisywał reporter.
Jak dodał, wcześniej przyjechali policyjni mediatorzy, ale protestujący nie chcieli z nimi rozmawiać. Reporter rozmawiał też z osobami, które pojawiły się na miejscu. - Uważam, że jest tu stanowczo za dużo siły. Jest tu nas posłów i posłanek trochę, mediujemy. Udało nam się doprowadzić do sytuacji, że kilka osób zostało wylegitymowanych i opuściły to miejsce – mówiła posłanka Scheuring-Wielgus. .
I dodała, że niektóre zgromadzone przed sądem osoby zostały zabrane na komendę. – Dwie albo trzy osoby wyjechały stąd na Żytnią, gdzie będą przesłuchiwane. Policjanci powołują się na artykuł, który mówi o nielegalnym zgromadzeniu, co jest totalnym absurdem – powiedziała Scheuring-Wielgus.
Z reporterem TVN24 rozmawiała również posłanka Klaudia Jachira. - Tradycyjnie nastąpiła eskalacja - krytykowała policję. - Staramy się łagodzić emocje po obu stronach - zapewniała.
- Nie tłumaczą, na jakiej podstawie zatrzymują. Nie bardzo wiedzą, co się dzieje. Próbowali ze mną familiarnie, że "panie starszy, jak się to jeszcze powtórzy, to się z panem policzymy". Staliśmy spokojnie, nagle zaczęli wyłuskiwać pojedyncze osoby. Jednego człowieka zaczęli wyciągać z tłumu i zaczęło się zamieszanie. To ewidentnie był spokojny protest pokojowy i zaczęło się od prowokacji policji - stwierdził jeden z uczestników pikiety.
Przemysław Kaleta opowiadał o sytuacji, w której policjanci postanowili wyciągnąć jedną z osób protestujących z tłumu i zaprowadzić do radiowozu. - Wtedy zaczęły interweniować posłanki, które są tutaj na miejscu. Posłanki próbowały obronić osobę przed zatrzymaniem - relacjonował reporter TVN24. Zaczęło się zamieszanie i szarpanina. - W to wszystko włączyły się posłanki, a wśród nich też poseł Monika Falej, która została dość mocno odepchnięta od osoby zatrzymywanej przez funkcjonariuszy policji – przekazał.
"Była to pokojowa manifestacja i nagle zainterweniowała policja"
Jak zaznaczył reporter TVN24, funkcjonariusze reagowali stanowczo w stosunku do obrońców aktywistki Izy zatrzymanej 26 października w trakcie manifestacji Strajku Kobiet.
"Pikieta solidarnościowa z aktywistką zatrzymaną na proteście kobiet 26 października na placu Trzech Krzyży. Iza jest oskarżana o czynną napaść na funkcjonariusza policji, prokuratura wnioskuje o zamknięcie jej w areszcie śledczym. Jest to druga rozprawa w tej sprawie - prokuratura odwołała się od decyzji sądu, który puścił ją wolno 28 października" - napisali na Facebooku organizatorzy czwartkowego protestu.
Po godzinie 13, w czasie konferencji prasowej Strajku Kobiet, zajścia przed sądem skomentowała jedna z koordynatorek wspomagających pomoc prawną. - Trwają zatrzymania pod sądem w alei "Solidarności", gdzie odbywała się manifestacja solidarnościowa z osobą, która miała rozpatrywane odwołanie prokuratury od wniosku o areszt - mówił. - Policja zatrzymała w kordonie kilkanaście osób. Jedna osoba jest prawdopodobnie już zatrzymana oficjalnie, czyli procesowo i będzie przewieziona na komendę. Nie wiemy, co z pozostałymi osobami, czy będą tylko legitymowane, czy faktycznie zostaną przewiezione na komendę - powiedziała Karolina Gierdal, koordynatorka pomocy prawnej dla uczestników Strajku Kobiet.
I dodała, że z relacji jej koleżanek wynika, że "była to pokojowa manifestacja i nagle zainterweniowała policja".
Ok. godziny 14.30 policyjna interwencja zakończyła się. – Policjanci otworzyli szpaler i osoby protestujące opuściły to miejsce. Sprzed sądu wyprowadzeni zostali również posłowie i dziennikarze – przekazał Kaleta.
– Rozmawiałam z dowódcą i poprosiłam, żeby wypuścił tych ludzi, bo nie ma sensu ich tu trzymać – poinformowała posłanka Urszula Zielińska.
Jak mówił już po zakończeniu protestu Sylwester Marczak, podczas interwencji zatrzymano ostatecznie co najmniej trzy osoby, w związku z naruszeniem nietykalności cielesnej policjanta. Wyjaśniał, również, że osoby otoczone kordonem odmawiały podania danych osobowych. - Odmowa podania danych zawsze kończy się zatrzymaniem – powiedział Marczak. Jak zastrzegł, gdyby dane zostały podane już na początku interwencji, "czynności policjantów dawno by się zakończyły".
Sąd odrzucił wniosek o areszt dla aktywistki
Demonstrujący zebrali się przed gmachem sądu w związku z posiedzeniem aresztowym Izabeli O., która jest podejrzana o czynną napaść na funkcjonariusza policji i udział w zbiegowisku podczas protestów przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
Prokuratura wystąpiła o dwumiesięczny areszt tymczasowy wobec kobiety. Jeszcze w październiku Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia nie przychylił się do wniosku prokuratury i nie zastosował w tej sprawie aresztu. Śledczy złożyli odwołanie od tej decyzji.
W czwartek warszawski sąd okręgowy rozpoznał to zażalenie na posiedzeniu niejawnym. Jak przekazała PAP Agnieszka Helsztyńska, obrończyni kobiety, sąd okręgowy utrzymał w mocy postanowienie sądu rejonowego. - Sąd okręgowy, tak jak sąd rejonowy nie znalazł przesłanek, które przemawiałyby za zastosowaniem dwumiesięcznego aresztu. Sąd skupił się w uzasadnieniu na braku obawy matactwa i na nieprawidłowej obecnie kwalifikacji prawnej czynu - zaznaczyła Helsztyńska.
- To dla mnie duża ulga i jednocześnie sądzę, że inne postanowienie nie mogło zapaść. Nie ma żadnych przesłanek, żeby trzymać mnie w areszcie. To był absurdalny pomysł prokuratury - skomentowała po ogłoszeniu decyzji przez sąd sama aktywistka.
Dodała, że dalej będzie walczyć o swoją przyszłość. - Bo w momencie, kiedy nie możemy liczyć na system, w którym funkcjonujemy to musimy liczyć na siebie nawzajem. I to sobie dajemy, co pokazały wyraźnie ostatnie wydarzenia - zaznaczyła kobieta.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24